Rok po wichurze

Rok po wichurze

20.03.2018 - Suszek, wizyta Prezydenta Andrzeja Dudy w Suszku N/z okolice Suszka po ok. 7 miesiacach | Fot. Marcin Bruniecki/REPORTER

Odbudowa idzie powoli, brakuje fachowców. Nie ma gdzie sprzedać drewna z powalonych lasów 2 sierpnia tego roku. Piaszczysta droga od stacji Rytel Wieś do wsi Wędoły Małe, kiedyś leśna, dziś prowadzi przez krajobraz księżycowy. Zachmurzone przed burzą niebo tną samotne kikuty drzew, wokół hałdy poskręcanych korzeni i pniaków czekają na wywózkę. Sucho. Wiatr wzmaga się co chwilę, wzniecając tumany kurzu. W Wędołach Dużych kilku mężczyzn próbuje założyć folię na dom. Jego dach uszkodzony podczas ubiegłorocznej wichury zdjęli właśnie do naprawy. Śpieszą się, bo deszcz wisi nad głową. Na domu Józefa Spychalskiego w Wędołach Małych też pracuje brygada dekarska. Gospodarz niespokojnie patrzy w niebo. – Żeby po tym skwarze znów jakaś nawałnica nie wyskoczyła. Nadawano ostrzeżenia w telewizji, w ostatnich dniach gwałtowna burza przeszła przez Czersk, a w Zblewie wicher uszkodził dachy – mówi. – U nas teraz, gdy lasy powaliło, wiatr ma się gdzie rozpędzić. Pierwszy raz dach zabrała mi zeszłoroczna wichura. Nowy położyłem w ubiegłym roku jesienią. Minęło zaledwie 10 miesięcy, jeszcze śruby nie zdążyły zardzewieć, gdy 21 czerwca nadeszła burza piaskowa, zerwała jego połowę od strony drogi i rzuciła na pole. Teraz wymieniłem całą więźbę dachową na nową, drewno miałem swoje, jeszcze szczyty są do dokończenia. Jakoś udało mi się zebrać środki, 6 tys. dostałem z gminy, 20 tys. z ubezpieczenia, resztę dołożył z darowizn komitet społeczny założony przez sołtysa Rytla Łukasza Ossowskiego i księdza proboszcza. Sołtys podesłał też do mnie dekarzy. Gdyby mi trzeci raz dach zabrało, to nie wiem, jak bym sobie poradził. Choć wygląda na to, że burza przeszła bokiem, nagle zaczyna się lejba. Na szczęście nie wieje zbyt mocno, ściana wody tworzy na zeschniętej ziemi rozległe bajora. Deszcz już jednak nie pomoże wyschniętym uprawom – mizernej gryce i wypalonej słońcem saradeli. – W zeszłym roku zboże wymłóciła mi wichura. Musiałem kupować ziarno do siewu. A w tym roku wszystko uschło – wzdycha Spychalski. Jego sąsiadami są Jan i Krystyna Modrzejewscy. Na ich podwórzu piaszczysta droga się kończy. Dalej rosło 30 ha ich lasu. Rozmawiamy na tarasie przed domem, ulewa bębni po dachu. – W zeszłym roku ziarno zostało na polu, w tym roku zebraliśmy osiem worków pszenżyta z 1,5 ha, a hodujemy bydło na tucz – opowiada Jan Modrzejewski. – Właśnie zmniejszamy stado. Nie ma sensu kupować drogiego zboża, gdy ceny żywca od 20 lat nie rosną. Nasze zabudowania podczas zeszłorocznej nawałnicy jakoś przetrwały. Za to w domu córki w Modrzejewie wiatr wyrwał okno szczytowe i woda wlała się do środka, poniszczyła podłogi i sprzęty. – Nie ma co narzekać, trochę popadało, może jakieś grzyby będą. Przed nawałnicą wielu ludzi, nawet z Rytla, dorabiało sobie zbieraniem jagód i grzybów, a w tym roku bieda – dodaje gospodyni. Dzwoni telefon, właściciel działki, którą nabył od rolników, prosi o pomoc. Nie może dojechać do swojego domu, drogę zatarasowały mu przewrócone drzewa. Gospodarz wsiada na traktor ze specjalnym chwytakiem z przodu i jedziemy w stronę Modrzejewa. Pół godziny wcześniej jechała tędy jego córka i droga była przejezdna. – Większość ponawałnicowych drzew jest uszkodzona, w środku drewno jest czarne. Wystarczy nawet powiew i drzewo w tym osłabionym miejscu się łamie. To niebezpieczne, właściwie wszystkie te drzewa powinny zostać wycięte, bo nie wiadomo, kiedy się przewrócą – wyjaśnia rolnik, podnosząc wiatrołomy. Polną drogą przez Modrzejewo w połowie sierpnia zeszłego roku jechał minister Antoni Macierewicz. – Jechali wzdłuż mojego pola – pokazuje Jan Modrzejewski. – O tam, co na nim teraz gryka rośnie, przy zagajniku w stronę linii wysokiego napięcia i dalej, do Konigortu, gdzie się zakopali, bo ich samochód miał za niskie zawieszenie jak na nasze wertepy. Wówczas to był jedyny dojazd do Brdy, którą wszyscy, wspólnymi siłami, razem z wojskiem, oczyszczaliśmy z wiatrołomów. Bez determinacji strażaków i mieszkańców w usuwaniu drzew z dróg nikt by tam nie dotarł. Domy pod błękitną folią W Młynkach, położonych w przeciwległej części sołectwa Rytel, na dachu obory pana Jana tak jak w zeszłym

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 33/2018

Kategorie: Kraj