Same sobie strzelamy samobója

Same sobie strzelamy samobója

Warszawa 20.03.2018 r. Kinga Debska - rezyserka. fot.Krzysztof Zuczkowski

W polskim kinie kobiety sobie nie pomagają i to jest fakt Kinga Dębska – reżyserka i scenarzystka Dopiero co w kinach oglądaliśmy „Plan B”, a już kończysz kolejny film – „Zabawa, zabawa”. To chyba uzależnienie – od pracy czy od kina? – Bez przesady. Właśnie wróciłam z prawie miesięcznej podróży po Azji i śmiało mogę powiedzieć, że świat kręci się nie tylko wokół kina i wokół Polski. Po kilku tygodniach kompletnego oderwania się jestem tego pewna. Ale kino też nas odrywa od codzienności, daje od niej oddech, zapomnienie, tak samo jak podróże. – Żeby zmienić coś w głowie, potrzeba więcej czasu, a filmy trwają półtorej czy dwie godziny, to trochę za krótko. Choć z pewnością dla mnie robienie filmów jest także autoterapią. To może trzeba oglądać więcej filmów… – …albo kręcić dłuższe. Były takie eksperymenty, które zmuszały odbiorcę do zanurzenia się na wiele godzin w sztukę. W teatrze Krystian Lupa jest mistrzem tej metody, ale również w kinie takie eksperymenty pojawiają się coraz częściej. Twórcy czują, że widzom potrzebna jest zmiana, mają świadomość, że jest ona motorem kreatywności, pozwala odczepić się od siebie, z czym mamy potworny problem. Mam wrażenie, że za bardzo jesteśmy skupieni na sobie. Kiedy przygotowywałam się do filmu „Zabawa, zabawa”, o kobietach, które mają problem z alkoholem, czytałam „Rehab” Wiktora Osiatyńskiego, w którym autor daje alkoholikom, ale nie tylko, fantastyczną radę: „Trzeba rano wstać, zrobić sobie przedziałek i się od siebie odpierdolić”. To dość trudne w czasach, kiedy wszystko, co robimy, jest traktowane jako deklaracja polityczna, nie można już być poza. – To prawda. Wszystkie nasze działania są ostatnio oceniane przez pryzmat tego, czy staje się po tej, czy po tamtej stronie. To wszystko nabiera niefajnego sensu. Każda nasza aktywność jest odbierana jako deklaracja. Dlatego mam problem z aktywnością w życiu społecznym. Mam wrażenie, że robię się wręcz aspołeczna. Ale zostałaś jurorką w konkursie Nespresso Talents na najlepszy film trzyminutowy, który wspiera inicjatywę społeczną, bo tematem jest The Difference She Makes, czyli sytuacja i rola kobiet. – To jest świetna inicjatywa z wielu względów i nie ma w niej żadnej polityki. Kiedy mi zaproponowano funkcję ambasadora konkursu, byłam sceptycznie nastawiona, ale potem pomyślałam, że to nawet fajne wyzwanie, zwłaszcza że zarówno filmy z poprzednich edycji, jak i sama organizacja konkursu są na bardzo wysokim poziomie. Co cię przekonało? – Po pierwsze, jest to akcja promująca kobiety, nie tylko w kinie, a takie akcje zawsze warto wspierać. Po drugie, żeby zrobić trzyminutowy film, nie trzeba mieć wielkiego budżetu, więc ten konkurs jest dla każdego. Mamy do czynienia z poważnym międzynarodowym konkursem, w którego jury zasiada m.in. Vincent Perez. Ambasadorami tego projektu w Polsce oprócz mnie są Łukasz Maciejewski i Karolina Korwin-Piotrowska. Wiele elementów powoduje, że ten konkurs jest wyjątkowy, ale przede wszystkim bardzo aktualna i ważna jest idea wspierania kobiet. Miniona ceremonia wręczenia Oscarów pokazała, że może nawet być przebrzmiała, bo poza Frances McDormand nikt z nagrodzonych nie zabrał głosu w tej sprawie, jakby walka aktorek z dyskryminacją ze względu na płeć już się zakończyła. – Ona jeszcze bardzo długo się nie skończy. Czuję się feministką, czyli osobą, która uważa, że kobiety powinny mieć pełne prawo do samorealizacji i wyboru. Wspieram w tej walce kobiety, ale moje poglądy są dość niemodne, bo uważam, że często największym wrogiem kobiet są one same. Rzeczywistość jest skomplikowana, nic nie jest czarno-białe. Akcja #metoo też jest w pewien sposób uproszczeniem zjawiska mobbingu i molestowania kobiet. Choć bardzo dobrze, że ona jest, że zaczęło się o tym otwarcie mówić. Kiedy wszyscy producenci odmówili wsparcia produkcji serialu „Wielkie kłamstewka”, Reese Witherspoon zwróciła się do koleżanek. One pomogły. Powstał świetny serial o kobietach, zrobiony przez kobiety, które nie walczyły ze sobą, tylko zjednoczyły się w imię idei. Ale obawiam się, że taki przykład kobiecej solidarności to wyjątek. Reese Witherspoon, Nicole Kidman i Laura Dern, które stoją za tym projektem, są już w branży wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że nie ma innego wyjścia. – Ich wiek i doświadczenie są ważne. Akcja #metoo zupełnie co innego znaczy dla 20-latek, a co innego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 15/2018, 2018

Kategorie: Kultura