Samotna śmierć Amy Winehouse

Samotna śmierć Amy Winehouse

Muzyczny biznes i żądni skandali dziennikarze doprowadzili artystkę do samozniszczenia Była jedną z najzdolniejszych wokalistek swojej generacji. Jej niesamowity głos, zarazem delikatny i głęboki, urzekał miliony. A jednak Amy Winehouse przez całe dorosłe życie zmierzała do autodestrukcji. Nie umiała się uwolnić od depresji, złagodzić bólu istnienia. Nie wytrzymała nacisków branży muzycznej i nieustannej nagonki dziennikarzy. Kokaina, heroina, crack, haszysz i wódka odebrały jej zdrowie, zmąciły umysł. 23 lipca około godz. 16 Amy została znaleziona martwa we własnym łóżku. Sześć godzin wcześniej jej serce przestało bić. Miała zaledwie 27 lat. Dołączyła do tragicznego klubu muzyków Forever 27 (Na Zawsze 27), gigantów rocka i bluesa, którzy właśnie w tym wieku zeszli z tego świata. Gwiazda umarła samotnie w sypialni swego wartego 2,5 mln funtów domu w londyńskiej dzielnicy Camden. Ochroniarz daremnie próbował ją obudzić. Przeprowadzono sekcję, ale przyczyny śmierci nie udało się ustalić. Konieczne są testy toksykologiczne, które potrwają kilka tygodni. W domu policja nie znalazła narkotyków. Lekarz, który badał Amy na krótko przed śmiercią, stwierdził wtedy, że wszystko jest w porządku. Angielskie tabloidy, powołując się na przyjaciół artystki, piszą jednak, że przed zgonem urządziła sobie imprezę, podczas której alkohol lał się obficie. Innymi słowy, Amy Winehouse, która za album „Back to Black” dostała pięć nagród Grammy, jakoby zapiła się na śmierć. Fani na znak hołdu złożyli pod jej domem w Camden nie tylko kwiaty, lecz także papierosy, puszki po piwie i butelki wódki Smirnoff. Ale personel kawiarni A Baia w Camden twierdzi, że w ostatnich miesiącach życia wokalistka piła tylko colę. 26 lipca odbyła się skromna ceremonia pogrzebowa na cmentarzu Edgwarebury na północy Londynu. Podczas żydowskiego nabożeństwa modlono się po hebrajsku i angielsku. Ojciec zmarłej, Mitch Winehouse, pożegnał ją słowami: „Dobranoc, mój aniołku, śpij dobrze. Mamusia i tatuś bardzo cię kochają”. Na koniec zabrzmiał ulubiony utwór artystki – „So Far Away” Carole King. Amy Winehouse urodziła się w 1983 r. w Southgate w północnym Londynie, w rodzinie żydowskiej. Ojciec był kierowcą taksówki i wielbicielem jazzu, często śpiewał córce słynne przeboje. Matka, Janice, pracowała jako farmaceutka. Rodzice rozwiedli się, kiedy Amy miała dziewięć lat, co nie pozostało bez wpływu na psychikę dziewczynki. Wyróżniała się ogromnym talentem muzycznym i niezwykłym głosem, ale także skłonnością do ekscentrycznych zachowań. W wieku 12 lat rozpoczęła naukę w dobrej Sylvia Young Theatre School, lecz została z niej usunięta, ponieważ okazała się krnąbrna, a w końcu przekłuła sobie nos. Już wtedy komponowała pierwsze piosenki. Mając 17 lat, podpisała kontrakt z wytwórnią Island Records. Pierwszy album Amy, wydany w 2003 r. jazzujący „Frank”, zyskał znakomite recenzje. Dziennik „The Times” napisał o nim: „prostolinijny, ciepły, pełen życia i zdumiewająco wszechstronny”. Niestety, w tym samym roku artystka poznała Blake’a Fieldera-Civila, asystenta produkcji wideoklipów, którego prasa nad Tamizą opisuje jako narkomana i drobnego dilera (obecnie odbywa on karę 32 miesięcy więzienia za włamanie i posiadanie imitacji broni palnej). Zdaniem komentatorów i przyjaciół, to Blake stał się złym duchem Amy i wciągnął ją w kokainowo-alkoholową otchłań. Relacja tych dwojga była bardzo burzliwa. Kiedy Blake odszedł do innej, wokalistka pogrążyła się w rozpaczy, która na szczęście okazała się twórcza. Amy nagrała w 2006 r. wspaniały album „Back to Black”. Ta płyta, której milion egzemplarzy sprzedano w samej Wielkiej Brytanii, stała się kamieniem milowym w historii muzyki pop i trafiła w Stanach Zjednoczonych na siódme miejsce listy przebojów, najwyższe, jakie kiedykolwiek osiągnęła za oceanem brytyjska artystka. Amy z ogromną dynamiką wyraziła ból po odejściu ukochanej osoby. Ale song „Rehab” jest świadectwem także innego dramatu piosenkarki: „They tried to make me go to rehab, I said, No, No, No” („Spróbowali wysłać mnie na odwyk, powiedziałam: Nie, nie, nie”). Artystka nie wydała już kolejnego albumu. Znów uległa wpływowi Blake’a, z którym w kwietniu 2007 r. wzięła ślub w Miami. Marzyła o zwyczajnym życiu. „Wiem, że mam talent, ale nie jestem tu, aby śpiewać. Jestem tu, aby być żoną i mamusią i troszczyć

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 31/2011

Kategorie: Kultura