Od praw wyborczych dla kobiet do demokracji parytetowej (1918-2018) Co wydarzyło się w 1918 r.? Niepodległość! Niepodległość! – zakrzyknie chór uświadomionych historycznie Polaków. Jednak sama niepodległość nie czyni jeszcze dojrzałego państwa. 28 listopada naczelnik Piłsudski podpisał dekret o ordynacji wyborczej. A w dekrecie zapis: „Wyborcą do Sejmu jest każdy obywatel państwa bez różnicy płci, który do dnia ogłoszenia wyborów ukończył 21 lat” oraz „Wybieralni do Sejmu są wszyscy obywatele (obywatelki) państwa posiadający czynne prawo wyborcze”. A to oznacza, że właśnie minęło 90 lat, odkąd kobiety mają w Polsce czynne i bierne prawo wyborcze. O tym się nie mówi. O tym się nie pamięta. Owszem: niepodległość, wolność, wszyscy obywatele głosują, wszyscy kandydują – demokracja. Ale gdzieś umyka nam historyczne znaczenie tego „wszyscy”. Umykają też przyczyny tej przemiany. Prawo wywalczone Kto walczył o niepodległość? Żołnierze, powstańcy, politycy. Znamy nazwiska, imiona, historię. Kto walczył o demokrację? Demokrację pełną, bez rozdzielania na „obywateli i ich żony”? Tu książki od historii milczą. A jeśli nawet poszukamy w nich informacji o działalności Elizy Orzeszkowej, Narcyzy Żmichowskiej czy Zofii Nałkowskiej, przeczytamy, że, owszem, były pisarkami, może nawet działaczkami społecznymi. I kropka. Tymczasem Żmichowska założyła grupę „entuzjastek”, zrzeszającą polskie feministki od lat 30. XIX w., Orzeszkowa artykułem „Kilka słów o kobietach” w 1870 r. zapoczątkowała emancypacyjną dyskusję, a Nałkowska na Zjeździe Kobiet Polskich w 1907 r. wygłosiła kontrowersyjny referat pt. „Uwagi o etycznych zadaniach ruchu kobiecego”, potępiający prostytucję i odważnie traktujący kwestię kobiecej seksualności. O innych działaczkach, takich jak Paulina Kuczalska-Reinschmit, Kazimiera Bujwidowa i Józefa Bojanowska – w ogóle mało kto dziś pamięta. Tymczasem bez nich być może i u nas kobiety długo jeszcze musiałyby milczeć. Prawa wyborcze dla kobiet w owym czasie wcale nie były sprawą oczywistą. Choć Nowa Zelandia i Australia nadały kobietom pełnię praw wyborczych odpowiednio: w 1893 i 1903 r., a w Europie pierwsze były kraje skandynawskie, to w USA zatwierdzono odpowiednią poprawkę do konstytucji w 1920 r., a Francuzki na swoje prawa musiały czekać do 1944 r. Jeszcze później, bo dopiero na początku lat 70., kobiety stały się pełnoprawnymi obywatelkami w Szwajcarii – przy czym jeden z kantonów zaczął ich prawo wyborcze respektować w roku 1990! Za każdą z tych dat, za każdą z tych decyzji, stoją dziesiątki i setki działaczek, walczących o prawo do decydowania o sobie, ryzykujących utratę nie tylko szacunku, ale także wolności, a nawet życia (vide Olympia de Gouges, ścięta w 1793 r. za przygotowanie w czasie Rewolucji Francuskiej „Deklaracji Praw Kobiety i Obywatelki”). Uzbrojone w parasolki Historia historią, ale czy dziś nadal ma to znaczenie? Prawo wyborcze, nadane przed 90 laty, odebrane nam już raczej nie zostanie, możemy wybierać swoje władze i być do nich wybierane. Ale nadal kobiety, stanowiące nieco ponad 50% społeczeństwa, mają ok. 20-procentową reprezentację w polskim Sejmie, w Senacie zaś panie stanowią tylko 8%. Tymczasem wzrost liczby kobiet w parlamencie powoduje przesunięcie priorytetów z kwestii np. militarnych na społeczne i edukacyjne; podejmowanie dyskusji np. o żłobkach, przedszkolach i szkołach, szukanie rozwiązań w sprawach dotyczących rodzin i przeciwdziałania przemocy. 28 listopada, w 90. rocznicę uzyskania praw obywatelskich, kobiety przystąpiły do szturmu na polski Sejm. Znane działaczki feministyczne oraz aktorki w strojach z lat 20., przy wtórze bicia parasolkami o marmurowe podłogi, wkroczyły na sejmowe schody. Jak mówiła Agnieszka Graff, w akcji chodziło o dwie rzeczy. O przypomnienie, że prawa wyborcze Polki sobie wywalczyły, a nie dostały nie wiadomo od kogo, i o połączenie tej historii ze współczesnością, z obecnością kobiet w życiu politycznym, z ich upodmiotowieniem, traktowaniem rzeczywiście jako równoprawnych obywateli. Zdobywanie Sejmu nie było jedynie medialną atrakcją. Po barwnym przypomnieniu historii zgromadzeni (a raczej zgromadzone – bo choć zaproszenie na uroczystość dostali wszyscy politycy, to w Sali Kolumnowej zjawił się jedynie marszałek Dorn, który zresztą wyszedł przed końcem debaty i zaznaczył, że z dużą częścią podejmowanych kwestii się nie zgadza) posłuchali wykładu prof. Małgorzaty Fuszary „Od praw wyborczych do demokracji parytetowej (1918-2018)”, a następnie uczestniczyli w debacie dotyczącej praw kobiet w dzisiejszej polskiej demokracji. Kazimiera Szczuka, prowadząca debatę wraz z organizatorką imprezy, Małgorzatą Tkacz-Janik, przypomniała,
Tagi:
Agata Grabau









