Do Włoch jechałem z nadzieją na dwa, trzy spotkania jako sędzia główny. Na więcej nie liczyłem Przed mistrzostwami [we Włoszech w 1990 r.] sędziowałem kilka meczów w eliminacjach i miałem nadzieję na mundialową nominację. Pół roku przed turniejem moje nazwisko znalazło się w pierwszej, wstępnej grupie sędziów. Wiedzieliśmy, że kilku z nas odpadnie. Pewniakami do wyjazdu byli Włosi, Niemcy – mocni w strukturach FIFA. Ja z Sándorem Puhlem, Peterem Mikkelsenem czy Jozefem Marko znalazłem się w gronie tych, którzy musieli walczyć o miejsca. Z polskich sędziów o wyjazd do Włoch rywalizowałem z Piotrkiem Wernerem. Wiadomo było, że pojedzie jeden, dlatego zaczął się niezdrowy wyścig. Narzuciłem sobie mordercze przygotowania, by fizycznie być w najwyższej formie. Pojechałem z rodziną nad morze – oni się opalali, a ja biegałem do upadłego po suchym piachu. Każdy, kto choć raz miał taką przyjemność, wie, że później nogi stają się cięższe o jakieś 20 kg. – Panie! Przy brzegu jest łatwiej. Tam pan biegaj – życzliwie radził jakiś plażowicz. Biegałem też nad Balatonem, gdzie pojechaliśmy na wczasy. Czekałem, aż temperatura wzrośnie do 35 st. C i zaczynałem trening. Razem ze mną ćwiczył dziesięcioletni syn Tomek. Żona oburzała się, że zakatuję dziecko. A ja ubzdurałem sobie, że we Włoszech będą wysokie temperatury i w ten sposób przyzwyczaję do nich organizm. Ostatecznie z polskich sędziów to mnie nominowano na mundial. Niedawno Piotr Werner pożalił się w wywiadzie, że był faworytem do wyjazdu, ale ktoś podłożył mu świnię. Piotrek przed międzynarodowym meczem rozdał dziennikarzom ulotkę o sobie. Ktoś zgłosił do FIFA, że znalazła się tam też informacja, która mogła być reklamą alkoholu. Federacja uznała to za niedopuszczalne. Gdy dochodzi do przestępstwa, pierwszym pytaniem śledczego jest łacińska sentencja „Cui bono?”, czyli „Komu to przyniosło korzyść?”. Teoretycznie byłem głównym podejrzanym, ale mogę odbić piłeczkę i wspomnieć o innej historii. Piotrek przewijał się w mało sympatycznej opowieści, gdy już w trakcie turnieju ktoś życzliwy doniósł FIFA, że z włoskich mistrzostw piszę korespondencje do tygodnika „Razem”. Przed wyjazdem do Włoch ustaliłem z redaktorem naczelnym, że raz w tygodniu przyślę im obrazki z mundialu. Do momentu, aż ktoś z Polski mnie podkablował. Na rozmowę zaprosił mnie wtedy Sepp Blatter, sekretarz generalny FIFA. Kazał wybierać: – Jesteś tutaj sędzią czy dziennikarzem? Masz trzy minuty, żeby się zdecydować. Wiedziałem, co wybrać. W marcu, kilka miesięcy przed turniejem, zorganizowano kurs w Coverciano, ośrodku przygotowawczym włoskiej federacji. Ostatnia selekcja. I w końcu jest decyzja. Tak! Jadę na mundial! Zostało z nami trzech rezerwowych. Gdyby ktoś z nominowanych nie zdał egzaminu biegowego, jego miejsce zająłby któryś z nich. Test był wymagający – musiałeś przebiec określony dystans i zmieścić się w 12 minutach. Nie byłem jakimś wielkim biegaczem, to znaczy dłuższe dystanse pokonywałem bez problemu, ale daleko mi było do bicia rekordów. A jeszcze wtedy w Coverciano zaczął lać deszcz, cholerny deszcz. Biegniemy. Z Mikkelsenem odsadziliśmy resztę stawki i wysforowaliśmy się na przód. Peter, młodszy ode mnie o siedem lat, to był cherubinek, blondynek. Kochały się w nim wszystkie sekretarki w FIFA. Pokazywały to podczas tego biegu, gorąco dopingując z trybun: „Peter, Peter”. Ja mogłem liczyć na inne wsparcie. Nie ukrywam, że w moim życiu ważną i pozytywną rolę odegrał Blatter, późniejszy prezydent FIFA. On jedyny mnie wtedy dopingował: „Majkel! Majkel!”. Byłem już pewny, że test zaliczę. Prowadził Peter, a ja pomyślałem, że przy takim wsparciu muszę coś zrobić. Resztkami sił, bo zrobiło mi się ciemno przed oczami, dogoniłem Petera przed metą. Symboliczny finisz, że starszy jeszcze się nie poddaje. Kiedyś koleżeństwo wśród sędziów było bardziej widoczne. Może nie na szczeblu FIFA, ale już w Polsce obowiązywało. Gdy ktoś dostrzegł, że w czasie testu starszy kolega słabnie, brało się go pod ręce i w zasadzie wrzucało na metę. Dziś prędzej by mu nogę podstawiono. We Włoszech zebraliśmy się dwa tygodnie przed mundialem. Sędziów podzielono na dwie grupy. Moja zamieszkała w Castello di Pomerio w pobliżu jeziora Como. O naszym pobycie zrobiło się głośno tydzień przed rozpoczęciem mistrzostw. Opalaliśmy się na leżakach, z tyłu atrakcyjne kelnerki niosły nam coś do picia, absolutnie żaden alkohol. W tym czasie ktoś
Tagi:
Alojzy Jarguz, Balaton, Castello di Pomerio, Coverciano, działacze PZPN, FIFA, Helmut Kohl, Jerzy Domański, Józef Glemp, Jozef Marko, La Gazzetta dello Sport, Legia Warszawa, Marian Środecki, Mariusz Zapolski, Michał Listkiewicz, Michel Vautrot, Mirosław Mikulski, Mistrzostwa Świata we Włoszech (1990), mundial, Peter Mikkelsen, piłka nożna, Piotr Werner, Polonia Warszawa, Przegląd Sportowy, PZPN, Ringer Axel Springer Polska Sp. z o.o., Sándor Puhl, sędziowie piłkarscy, Sepp Blatter, Stanisław Śmigasiewicz, UEFA, Walter Gagg, Węgry, Włochy, Zygmunt Stachura










