Członkowie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji sprawiają wrażenie, jakby nie mieli świadomości, kogo powołali do Rady Nadzorczej TVP Co dalej z Telewizją Polską? W jaki sposób powinna być finansowana? Czy działania dotychczasowego prezesa Juliusza Brauna są zadowalające? A może konieczna jest radykalna zmiana myślenia o roli nadawcy publicznego w nowoczesnej demokracji? Trwający konkurs na członków Zarządu TVP wydawałby się doskonałą okazją do uzyskania konkretnych odpowiedzi od decydentów odpowiedzialnych za kształt mediów publicznych. Zamiast tego jesteśmy świadkami sporu przypominającego kłótnię w rodzinie. Dziwne przeciąganie liny Między Krajową Radą Radiofonii i Telewizji a Radą Nadzorczą TVP iskrzyło już przed konkursem. Pierwszy organ sugerował, by nowy Zarząd Telewizji Polskiej składał się z jednej osoby, co – zdaniem KRRiTV – miało usprawnić kierowanie medialnym molochem. Ta propozycja została jednak przez radę nadzorczą odrzucona. Zwolennicy jednoosobowego zarządu komentowali wówczas, że na jej decyzję wpłynęli przedstawiciele partii politycznych, które nie chciały utracić możliwości obsadzania zarządu swoimi ludźmi. Konflikt zaostrzył się, kiedy rada nadzorcza zdecydowała się odrzucić w drugim etapie konkursu na prezesa i członków zarządu kandydatury Agnieszki Odorowicz – dyrektorki Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, Jacka Wekslera – byłego wiceministra kultury i twórcy TVP Kultura, oraz Roberta Kozaka, byłego dziennikarza, szefa polskiego oddziału BBC oraz redakcji „Wiadomości”. Przeciwko takiej decyzji zaprotestowało dwóch członków rady nadzorczej, w tym jej wiceprzewodniczący. Zaniepokojenie wyraził publicznie również Jan Dworak, przewodniczący KRRiTV. Spór decydentów odpowiedzialnych za kształt mediów publicznych może dziwić. Członków KRRiTV powołują wspólnie prezydent, Sejm i Senat. Zasiadają w niej ludzie bliscy obecnej koalicji rządzącej oraz lewicy. Krajowa Rada decyduje natomiast o składzie osobowym Rady Nadzorczej TVP i to ona na wniosek rady nadzorczej powołuje Zarząd Telewizji Polskiej. Czy zatem członkowie KRRiTV nie mieli świadomości, kogo powołują do rady nadzorczej? Dyskusję wzbudza zbieżność terminów wyborów prezydenckich i konkursu do Zarządu TVP. Ewentualne zwycięstwo Andrzeja Dudy może się przyczynić do triumfu Prawa i Sprawiedliwości w wyborach parlamentarnych. Kadencja obecnego składu KRRiTV kończy się już w przyszłym roku, dlatego zmiana w fotelu prezydenta kraju i na stanowisku premiera oznaczać będą nowe rozdanie w mediach publicznych. Część specjalistów sugeruje, że obecne tarcia są próbą zareagowania na ewentualność takiego scenariusza. Sąd kapturowy Obecnie jednak w centrum uwagi znajduje się trójka wyeliminowanych kandydatów. Dorobek zawodowy i doświadczenie Agnieszki Odorowicz, Jacka Wekslera i Roberta Kozaka były bardzo wysoko oceniane przez ekspertów rynku medialnego i medioznawców. Cała trójka, a szczególnie obecna dyrektor PISF, uchodziła za największych konkurentów obecnego prezesa TVP Juliusza Brauna. Dlatego z niedowierzaniem przyjęto informację o tym, że odpadli oni na etapie merytorycznej oceny zgłoszeń. Rada nadzorcza nie podała przyczyn swojej decyzji. W ogłoszeniu o konkursie na członków Zarządu TVP jej członkowie podkreślają rolę motywacji kandydata do objęcia funkcji. Czyżby tego zabrakło wymienionej trójce? Znamienne, że oprócz prezesa Brauna do trzeciego etapu przeszli pozostali dwaj członkowie obecnego zarządu: związany z PSL Marian Zalewski oraz łączony z SLD Bogusław Piwowar. Spośród kandydatów na prezesa TVP, oprócz Juliusza Brauna, swoją wizję rozwoju spółki zaprezentują w trzecim etapie: Janusz Daszczyński (były członek Zarządu TVP), Piotr Gaweł (również były członek Zarządu TVP), Jarosław Pachowski (były prezes Polkomtela i były przewodniczący Rady Nadzorczej TVP), Iwona Schymalla (była szefowa TVP 1) oraz Urszula Rzepczak (była korespondentka TVP w Rzymie). Stanowczy sprzeciw wobec decyzja rady nadzorczej wyrazili Obywatele Kultury (sygnatariusze zawartego z rządem Paktu dla Kultury, który zakładał zwiększenie wydatków na kulturę oraz odpolitycznienie mediów publicznych). W liście przesłanym m.in. do premier Ewy Kopacz piszą: „Wyeliminowanie w niejawnym trybie przed publicznymi przesłuchaniami osób o tak znaczącym dorobku merytorycznym jest trudne do wytłumaczenia. Najbardziej logiczne wydaje się, że partyjna rada nadzorcza chciała, by kandydaci partyjni, którzy przeszli w komplecie do etapu publicznych przesłuchań, nie musieli się mierzyć w merytorycznej dyskusji z niepartyjnymi kandydatami. Mieliby za trudno?”. Pod listem podpisało









