Rehabilitacja zbrodniarzy?

Rehabilitacja zbrodniarzy?

Polacy nie powinni bezczynnie przyglądać się kreowaniu bojówkarzy na bohaterów Ukrainy

W okresie PRL nie do pomyślenia była heroizacja OUN-UPA, problem wyciszono, co zaowocowało powszechnym brakiem wiedzy o założeniach ideologii Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i zbrodniach popełnionych przez UPA – twór Bandery. O polskim holokauście funkcjonowała pamięć w rodzinach, zbyt wielu naszych bliskich zostało pod darnią kresową. Moje refleksje utożsamiają mnie z rzeszą tych, których za sprawą UPA dotknęło nieszczęście. Ciągle wracamy do pytania: dlaczego dotąd nie zostali potępieni wykonawcy tych okrutnych zbrodni?
Po 1989 r. upiory w Polsce odżyły. Przeżyłam szok po przeczytaniu artykułu T.A. Olszańskiego „Pamięć o Kresach tak, ale jaka?” („Rzeczpospolita”, 5-6.01.1991 r.). Dowiedziałam się o jakimś Niepodległym Zjednoczonym Państwie Ukraińskim i o tym, że oddziały ukraińskie walczyły na dwa fronty z Sowietami i Polakami. Na Wołyniu były rabunkowe bandy dezerterów, a UPA była ukraińską armią partyzancką walczącą o oficjalnie restytuowane w 1941 r. państwo ukraińskie.

Szczytem hipokryzji

była rewelacyjna teza Olszańskiego o AK. Cytuję: „Współpraca Armii Krajowej z partyzantką i armią sowiecką była także kolaboracją z wrogiem Polski i na dużo większą skalę niż współpraca UPA z niemieckimi siłami zbrojnymi”. Tyle kłamstw w jednym artykule.
Następne artykuły były i są utrzymane w tym mniej więcej tonie. Zrozumiałam, że odwraca się karta naszej dramatycznej historii, celem nowej polityki jest nobilitacja najbardziej zbrodniczej formacji XX w. A. Michnik w cyklu „Wołyń. Szukanie prawdy” wręcz nakazuje przekroczyć próg własnej pamięci, aby we wczorajszym wrogu zobaczyć brata. Przy zawężeniu problemu do Wołynia opinia publiczna dowiedziała się o konieczności pojednania obu narodów, rozpoczęciu dialogu polsko-ukraińskiego na rzecz owego pojednania i wybaczania. Kończąc cykl w artykule „Rana Wołynia”, Michnik pisze: „Potrzebne są mądre i dalekowzroczne gesty Kościoła porównywalne z pamiętnym listem biskupów polskich do niemieckich, musimy przebaczać i prosić o przebaczenie, wzajemne krzywdy trzeba przezwyciężać, podziały z przeszłości nie mają już znaczenia”.
Michnikowska idea została narzucona prezydentom, politykom i dostojnikom Kościoła rzymskokatolickiego obu obrządków, którzy podczas państwowych uroczystości rocznicowych omijają prawdę, posługują się nieadekwatnymi określeniami typu „pojednanie polsko-ukraińskie”, „dramat obu narodów”, „konflikty”, „walki”. W efekcie mamy mowę niezrozumiałą, gdyż nie wymienia się sił sprawczych, które doprowadziły do barbarzyńskiego unicestwienia około 200 tys. Polaków.
Słowa „pojednanie polsko-ukraińskie” sugerują, iż mamy jednać się z narodem ukraińskim, z którym nas nic nie dzieli, łączy zaś wiele, nie musimy jednać się z Ukraińcami, którzy ratowali nam życie. Należy powiedzieć uczciwie, że chodzi o pojednanie polsko-ounowsko-banderowskie. Świadkowie, organizacje kresowe i kombatanckie, mówią wyraźnie – nie obciążamy winą za rzeź prowadzoną metodycznie wielkiego Narodu Ukraińskiego. Odpowiedzialni za mordy masowe są ukraińscy nacjonaliści OUN, obywatele polscy, którzy stanowili nikły procent tegoż narodu, nie mieli od niego legitymacji do działań ludobójczych. Jedyną formułą, na jaką się godzimy, jest potępienie przez parlamenty Polski i Ukrainy OUN-UPA/B, a także ochotników z dywizji SS-Galizien, jako sił odpowiedzialnych za zbrodnie przeciw ludzkości. W sytuacji niedomówień, wręcz kłamstw, braku politycznej woli potępienia traci sens piękne słowo – POJEDNANIE.
Usprawiedliwianiem UPA, zacieraniem śladów jej działań zajęła się głównie „Gazeta Wyborcza” i ukraiński tygodnik „Nasze Słowo”, a także „Rzeczpospolita” i „Polityka”. Publicystów łączy wspólny pogląd, ukształtowany przez ukraińskich działaczy nacjonalistycznych, w tym
B. Osadczuka – przyjaciela J. Giedroycia. Spod warstwy frazeologii demokratyczno-liberalnej nie wyjdzie informacja o współpracy wszystkich frakcji OUN z hitlerowską Trzecią Rzeszą, o zlikwidowaniu kilkudziesięciu tysięcy Ukraińców przez banderowską „Służbę Bezpeky”, natomiast przypisuje się tzw. Ukraińskiej Powstańczej Armii wartości, których ona nigdy nie reprezentowała. Nie przeszkadzało to sekretarzowi generalnemu Unii Wolności, M. Czechowi, nagłośnić slogan „UPA to cześć i duma Ukrainy”.
Największym propagandowym zwycięstwem postounowców w Polsce była skandaliczna w sensie proceduralnym, jak i merytorycznym uchwała Senatu potępiająca akcję „Wisła”. Dotąd żaden ze spadkobierców OUN zabierający głos w tej sprawie nie wspomniał, jakie były przyczyny przeprowadzenia tej wojskowej operacji. Kolejnym aktem za sprawą Unii Wolności, było podpisanie

niewydarzonego apelu

o zadośćuczynienie i naprawienie krzywd wyrządzonych Ukraińcom (de facto banderowcom).
W tym stanie rzeczy nikt już nie bronił racji Kresowian ani dobrego imienia żołnierzy polskich walczących z UPA o utrzymanie granic. Odnosiłam wrażenie, że pogrążamy się w marazmie kłamstw i hipokryzji, i że świadomie polskie władze włączyły się do realizacji groźnej dla Polski Uchwały Prowidu OUN z czerwca 1990 r. Kresowianie i kombatanci nie mieli i nadal nie mają dostępu do mediów. Rzetelni badacze polscy i ukraińscy zostali zepchnięci w mrok nieistnienia, natomiast spadkobiercy OUN-UPA prawo głosu mają i mogą bezkarnie manipulować faktami.
Związek Ukraińców w Polsce był inspiratorem spotkań historyków polskich i ukraińskich w Podkowie Leśnej, gdzie zbrodnicze działania UPA zdołano przekształcić w ruch narodowo-wyzwoleńczy. Takie dowartościowanie było niezwykle cenne na Ukrainie, prezydent Juszczenko, próbując pojednać weteranów z banderowcami, miał argument: Polacy uznali, Polacy wybaczyli, przeprosili za akcję „Wisła”. I tak, metodą małych kroków, doszło do wydania w dniu 14.10.2006 r. dekretu uznającego UPA za główną siłę ruchu wyzwoleńczego Ukrainy. Procedury nadania upowcom statusu weterana II wojny światowej zostały uruchomione.
Ogłoszenie niebezpiecznego dekretu nie jest tylko sprawą Ukrainy, dotyczy także Polski, od tego problemu odwrócić się nie da i w tej sprawie winien niezwłocznie zająć stanowisko polski rząd, co zresztą sugerowała Ewa Siemaszko – współautorka dokumentu o ludobójstwie na Wołyniu, która jako pierwsza w wywiadzie dla „Naszego Dziennika” zabrała głos w tej sprawie. A prof. M. Krąpiec na łamach tej samej gazety pyta: „Jak można budować przyjazne,

sąsiedzkie relacje z państwem,

którego głowa chyli czoło przed zbrodniczą organizacją?”. Niemal natychmiast odpowiedział M. Wojciechowski w „Gazecie Wyborczej” z 18.10, że „UPA to nie tylko zbrodnie”. Napisał rzecz kuriozalną: „Trzeba wyjątkowo złej woli, by uznać – jak Ewa Siemaszko – że prezydent Juszczenko nobilituje dziś antypolskie wybryki UPA”. Trzeba mieć nie byle jaki tupet, aby udokumentowane zbrodnie ludobójstwa w województwach wołyńskim, tarnopolskim, lwowskim i na terenach południowo-wschodnich powiatów powojennej Polski (w opracowaniu jest woj. stanisławowskie) nazwać wybrykami UPA. Tenże dziennikarz pisze: „Oddanie czci żołnierzom walczącym w UPA o wolną Ukrainę nie oznacza automatycznie rehabilitacji programu OUN”. Z pewnością nie oznacza dla naiwnych. Ci, którzy znają założenia ideologiczne OUN, są innego zdania.
Miejmy nadzieję, że w Radzie Najwyższej Ukrainy nie dojdzie do przyjęcia tej ustawy. Przeciwko temu ostro protestują Ukraińcy, którzy nie chcą budować państwa pod dyktando organizacji nacjonalistycznych, stanowczo sprzeciwiają się weterani II wojny światowej, a premier Janukowycz odpowiedział bez wahania: „Do historii trzeba podchodzić poważnie i nie zmieniać tych ocen, które już dawno zostały sformułowane przez uczestników tych wydarzeń”.

Autorka opublikowała wspomnienia „Z Kresów Wschodnich na Zachód”, w których na przykładzie dziejów swojej rodziny opisuje dramat Polaków na Wołyniu

 

Wydanie: 2006, 48/2006

Kategorie: Opinie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy