ZAPROSZENIE DO DEBATY: Gdy myślę lewica… Niechaj LiD ogłosi, że nie zmierza do władzy w następnej kadencji. Już samo to zapewni mu znaczną sympatię wyborców LiD jest to maszyna poskładana ze starych części, pomalowana na niebiesko (barwa Kwaśniewskiego). Czasem jakieś tryby ruszają, po czym zamierają. Niekiedy ona zawarczy i się potrzęsie. Machinę otaczają licznie jej skłóceni konstruktorzy, budowniczowie i operatorzy. Spierają się, do czego też ona potrafi posłużyć: do orania ziemi? Nie – raczej do rozpylania perfum. – Skądże – to suwnica albo obrabiarka. Tak wygląda obejrzana z boku dyskusja o centrolewicy: istnieje, a teraz trzeba znaleźć dla niej zastosowanie, aby była ludziom do czegoś potrzebna, więc stała się pokupna na rynku politycznym. Owo szukanie przeznaczenia i wzięcia Robert Kwiatkowski nazwał „wymyślaniem się na nowo” („Przegląd”, 24.06.br.). Orientacji, która istniejąc, musi dopiero wymyślać, po co jest i do czego winna dążyć, nie wróżę szybkiego sukcesu. W kolejnym, 1-lipcowym wydaniu „Przeglądu” Mieczysław F. Rakowski kontynuując dyskusję o pacjencie, zachęca LiD do wiary w siebie, pisząc, że w najbliższych wyborach parlamentarnych mógłby „nawet spróbować odebrać prawicy władzę nad Polską”. To dobry, niewykonalny pomysł, ale mam jeszcze lepszy, przeciwny. Niechaj LiD ogłosi, że nie zmierza do władzy w następnej kadencji. Jakikolwiek będzie wynik wyborów, nie wejdzie ze zwycięzcą w koalicję. Będzie opozycją. Tkwi w tej sugestii m.in. pewien zamysł socjotechniczny. Wszystkie partie postrzegane są jako koterie osób pragnących dla siebie władzy, czyli wywyższenia, możliwości dyrygowania innymi, dygnitarstw, posad, wysokiego statusu, wzbogacenia się. Już samo odżegnanie się od władzy (choć nie od wpływania na stosunki w roli opozycji) zapewni LiD znaczną sympatię wyborców. Chwyt zaś jest politycznie niekosztowny. Osiągnąwszy dobry wynik wyborczy, LiD mógłby realnie współrządzić tylko jako słabszy partner PO. To by zaś znaczyło, że pomalowana na niebiesko maszyna zużywa się i rozpada szybko, a po czterech latach idzie na złom. Apetyty którejkolwiek z centrolewic, lewic i grup lewackich nie biorą pod uwagę realnej sytuacji w Polsce, tj. w społeczeństwie, w państwie i jego otoczeniu. Przedstawia ją „Diagnoza społeczna” za rok 2007, której zawartość jest na razie tylko sygnalizowana przez prof. Czapińskiego, oraz bieżące wyniki badań opinii publicznej w różnych sprawach. Wszystko to do kupy wziąwszy, nie zapowiada złych dla prawicy nastrojów w 2009 r. Materialny poziom życia szybko rośnie i ma to szeroki zasięg społeczny. Wyposażenie gospodarstw domowych dościga nowoczesne możliwości. Rozwarstwienie nie powiększa się, więc kontrasty statusu są zgodne z przyzwyczajeniem. Jakość życia poprawia się, np. bezrobocie jest znacznie niższe od statystycznie wykazywanego i stanowi regionalne tylko utrapienie. Lecznictwo działa lepiej, niż to się przedstawia w publikacjach. Szkolnictwo wyższe obejmuje już połowę roczników w wieku studenckim, a że bywa marne, tego się nie odczuwa, gdyż dyplomy zaspokajają prestiżowe potrzeby rodziców i absolwentów. Konfrontacja ich umiejętności z wymaganiami rynku pracy przyniesie rozczarowania dopiero w przyszłości. Z otwartych granic korzystają coraz szerzej ci, co jadą zarobić, i ci liczniejsi, którzy jadą wydać. Na tym pogodnym tle polityka i retoryka PiS prawidłowo wyraża mentalność i aspiracje gorzej sytuowanej, marniej wykształconej, mniej zaradnej i tradycjonalnej większości. Pod rządami Kaczyńskich odczuwa się skutki cywilizacyjnego rozwoju, a upośledzeni społecznie i myślowo mają zapewnione także godnościowe satysfakcje: różne elity co raz dostają od rządzących po uszach. Przy tym PiS odzwierciedla umiarkowany konserwatyzm, takąż religijność, nieskrajny nacjonalizm, tradycjonalizm i prorodzinność większości obywateli oraz ich powściągliwy egalitaryzm. PiS jest partią skrojoną akurat na miarę tych ludzi, którzy w telewizji oglądają seriale i mecze, a których dzieciom komputery służą wyłącznie do gier. Żaden inny niż rodzina sposób organizowania się i współdziałania ludzi nie interesuje tego środowiska. Gdy słyszą, że PiS psuje państwo i demokrację, są to dla nich wieści obojętne, bo odnoszące się do odległej obcej planety. Fragmenty państwa, z jakimi się stykają, pozostają niezmienne i tak samo pod każdymi rządami biurokratyczne, leniwe, strachliwe lub przekupne, koteryjne, wyniosłe i półsprawne. PiS zaleca się też swojskością. Jego krępi, marsowi, niezgrabni, ciężko i prosto mówiący przywódcy przypominają miejscowego wójta lub sklepikarza. Politykę zagraniczną pojmują w takich samych kategoriach jak Kaczyńscy: nie lubić Ruskich i Niemców,
Tagi:
Jerzy Urban