Rektor w Senacie – rozmowa z prof. Adamem Koseskim

Rektor w Senacie – rozmowa z prof. Adamem Koseskim

Kandydowanie zaproponował mi jako pierwszy SLD, choć później zgłaszali się przedstawiciele innych partii Panie rektorze, mało ma pan zajęć, że chce pan dołożyć sobie jeszcze senatorowanie? – Zajęć mam wystarczająco dużo, lecz jeśli dołożę sobie kolejne, będę miał… więcej czasu, bo jeszcze lepiej zorganizuję zajęcia zawodowe, rodzinne i rozrywkowe. Doba ma wprawdzie tylko 24 godziny, ale zawsze można wstawać godzinę wcześniej, a tydzień wydłużyć do ośmiu dni, tak jak zatytułował opowiadanie Marek Hłasko – „Ósmy dzień tygodnia”. Czuję się na siłach, by podołać zarówno senatorowaniu, jak i rektorowaniu w Akademii Humanistycznej im. Aleksandra Gieysztora. Nie ucierpi na tym ani moja praca naukowa, ani aktywność w Senacie. Kandyduje pan do Senatu, bo… – …bo chcę, aby była to izba godna najlepszych tradycji polskiego parlamentaryzmu. Senat nie może być ochronką dla tzw. BMW – biernych, miernych, ale wiernych. Mierzi mnie jego upartyjnienie i często bezmyślne głosowanie na polecenie szefów stronnictw i partii politycznych. Jeśli ma przetrwać, powinien być rzeczywiście izbą refleksji, a nie potępieńczych swarów, zwykle przenoszonych z Sejmu. W jednomandatowych okręgach wyborczych upatruję, choć trudno przewidzieć, czy to się sprawdzi, ścieżkę prowadzącą do normalności, do kultury politycznej. Czy tylko sprawy nauki i regionu, z którego pan kandyduje, będą w pana polu zainteresowania? – Jeśli zostanę senatorem, będę reprezentować nie tylko swój okręg wyborczy, lecz także całą Rzeczpospolitą. Problemy i sprawy regionu, z którego kandyduję, w bardzo dużym stopniu wymagają rozwiązania zarówno w skali kraju, jak i regionu. Mój okręg wyborczy, tj. powiaty ostrołęcki, pułtuski, makowski czy ostrowski, dotykają niemal takie same kłopoty i trudności jak inne okręgi. Z racji profesji w kręgu moich zainteresowań znajdują się nie tylko edukacja i nauka. Jako historyk dziejów najnowszych jestem zorientowany w polityce i stosunkach międzynarodowych, zwłaszcza dotyczących polityki wschodniej i sytuacji Polonii, głównie na Wschodzie. Bliskie mi są zawirowania na Bałkanach i na Kaukazie. Bez wątpienia zrobię to, co możliwe, by wyrównać szanse rozwoju między metropoliami a tzw. prowincją, która nie jest prowincją intelektualną, ale obszarem o słabo rozwiniętej infrastrukturze. Ogromną troską należy otoczyć dzieci i młodzież, więcej uwagi poświęcić kwestiom pomocy społecznej. Jest pan kandydatem zgłoszonym przez SLD. Głosy samej lewicy to za mało, by zdobyć mandat. Jak pan chce zyskać poparcie wyborców, którzy nie stanowią jej stałego elektoratu? – Jestem kandydatem niezależnym, bezpartyjnym, ponad podziałami. SLD zaproponował mi kandydowanie jako pierwszy, choć później zgłaszali się przedstawiciele innych partii. Nie jestem jednak kurkiem na kościele i nie kręcę się, skąd zawieje wiatr. Nie podpisywałem żadnych zobowiązań wobec SLD, a partia nie finansuje mojej kampanii. Nie wymagano ode mnie akceptacji programu, doceniono moją niezależność. Na obszarze mojego okręgu wyborczego, tj. powiatów Makowa Mazowieckiego, Ostrowi Mazowieckiej, Ostrołęki, Pułtuska i Wyszkowa, mam poparcie zarówno członków i sympatyków SLD, jak i – co mnie raduje – członków PO, PSL oraz sporej grupy zwolenników PiS. Jestem Polakiem, droga jest mi moja mała ojczyzna – Mazowsze. Za pracę dla tego regionu marszałek Adam Struzik przyznał mi odznakę Zasłużony dla Mazowsza. Akademia Humanistyczna im. Aleksandra Gieysztora, której jestem jednym z głównych założycieli (1994) i którą od lat kieruję, wykształciła ponad 40 tys. absolwentów, w tym ok. 35 tys. z Mazowsza. Myślę, że jest to mój potencjalny elektorat. Sądzę, że poparcie i zaufanie mieszkańców Mazowsza zdobyłem już wcześniej, wspierając materialnie pomniki kultury sakralnej w Myszyńcu, Wyszkowie i Pułtusku, dofinansowując restaurację zabytków, udzielając pomocy finansowej szkołom, bibliotekom, zakładom opieki społecznej, powiatowym związkom emerytów, Związkowi Nauczycielstwa Polskiego czy Ochotniczej Straży Pożarnej. Ma pan już za sobą wiele spotkań z wyborcami. Co z nich dla pana wynika, jakie sprawy ludzie najczęściej podnoszą, czego oczekują od przyszłego senatora? – Ludzie na ogół myślą kategoriami kraju, choć – bo koszula bliższa ciału – troszczą się o swój region, miasto czy gminę. Wyczuwam u nich obawę przed kryzysem, który Polskę dotyka stosunkowo łagodnie. Często też sądzą, że wystarczy zmienić władzę i od razu, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, będzie nie tylko lepiej, ale i dobrze – wszystkim

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 40/2011

Kategorie: Kraj, Wywiady