Rodzina albo śmierć!

Rodzina albo śmierć!

Ostatnie protesty młodzieży i pedagogów uderzają w dyktatorskie zapędy PiS, które chciałoby rękoma Giertycha podporządkować system edukacji Może zabrzmi to paradoksalnie, ale mnożące się ostatnio protesty związane z nominacją Giertycha na ministra edukacji są jednym z nielicznych jaśniejszych punktów na tle politycznych wydarzeń ostatnich miesięcy w naszym kraju. Świadczą one o wyraźnej aktywizacji środowisk, które zapewne sfrustrowane już wcześniej, przyglądały się do tej pory raczej biernie temu, co dzieje się w rodzimej polityce. Protesty te należałoby zarazem odczytywać w szerszym kontekście postępującej ostatnio polaryzacji polskiego społeczeństwa, w którym zaczynają się zarysowywać coraz ostrzejsze podziały. Jest to naturalnym wynikiem podjętej przez PiS już w dniu wygranych wyborów próby ideologizacji instytucji państwowych na własną modłę. W tym wypadku jednak próba ta nie ograniczyła się do wymiany urzędników państwowych związanych z dawnym „układem” na swoich, ale uderzając w szerokie środowiska nauczycielskie i uczniowskie, została przez nie odczytana jako zignorowanie przez władzę ich opinii i potrzeb. Przekroczony więc został pewien próg, co może obecną władzę sporo kosztować. Jednak przypuszczalnie ten brak umiaru i wyczucia w sprawach publicznych to nieodłączna cecha każdej władzy o zapędach autorytarnych. Ideologizując przestrzeń instytucji życia państwowego, zmuszona jest ona bowiem z czasem, w celu zachowania „systemowego” charakteru własnych poczynań, poddawać coraz dalej idącej ideologizacji przestrzeń publiczną, naruszając raz po raz granice autonomii czy samorządności poszczególnych środowisk. Nie może to wówczas nie rodzić ich protestów. Tym bardziej że w przypadku Giertycha trudno żywić złudzenia, iż na czas ministrowania zawiesi swe faszyzujące poglądy i zachowa ideową neutralność, tolerując w oświacie ludzi o poglądach odmiennych niż jego. Już sam typ ideologii państwowej, jaką wyznaje, każe mu nieugięcie działać na rzecz „idei” i „wartości”, z jakimi się utożsamia, za nic mając wszelkie protesty. Prędzej czy później więc podejmie on zapewne próbę narzucenia środowisku nauczycielskiemu i uczniowskiemu własnych ideowych wzorców, dokonując czystek w ministerstwie, „reformując” program nauczania, stosując represje wobec niepokornych kuratorów, dyrektorów czy nauczycieli. Słowem, będzie się starał stworzyć program dopasowany do jego własnych wyobrażeń na temat „patriotyzmu”, wykluczając z niego wszelkie inne wzorce obecne w naszej narodowej tradycji. Ot, choćby te, które wiążą się z tradycją państwa wielowyznaniowego i wielonarodowego, z Oświeceniem czy z tradycją lewicową, z której wyłonił się Piłsudski. Nie mówiąc już o czerpaniu z doświadczeń zachodnioeuropejskich modeli edukacji funkcjonujących od dziesiątków lat w otoczeniu państwa liberalno-demokratycznego. Pisząc te słowa, nie zamierzam bynajmniej bronić poprzedników Giertycha. Choćby dlatego, że uważam, iż od 1989 r. żadnemu ministrowi nie udało się przeprowadzić rzeczywistej reformy szkolnictwa i uporać się z administracyjnymi absurdami w tej dziedzinie. Żaden jednak nie głosił publicznie konieczności okrojenia programu szkolnego do tych pozycji, które on sam ze względów ideowych uznaje za słuszne. Nie miał też zamiaru wprowadzać faszyzujących bojówek własnej partii do szkół. Paradoks polega na tym, że owi ministrowie postkomuniści, zapewne z racji „kompleksów” związanych z ich partyjną przeszłością, nie mieli zamiaru ideologizowania systemu oświaty na jakąkolwiek modłę. Giertych natomiast zachowuje się tak jak prawdziwy towarzysz komunista. Kiedy więc publicysta Semka pyta święcie oburzony, dlaczego nikt nie protestował za rządów SLD przeciwko nominacji Łybackiej, wydaje się, że nie bardzo rozumie (albo nie chce), o co w tych protestach naprawdę chodzi. Skądinąd nic dziwnego, biorąc pod uwagę ideologię polityczną, jaką sam wyznaje. Obecny konflikt nie jest więc marginalny, związany tylko z kontrowersyjną nominacją jednego z ministrów. Stanowi wymowny symptom antagonizowania kolejnych środowisk przez posunięcia nowej władzy, która stara się uformować na powrót polskie społeczeństwo na wzór XIX-wiecznych doktryn narodowo-katolickich. Nieprzypadkowo na duchowego ojca tych przemian urósł ojciec Rydzyk z jego żerującą na społecznych frustracjach antyeuropejską, antysemicką i ksenofobiczną wizją polskiego patriotyzmu. Jeśli więc rozpatrywać ostatnie protesty młodzieży i pedagogów w tym szerszym kontekście, nie ma wątpliwości, że dotyczą one nie tylko praktycznych efektów politycznego układu zawartego między PiS a LPR, ale pośrednio uderzają w dyktatorskie zapędy samego PiS, które chciałoby podporządkować system edukacji preferowanej przez siebie ideologicznej wykładni. I to choćby rękoma samego Giertycha. Na tym też polega szczególne znaczenie tych protestów. Ale są one znaczące również pod innym

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 22/2006

Kategorie: Opinie
Tagi: Paweł Dybel