Ratunek dla szaraka
Nie tak dawno w Polsce żyło 3 mln zajęcy. Dziś niespełna pół miliona Jaki zając jest, dokładnie zając szarak… rzadko kto widzi. I jeżeli nic nie zrobimy, wkrótce pozostanie nam tylko jego wizerunek w książkach i na kartkach wielkanocnych. Nie tak dawno żyło w Polsce ponad 3 mln szaraków i nawet je eksportowaliśmy. Dziś naukowcy szacują, że mamy ich najwyżej pół miliona, i to bardzo nierównomiernie rozmieszczonych. Szczególnie źle pod względem „uzajęczenia” jest na Dolnym Śląsku. Dlatego naprawdę trzeba bić na alarm. Niewielu ludzi zna szaraki tak dobrze jak Lidia i Maciek Piaseccy. Od kilku lat działają na rzecz odtwarzania gatunku, prowadząc hodowlę w zagubionym wśród łąk i lasów Paszkowie koło Polanicy-Zdroju. Na końcu świata Trafić tu niełatwo, mimo wskazówek i drogowskazów. A kiedy już dotrzemy, zielona tabliczka z przekreślonym słowem „świat” potwierdza, że naprawdę przekraczamy jakąś granicę. Lidia i Maciek Piaseccy też ją kiedyś przekroczyli. Urodzeni w mieście, przez długie lata nie myśleli o innym życiu. Ona – nauczycielka przyrody, on – pracownik różnych firm. – Mój zawód wymaga pasji i sądzę, że przez wiele lat ją miałam. No cóż, przyszło wypalenie. Do tego dzieci dorosły i poczuliśmy syndrom pustego gniazda – wspomina Lidia. Mówiąc banalnie, chcieli rozpocząć życie raz jeszcze. Przede wszystkim gdzieś w cudownym miejscu, blisko dzikiej przyrody. Konkretne pomysły zrodziły się w czasie pierwszych wakacji bez dzieci. W Bieszczadach zaczęli szukać starych, drewnianych domów. Ludzie również tam chcą żyć jak w XXI w. i dawne domostwa przeznaczają albo na opał, albo – bardziej z sentymentu niż zachłanności – na sprzedaż takim właśnie dziwakom. Dom, rozebrany na belki, kosztował niewiele, ale to był dopiero początek. Każda belka, każdy element zostały opisane, by potem mogły trafić na swoje miejsce. – To była taka układanka, jak z klocków lego – wyjaśnia Maciek. Siedząc w gościnnym pokoju bieszczadzkiego domu, będącego obecnie pensjonatem, trudno byłoby zgadnąć, która belka czy fragment ściany są oryginalne, a które pieczołowicie odtworzone lub dobrane. W kominku trzaskają szczapy, pachnie drewnem. Czystością też, bo pensjonat czeka na weekendowych gości. Całe lato pokoje były non stop zajęte. Dopiero od jesieni przyjezdni zjawiają się tylko na trzy dni w tygodniu. Z tej działalności udaje się jakoś żyć, hodowla zajęcy to jedynie hobby. Nie planowali ani stawiania u siebie klatek, ani jeżdżenia z podrośniętymi zwierzętami. Tutaj, na końcu świata, spotkali jednak zapaleńca, który ma szczególny stosunek do przyrody, a on zaraził ich ideą ratowania gatunku skazanego na wymarcie. Jednocześnie wspomógł przedsięwzięcie finansowo. – W zasadzie jestem u niego pracownikiem – stwierdza Maciek. Wyraźnie nie docenia własnych starań, bo żywe zające przeznaczone do wypuszczenia nie są chodliwym towarem. Chyba że sprzeda się je za granicę ku rozrywce, bardzo krótkiej, myśliwych. Piasecki szuka odbiorców w kraju, głównie – czy nawet wyłącznie – w kołach łowieckich zainteresowanych odnową gatunku. Ci myśliwi wiedzą, że przez najbliższe lata nie zapolują na szaraka. Bo kiedy liczba zajęcy na 1 ha spadnie poniżej pięciu sztuk, nie wolno do nich strzelać. Gdy Maciek znajdzie zainteresowanych, doradza, gdzie i jak wystąpić o sfinansowanie akcji. Sam nie może o to się starać ani zwierząt po prostu wypuścić. Takie są przepisy. Piaseccy oceniają, że mimo tych wszystkich trudności dzięki nim w warunkach naturalnych znalazło się ponad 5 tys. zajęcy. Zwierzakom dobrze się dorasta na końcu świata i rzadko je ktoś niepokoi. Zające nie uznają spoufaleń, nie tylko z ludźmi. W pary łączą się jedynie w okresie rui, zwanej parkotami. Ale tu, w hodowli, są cały czas razem i, początkowo ku zdziwieniu opiekunów, nie ma bijatyk ani innych awantur. Przeciwnie, tulą się do siebie i są wyraźnie zadowolone. Chyba że od razu się sobie nie spodobały. Wiadomo przecież, że mają charakterki. Wtedy pozostaje tylko rozdzielić takie pary. Czasem zaglądają tu miłośnicy zwierząt. Działaczka Fundacji Centaurus relacjonowała wzruszona, jak wygodne i obszerne są klatki. Do tego wszystkie odwrócone na południe, bo zające lubią się wygrzewać na słońcu. Jak roztropnie dobrana jest ich dieta i nawet miseczki są zimą podgrzewane. Szaraki przez pierwsze miesiące życia są razem z rodzicami, potem trafiają









