Początek albo koniec

Początek albo koniec

Z punktu widzenia egocentryka wojna niczego nie zmienia: w najgorszym wypadku czeka nas śmierć. Może tylko szybciej, niż się spodziewaliśmy; może nie zdążymy spłacić kredytów, ale choćbyśmy stracili cały dobytek i przeczekiwali naloty w piwnicach, banki będą wysyłać SMS-y z monitami, póki żyjemy. Kiedy masz dzieci, perspektywa się zmienia – każda realna myśl o globalnej katastrofie budzi instynkt opiekuna, który musi przetrwać, dopóki odpowiada za dobro potomstwa. Ktoś naiwnie powiedział: Putin nie wywoła wojny, bo ma dzieci. Wywołał, bo: a) jest pewien, że nic złego im się nie stanie – nikt nawet w Rosji nie wie, czy na pewno, z kim i ile dzieci dorobił się rosyjski satrapa, to jedna z najpilniej strzeżonych tajemnic państwowych; b) jest psychopatą z kompleksem Saturna, w dodatku utożsamia się z Rewolucją – dość powodów, by własne dzieci pożreć.

Ale od wyszydzania prostodusznych nadziei jestem daleki; nawet w najtęższej depresji żywiłem przekonanie, że jedynym sensem i usprawiedliwieniem mojej nędznej egzystencji są dzieciaki i nie umrę spokojnie, dopóki się nie usamodzielnią. Takoż nigdy nie miałem okazji zmierzyć się z myślami o samobójstwie, bo co tylko mi jeden brzdąc się zbliżył do dorosłości, rodził się kolejny. Jeśli więc teraz się boję, to nie o siebie. Skoro między kolejnymi akapitami tego tekstu agresywna aneksja samozwańczych republik zmieniła się w regularną inwazję Rosji na Ukrainę, wszystko jest możliwe i każdy lęk stał się uzasadniony. Dzisiejsze gazety już o poranku są wczorajsze; ożywa dowcip z czasów II wojny: na lekcji geografii uczeń zapytany: „Wymień sąsiadów naszego kraju”, przeprasza: „Niestety, nie sprawdzałem najświeższych wiadomości”. Polska jest teraz krajem frontowym, co zapewne obóz rządzący zdąży wykorzystać do swoich celów, zanim skończę akapit następny.

Albo to początek – III wojny światowej, albo tylko koniec – złudzeń, że PiS w Polsce demokratycznie odda władzę. Kaczystom z nieba spadła okazja, by wprowadzić bezterminowo stan wyjątkowy na terenie całego kraju, już nie muszą w tym celu wygrzebywać z sieci zoofilskich filmików, nie muszą nawet straszyć Putinem – wystarczy, że ludzie włączą dowolny program informacyjny. Militaryzacja umysłów przyśpieszy, skoro wróg stanął u bram, każdego wątpiącego w intencje władzy będzie można uznać za zdrajcę i wyeliminować. Zaglądam tuż po agresji Rosji do pierwszych komentarzy czytelników głównego organu propagandowego rządu, żeby wiedzieć, w jaką teraz stronę pobieży narodowy mental. Okazuje się, że nadal najważniejsza jest wina Tuska, bo przecież Putin to jego przyjaciel z sopockiego molo, a Merkelowa to już w ogóle z nimi na dwa baty etc. Poza tym j…ć banderowców, Lwów i tak jest nasz, trzeba się dogadać z Rosją. No i jeszcze klasyk foliarstwa: ta wojna to fake, nie ma żadnych nalotów, tak jak nie było pandemii, media kłamią. Ta ostatnia reakcja jest mi najbliższa – sam, patrząc na gębę Putina wygłaszającego androny, by wytłumaczyć inwazję, mam głębokie poczucie derealizacji: to nie może się dziać naprawdę. To jest jakaś dystopia klasy B, nie wiedzieć czemu zakupiona w promocji przez wszystkie telewizje świata.

A kiedy wraca racjonalność, głowa huczy od dzwonków alarmowych – tak, to jest ostatni moment, żeby uciec. Dokąd? Najlepiej do państwa tak małego, że trudno je zauważyć na mapie, lub tak odległego, że nikomu się nie zechce tam wysłać wojsk. Obstawiam Wyspę Wielkanocną, a już najlepiej Madre de Dios w chilijskiej Patagonii – do kontynentu daleko, a na wyspie sporo jaskiń do eksploracji. Właśnie sprzedałem dom, jedyne, czego mi było żal, to księgozbiór, którego ze sobą nie zabiorę – jest coś tragikomicznego w tym, że człowiek intelektu w obliczu zagłady odruchowo myśli o tym, jak chronić książki. W stanie wojny postawa zero waste świetnie się sprawdza – lepiej jest nie mieć wiele do stracenia, a cały swój bagaż życiowy spakować do jednej walizki. Dziecko wszystko zmienia – jemu należy się życie, pokój, świat w stanie stabilności; dla dobra dziecka instynktownie poświęcę wszystko. Jeśli wszystkie egotyczne grubasy tego świata mające dzieci kremlowski imperator rozwścieczył tak jak mnie, prędzej będzie koniec putinowskiej Rosji niż koniec świata.

w.kuczok@tygodnikprzeglad.pl

Wydanie: 10/2022, 2022

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy