Sceny z życia państwa Kaczyńskich – kto jest przestępcą? Cztery godziny trwała rozmowa Donalda Tuska z Lechem Kaczyńskim. Wszystko wskazuje na to, że omawiano podczas niej warunki, na jakich PiS odda Platformie władzę. A przede wszystkim jeden warunek – sprawę powołania komisji śledczej ds. akcji CBA w Ministerstwie Rolnictwa. Powołania lub niepowołania, bo po rozmowie z prezydentem Tusk zadowolony mówił, że wcześniejsze wybory odbędą się w październiku. A co do komisji śledczej – to stwierdził, że być może powstanie ona w przyszłej kadencji, ale tylko wtedy, „gdyby nie radziła sobie z tym nowa prokuratura”. Ta komisja, jej ewentualne powołanie – to główny element politycznych targów. Kaczyńscy boją się jej wręcz panicznie – to widać gołym okiem, wystarczy obejrzeć ich wystąpienia w telewizji. A to, że mają powody się bać, potwierdzają słowa już nie tylko Andrzeja Leppera, ale i drugiego wicepremiera – Romana Giertych, a przede wszystkim zdymisjonowanego szefa MSWiA, Janusza Kaczmarka. Patologia na szczytach Sprawa Kaczmarka, która zdominowała miniony tydzień, była jak odsłonięcie kurtyny chroniącej polityczną kuchnię PiS. Na chwilę za tę kurtynę zajrzeliśmy – a to, co zobaczyliśmy, może powodować niestrawność. Kaczmarek został zdymisjonowany przez premiera w trybie nagłym. Kaczyński w tym celu przerwał urlop. A na konferencji prasowej mówił dziennikarzom, że szef MSWiA był tą osobą, która ostrzegła Andrzej Leppera o akcji CBA. Ale szybko z tego oskarżenia się wycofał, precyzując, że Kaczmarek znalazł się w „kręgu podejrzeń” o przeciek i że w rozmowie z premierem przedstawiał fakty inaczej, niż premier to wie. Słowem, dopuścił się nielojalności. Zaraz po tym, zwolnieni zostali ludzie Kaczmarka w MSWiA – komendant główny policji, Konrad Kornatowski, oraz szef CBŚ, Jarosław Marzec. Równocześnie ABW przeszukała ich biura, a także ich mieszkania. Dlaczego? Co spodziewano się tam znaleźć? Już te wydarzenia pokazują jakąś patologię na szczytach władzy. Przede wszystkim premiera, który sam prowadzi przesłuchania ministrów, sprawdza, czy go nie oszukują, a gdy tylko stwierdzi, że ktoś „znajduje się w kręgu podejrzeń”, natychmiast, bez dania racji – go wyrzuca. W dzisiejszej Europie na podobne zachowania pozwala sobie tylko Aleksander Łukaszenka, w innych krajach przykładów takich zachowań chyba nie można znaleźć. Po drugie, uderzający jest gwałtowny upadek Kaczmarka. On sam opowiadał dziennikarzom, że rozmowę z premierem odbył na dzień przed wyjazdem na urlop i premier nie dał mu żadnego sygnału, że zamierza go zdymisjonować. Tymczasem dzień później znalazł się on w pozycji osoby podejrzanej o przeciek. De facto – jako oskarżony. Jako zdeprawowany policjant, który ostrzega przestępców o policyjnych pułapkach. A jak zakwalifikować dymisje szefów policji i CBŚ? I przeszukania w ich gabinetach oraz mieszkaniach? Odpowiedź nasuwa się sama – byli w zmowie z Kaczmarkiem, to ludzie tego samego gangu. Oto więc mamy kolejny wytrysk geniuszu IV RP – ujawniono przestępców na szczytach władzy. Tylko komisja śledcza Ale ciekawsze jest, że Kaczmarek nie zachował się jak Ludwik Dorn i zaczął się bronić. Po pierwsze, zaprzeczał, że był źródłem przecieku. A po drugie, co ważniejsze, pokazał, jak państwo Kaczyńskich funkcjonuje. Kaczmarek powiedział publicznie, że nie można mieć zaufania do prokuratury nadzorowanej przez Zbigniewa Ziobrę, bo ulega ona politycznym naciskom. I do żadnych konkluzji nie dojdzie. Powiedział de facto, że prokuratorzy, a także funkcjonariusze służb specjalnych wypełniają polityczne polecenia. Od Kaczmarka dowiedzieliśmy się, że podczas operacji „Lepper” mogło dojść do złamania prawa przez CBA i prokuraturę. – Jestem przekonany, że funkcjonariusze CBA podżegali Piotra Rybę i Andrzeja Kryszyńskiego do popełnienia przestępstwa. Kusili ich coraz większą łapówką. Jego słowa są bardzo istotne, bo potwierdzają tezę, że operacja „Lepper” była skonstruowaną prowokacją. Przez kogo? Na czyje polecenie? Kaczmarek mówi wyraźnie – to wyjaśnić może jedynie komisja śledcza, tylko przed nią może zdradzić sprawy, o których wie, bo teraz wiąże go tajemnica. Były szef MSWiA mówi, że był inwigilowany, a także dzieli się swoimi obawami: „Miałem obawy, że coś w moim mieszkaniu przybędzie”, takimi słowami komentuje przeszukanie w swoim domu. „Żyjemy w państwie totalitarnym”, twardo orzeka. A to nie koniec sensacyjnych informacji. Otóż współpracownicy Kaczmarka mówią dziennikarzom, że „w toku są inne operacje służb specjalnych przeciwko znaczącym politykom w randze ministrów”. Z tych
Tagi:
Robert Walenciak









