Rodzinnie z noblistką

Rodzinnie z noblistką

Archiwum GOK w Bojadłach

Olga Tokarczuk po prostu jest nasza – mówią w Zielonej Górze i Klenicy Moment wręczenia Oldze Tokarczuk Nagrody Nobla Lubuszanie obejrzą podczas bezpośredniej transmisji ze Sztokholmu w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej im. C. Norwida w Zielonej Górze i w Wojewódzkiej Bibliotece w Gorzowie. Obie placówki utworzą telemost, podczas którego po pięć osób w każdej bibliotece czytać będzie fragmenty utworów noblistki. Gorzów rozpocznie czytanie o godz. 17, Zielona Góra o godz. 18. – Będziemy się słyszeć i widzieć na telebimie. Tym gestem chcieliśmy podkreślić, jak ważna jest dla nas Olga Tokarczuk i jej twórczość. Ona po prostu jest nasza – mówi Anna Polus, zastępca dyrektora biblioteki w Zielonej Górze. Olga Tokarczuk wiele razy gościła w Zielonej Górze, pierwszy raz jako pisarka przyjechała w 1997 r., potem z kolejnymi wizytami była w 2003, 2015 i 2017 r. W 2015 r. zamykała wystawę plenerową w centrum miasta, na Starym Rynku, poświęconą jej twórczości, zrealizowaną przez Wojewódzką Bibliotekę Publiczną im. C. Norwida. Wystawa nosiła tytuł: „Olga Tokarczuk na świecie. Przekłady. Odgłosy prasy. Fotografie”. Już wówczas dorobek pisarki budził duże zainteresowanie. Podczas spaceru z zielonogórzanami po deptaku mówiła, że sentymentalnie związana jest z tą ziemią, powiedziała też: – Ludzie powinni identyfikować się z dorzeczami rzek. My jesteśmy Odrzanami, ci znad Wisły są Wiślanami. Dziś patrzymy na Odrę, jedyną nieuregulowaną rzekę w Europie, i widzimy, jaka jest piękna i dzika. Nie wolno jej zmieniać. Gdy dwa lata później gościła w bibliotece im. Norwida, duża Sala Dębowa nie pomieściła wszystkich. Spotkanie można było oglądać na telebimie na zewnątrz. W tym roku Olga Tokarczuk znów przyjechała na ziemię lubuską, pojawiła się w Klenicy ze szczególnej okazji. Zespół Józefa Tokarczuka 30 czerwca tego roku było upalnie, 30 st. C w cieniu, żar lał się z nieba, ale nie zepsuł wspaniałej atmosfery, jaka towarzyszyła obchodom 50-lecia utworzenia Zespołu Ludowego Kleniczanie w Klenicy. Na uroczystość przyjechało ponad 150 osób, w tym Olga Tokarczuk z mamą, siostrą, mężem i synem. Zespół utworzył i prowadził jej ojciec Józef. Siedzibą zespołu był pałac myśliwski, w którym ona spędziła najwcześniejsze lata dzieciństwa. Rodzina mieszkała w pałacu ponad 10 lat. Klenica to wieś średniej wielkości (1,3 tys. mieszkańców), o 16 km oddalona od Sulechowa. Jest tu zabytkowy kościół z XIX w., szkoła podstawowa, przedszkole, biblioteka w budynku dawnego kościoła ewangelickiego oraz górujący nad wsią pałac myśliwski, wybudowany w latach 1880-1884 przez Antoniego Radziwiłła. Po wojnie w pałacu znajdowały się biura PGR, a w 1957 r. powstał tu Lubuski Uniwersytet Ludowy. W uniwersytetach ludowych, których idea wywodzi się ze Skandynawii, dokształcali się dorośli i młodzież. W latach 60. wśród kadry pedagogicznej uniwersytetu w Klenicy pojawili się rodzice Olgi Tokarczuk – Wanda i Józef. Ona polonistka, on choreograf, z doświadczeniem w Mazowszu. Mama Olgi uczyła więc polskiego, tata kierował biblioteką i teatrem. Biblioteka była fascynującym miejscem dla małej odkrywczyni świata, która w Klenicy chodziła do przedszkola i podstawówki. Można tu było schować się za półkami, a kiedy już Olga nauczyła się czytać, jeszcze zanim poszła do szkoły, zaczytywać się „W pustyni i w puszczy” albo „Baśniami polskimi”. Józef Tokarczuk zmobilizował miejscową młodzież do nauki tańca i piosenek ludowych. W 1968 r. utworzył Zespół Ludowy Kleniczanie. Próby odbywały się w sali balowej pałacu. Wkrótce pojawiły się sukcesy. Kleniczanie trzy razy zostali zaproszeni na występy podczas dożynek centralnych w Warszawie, dwa razy wyjechali do NRD, z występami jeździli też po całej Polsce. Zespół liczył 50 osób, składał się z koła tanecznego i chóru. Ryszard Hojka był przewodniczącym samorządu zespołu. Przez trzy lata tańczył z partnerką jako para prowadząca. W repertuarze znalazły się wiązanki krakowskie, łowickie i lubuskie. Oryginalne stroje z tych regionów Józef Tokarczuk załatwił w Warszawie. Ci, którzy znali Olgę jako dziewczynkę, wspominają, że lubiła je zakładać, mogła wtedy stać się kimś innym. Przynależność do zespołu była zaszczytem. – W Polsce za najważniejsze zespoły uważane były Mazowsze, Śląsk, Zespół Lubuski i my, Kleniczanie – opowiada Ryszard Hojka. Dla

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2019, 50/2019

Kategorie: Reportaż