Reforma teatru jest niezbędna – rozmowa z Izabellą Cywińską

Reforma teatru jest niezbędna – rozmowa z Izabellą Cywińską

Coraz częściej zdarza mi się, że wychodzę w połowie spektaklu, bo nie interesuje mnie, co młody twórca czuje ani co go aktualnie boli Zdecydowała się pani na odejście z Ateneum. Dlaczego? – W wywiadzie udzielonym „Gazecie Wyborczej” powiedziałam na ten temat już wszystko, co miałam do powiedzenia. Potem jeszcze wiele mówiono w radiu i w telewizji o mojej rezygnacji. Nie chcę już wracać do tego tematu. Ateneum to rozdział zamknięty? – Zdecydowanie tak. Jestem zadowolona, że znów jestem wolnym strzelcem. Mogę reżyserować, co chcę i z kim chcę. Aktualnie piszę scenariusz filmowy, mam nadzieję wrócić do filmu, ale nie zapomnieć też o teatrze. Rozmawiam m.in. z Tadeuszem Słobodziankiem, dyrektorem Teatru Na Woli. Cenię jego myślenie o teatrze, a fakt, że nie ma stałego zespołu, i to, że spektakle można robić z ludźmi, których reżyser sam sobie dobierze, zgodnie z wzajemnym rozumieniem i podobną wrażliwością, jest nie do przecenienia. Zaangażowanie w genach „Zawsze miałam wodzowskie skłonności, byłam wójtową w klasie, kapitanem drużyny koszykarskiej i pewnie stąd moje dyrektorowanie”. Wyzwania są pani żywiołem? – Tak! Pewnie już taka się urodziłam, byłam taka w dzieciństwie i młodości, skoro wybrali mnie kiedyś, jak pani przypomniała, aż na wójtową w IV klasie! Dowodzenie związane jest z niemałą ilością kłopotów, przykrości, ale za to udany skok przez wysoko postawioną poprzeczkę przynosi jeszcze więcej radości. Szczęśliwie los obdarzył mnie takim charakterem, że pamiętam dobre rzeczy. Ze złych staram się wyciągać wnioski albo zapominam. Mam na koncie kilka boleśnie przegranych „meczów”. Bywały noce, kiedy płakałam w poduszkę, ale mimo to uważam moje życie za spełnione. Co pani pomaga w życiu? – Co? Wiara w sukces. Tak… jeśli cokolwiek zaczynam, wierzę, że to się dobrze skończy. Bez tego nic nie może się udać. Zaangażowanie społeczne ma pani w genach. Pani dziadek był senatorem II RP, jeden pradziadek – prezesem Klubu Polskiego w Sejmie Galicyjskim, drugi – bohaterem powstania styczniowego. – Jeszcze inny pradziadek – pozwoli pani, że się pochwalę – Fryderyk Skarbek, wybitny ekonomista, był związany z rodziną Chopina, kiedy mieszkali jeszcze w Żelazowej Woli, i to na jego cześć nazwano małego Chopina Fryderykiem. Skarbek pomagał Fryckowi finansowo. Jak na takich przodków powinnam być znacznie bardziej zaangażowana, ale robię, co mogę, dzielę się swoimi doświadczeniami i wiedzą z innymi, bo jest to największa i jedyna wartość, jaką dysponuję. I proszę się nie śmiać z tego, co teraz powiem, bo to zabrzmi naiwnie, ale w zamierzchłych już czasach, kiedy byłam ministrem, na samym początku naszej niepodległości ministrowanie było czymś w rodzaju pracy społecznej. Wcale nie żartuję! Za byle jakie pieniądze pracowaliśmy od świtu do nocy z przeświadczeniem wagi naszej szczególnej misji. Tak było. Wtedy czuliśmy się nie tylko urzędnikami. Tego od nas oczekiwał i wymagał premier Tadeusz Mazowiecki i te niezwykłe czasy, w których na naszych oczach i za naszą sprawą „działa” się historia. Kiedy była pani ministrem kultury w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, proponowała pani uzależnienie dotacji od aktywności i poziomu artystycznego teatrów. Czy taka reforma nie przydałaby się dzisiaj? – Tak. Reforma teatru jest niezbędna. Wszyscy się jej boją. Boją się coś zmienić, bo aktorzy bronią swego status quo jak niepodległości. Aktorzy to sól ziemi teatru, ale w tym wypadku nie mają racji i nie powinni swojej przewagi wykorzystywać. Tak jak jest teraz, dalej być nie może. Inny jest świat dookoła nas, toteż w większości innym obecnie wartościom, aniżeli było to w czasie, gdy budowano teatralne struktury organizacyjne, służą dziś artyści. Teraz teatr jest biedny i pozostał mu tylko prestiż u niewielu, podczas gdy po przeciwnej stronie jest kasa i popularność u milionów. Aktorzy często muszą podejmować trudną decyzję: co wybrać. Tak czy inaczej, nie należy liczyć na cud, że samoistnie, bez reformy urodzi się z tego starego teatru jakiś nowy, lepszy. Reforma teatru jest konieczna i wymaga niezwykłej rozwagi, żeby nie wylać dziecka z kąpielą. Co pani sądzi o prywatnych teatrach? – Obserwuję teatr Imka i jestem pełna podziwu. Karolak doskonale funkcjonuje, robi ambitne przedstawienia, a nawet narodził się pewnego rodzaju snobizm na jego teatr. Stał się miejscem prestiżowym, podobnie – ale inaczej –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2011, 2011

Kategorie: Kultura, Wywiady