Chiny w czasach zarazy

Chiny w czasach zarazy

Warszawa 15,06,2016 r, dr hab. Bogdan Goralczyk, prof. UW Politolog, sinolog, dyplomata, publicysta. fot.Krzysztof Zuczkowski

Zaufanie do władzy zostało pod wieloma względami zachwiane. I władza doskonale o tym wie Prof. Bogdan Góralczyk – politolog, sinolog Panie profesorze, co ten koronawirus zrobił z Chinami? Wielkie mocarstwo w tarapatach? – Gdybyśmy rozmawiali trzy miesiące temu, rozważalibyśmy, jakie skutki przyniesie wojna handlowa pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Chinami. Zawieszona. – 15 stycznia tego roku prezydent Trump z głównym chińskim negocjatorem Liu He podpisali w Białym Domu tylko zawieszenie broni. Nie traćmy z pola widzenia faktu, że większość ceł została utrzymana i że to tylko rozejm na czas kampanii prezydenckiej w USA. Potem spór może wrócić, i to nawet na większą skalę. Czy wojna handlowa z Chinami to autorski pomysł Trumpa, czy ma ona głębsze zakorzenienie w myśleniu amerykańskich elit? – Ma głębsze zakorzenienie. Gdyby się przyjrzeć spolaryzowanej scenie wewnętrznej w USA, to jednolite stanowisko obu głównych partii dotyczy jedynie kwestii podejścia do Chin. Po prostu Chiny pokazały Stanom Zjednoczonym, że są dla nich wyzwaniem nie tylko handlowym i gospodarczym, ale także technologicznym. Na dodatek w wysokich technologiach. A jeśli wyprzedziłyby Stany w wysokich technologiach, to za tym idą kosmonautyka, zbrojenia, a w końcu pozycja w świecie. Tak naprawdę o to toczy się gra. Stąd mamy znaną w Polsce sprawę Huawei, stąd mamy 5G, bo Chińczycy są tu do przodu, stąd jest konkurencja w rozwoju sztucznej inteligencji itd. I epidemia została rozniesiona Wojna handlowa to jedna plaga, która spadła na Chiny, a teraz ten koronawirus. – Zanim do niego dojdziemy, trzeba jeszcze wymienić parę czynników. Od czerwca ub.r. mamy również niezakończone demonstracje w Hongkongu. Trzeba przyznać, że władze w Pekinie wykazały się dalekowzrocznością, cierpliwością i, wbrew oczekiwaniu wielu na Zachodzie, wojska na ulice nie wyprowadziły. Ale sprawa nie jest rozwiązana. Wydarzenia w Hongkongu wprowadziły trzeci element, którego w Europie się nie dostrzega, ale on jest w chińskim myśleniu. Otóż na początku stycznia tego roku miały miejsce wybory na Tajwanie. Zakończyły się niespodzianką. – W wyniku demonstracji w Hongkongu na wyspie diametralnie zmieniły się nastroje społeczne. Przed demonstracjami sondaże na Tajwanie mówiły, że wygra Kuomintang, czyli Partia Narodowa, która była gotowa pójść na porozumienie i rozmowy pokojowe z Pekinem. Ale nie wygrała, utrzymała się administracja pani Tsai Ing-wen, która jest przeciwna takim rozmowom i walczy o tożsamość tajwańską, jakkolwiek to brzmi. I na to dopiero nałożył się wirus. A my nawet nie wiemy, skąd się wziął. – Nawet eksperci WHO tego nie wiedzą. Nie wiemy też, jak się przenosi, poza jednym – przenosi się poza Chiny. Mamy ogniska choroby w Korei Południowej, we Włoszech i w innych miejscach. Czyli grozi nam pandemia. Natomiast dla Chin wnioski są następujące. Po pierwsze, wiemy już na pewno, że wirus ujawnił się pod koniec grudnia w mieście Wuhan. Doktor Li Wenliang zaalarmował, że pojawiła się zaraza, że jest problem. I zgodnie z naturą państwa autorytarnego został przywołany do porządku, musiał podpisywać lojalki. Ale gdy 33-letni dr Li zmarł na posterunku w szpitalu, stał się bohaterem chińskiego internetu i chińskiej świadomości. Po drugie – wiemy również na pewno, przynajmniej ja wiem, że na początku stycznia przewodniczący Xi Jinping też już wiedział, że jest wirus. Ale z jakichś sobie tylko znanych powodów nie ujawnił tego. I pozwolił, by ruszyła największa na świecie wędrówka ludów – chiński Nowy Rok, który przypadał na 25 stycznia. I kiedy ludzie już wyjechali, z samego Wuhanu, miasta 11-milionowego, wyjechała jedna czwarta czy jedna trzecia mieszkańców, epidemia została rozniesiona. Pojechali do swoich rodzin. W Chinach Nowy Rok jest jak u nas Wigilia. – Dopiero w tym momencie władze zawiadomiły Światową Organizację Zdrowia i przyznały, że jest problem. Czyli spóźniły się, popełniły ten sam błąd, co w przypadku koronawirusa SARS. Z tym że SARS pochłonął 770 ofiar, a w chwili, kiedy rozmawiamy, bo dane codziennie się zmieniają, jest 2,7 tys. ofiar COVID-19 w samych Chinach. Wtedy władza uznała, że sytuacja rzeczywiście jest poważna. – Mówiłem publicznie o tym, że papierkiem lakmusowym będzie fakt, czy Chiny odwołają sesję doroczną parlamentu, która miała się rozpocząć 5 marca. Jej clou jest orędzie premiera, raport o stanie państwa. Ten raport, jeżeli w Chinach nie dzieje się nic nadzwyczajnego, jest głównym

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2020, 2020

Kategorie: Wywiady