Biskupi jak ognia boją się świeckiej komisji

Biskupi jak ognia boją się świeckiej komisji

Zamiast komisji do zbadania kościelnej pedofilii mamy porozumienie Kościoła z ministrem Ziobrą

Duchowni, którzy dopuścili się zbrodni na bohaterach filmu braci Sekielskich „Tylko nie mówi nikomu”, nie poniosą już kary. Tylko jeden z pokrzywdzonych pokazanych w kontynuacji tego dokumentu, „Zabawa w chowanego”, który nie ukończył w chwili wszczęcia postępowania karnego 30 lat, doczeka pewnie widoku swojego krzywdziciela na sali sądowej.

W Polsce przestępstwa pedofilii nie mogą ulec przedawnieniu wcześniej niż do ukończenia przez pokrzywdzonego 30. roku życia. Roszczenia cywilne ofiar przedawniają się natomiast po 20 latach od popełnienia przestępstwa na dzieciach. Te stosunkowo nowe regulacje nie dotyczą jednak zdarzeń, które miały miejsce we wczesnych latach 90. ubiegłego wieku. Prawo nie może bowiem działać wstecz. Oznacza to, że cała rzesza ofiar, dziś już dorosłych kobiet i mężczyzn, nie ma szans na rozliczenie sprawcy. Z badań przeprowadzonych w Niemczech w 2010 r. wynika, że średni wiek ofiar, które zgłaszały przypadki nadużyć seksualnych, to 52 lata. W Polsce, w której Kościół odgrywa znacznie większą rolę, jest zapewne gorzej. Kiedy do zbrodni dochodzi w przestrzeni Kościoła, ofierze jest trudniej. Ksiądz nie napada przecież na dziecko na ulicy i nie gwałci go w bramie. Pedofile w sutannach szukają zdobyczy wśród dzieci, które garną się na religię, do scholi i na oazy albo przychodzą się spowiadać. One przecież, jak zauważył niegdyś abp Józef Michalik, „lgną”. Zaangażowanie rodzinne w praktyki religijne i presja środowiskowa sprawiają, że konfrontacja ze sprawcą oznacza konfrontację z namiestnikiem Boga, a zarazem ze wspólnotą, do której pokrzywdzony bądź pokrzywdzona przynależy.

Prawo pisane na kolanie

Zaostrzenie górnej granicy zagrożenia i doraźne zmiany prawa pisanego na kolanie nie pomogą. By rozwiązać problem pedofilii duchownych, konieczne jest realne zaangażowanie państwa.

Niemal rok temu premier Morawiecki zapowiadał: „Rząd PiS jest strażnikiem bezpieczeństwa fizycznego dzieci i rodzin. Nasza formacja dążyła do tego, żeby było zaostrzenie kar za ohydne, bestialskie zbrodnie. Dlatego powstanie taka komisja, która obejmie wszystkich, nie wykluczając Kościoła, ale również wszystkie środowiska artystyczne, nauczycielskie, tam, gdzie jest styczność z dziećmi”.

Na razie żadna komisja nie powstała. Biskupi jak ognia boją się świeckiej komisji, która zbada sprawę kościelnej pedofilii. Mamy za to ścisłą współpracę Ministerstwa Sprawiedliwości z Kościołem. W październiku 2019 r. Sekretariat Konferencji Episkopatu Polski poinformował diecezje i zakony, że zgodnie z prawem właściwa do przyjmowania zawiadomień o przestępstwach wykorzystywania seksualnego małoletnich jest Prokuratura Krajowa. Zawarto więc porozumienie. Jak wyjaśnił rzecznik KEP ks. Paweł Rytel-Andrianik, „do Sekretariatu Konferencji Episkopatu Polski zgłaszano pytania co do wykładni przepisu dotyczącego obowiązku przekazywania wiarygodnych informacji o przestępstwach wykorzystywania seksualnego małoletnich organom ścigania. Po konsultacjach powstała potrzeba zwrócenia się do Prokuratury Krajowej o ujednolicenie praktyki zgłaszania informacji i wykładni ustawowego obowiązku”. Kościół żyje więc z rządzącymi w pełnej komitywie. Śledztwo Gazety.pl pokazało, że w Prokuraturze Krajowej powstał pewien dokument skierowany do podległych prokuratur 23 stycznia 2019 r. Czytamy w nim: „Prokuratorzy powinni kierować się w kontaktach z Kościołem »rozwagą«, a o każdej sytuacji, w której śledczy domagają się od Kościoła dokumentów z procesów kanonicznych, musi wiedzieć Prokuratura Krajowa”. No to już wiemy, dlaczego prokurator rejonowy z Chodzieży, który zażądał od abp. Gądeckiego akt sprawy kanonicznej księdza pedofila, został odesłany z kwitkiem. Jego decyzję uchylili przełożeni.

Są jeszcze sądy

Na szczęście poza prokuraturą są jeszcze sądy cywilne. Ostatnie miesiące pokazują, że w sprawach cywilnych, w których pokrzywdzeni po latach zgłaszają żądania zadośćuczynienia, sędziowie stają po ich stronie. Wydany przez Sąd Apelacyjny w Gdańsku 8 października 2019 r. wyrok zasądzający na rzecz Marka Mielewczyka 400 tys. zł od księdza pedofila, diecezji i parafii, w której ów duchowny posługiwał, otworzył innym skrzywdzonym w dzieciństwie przez księży drogę dochodzenia odszkodowań. Sędzia Dorota Gierczak w całości podzieliła argumentację adwokata Jarosława Głuchowskiego, że podniesiony przez kościelne osoby prawne zarzut przedawnienia narusza zasady współżycia społecznego. To, co spotkało Mielewczyka w dzieciństwie, nazwała wprost torturami, o których mowa w Konwencji w sprawie zakazu stosowania tortur oraz innego okrutnego, nieludzkiego lub poniżającego traktowania albo karania przyjętej przez Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych 10 grudnia 1984 r.

Sąd Apelacyjny w Gdańsku wyraził przy okazji sprawy Mielewczyka bardzo ważny dla innych pokrzywdzonych pogląd: „Roszczenia cywilne ofiar torturowanych, podobnie jak roszczenia ofiar księży pedofilów, nie powinny w ogóle ulegać przedawnieniu”.

Tylko w ostatnich miesiącach kościelne osoby prawne, nie licząc odsetek i idących w dziesiątki tysięcy kosztów, wypłaciły ofiarom kościelnej pedofilii 1,7 mln zł: 1 mln od chrystusowców zasądził ofierze zakonnika Sąd Okręgowy w Poznaniu, 400 tys. otrzymał Marek Mielewczyk, 300 tys. zł ma do zapłacenia archidiecezja wrocławska do spółki z diecezją bydgoską pokrzywdzonemu przez ks. Pawła Kanię. Wiele spraw zakończono cichymi ugodami, jeszcze inne są w toku, jak choćby sprawa Mariusza Milewskiego, który pozwał diecezję toruńską o 1 mln zł, czy Barbary Borowieckiej, która chce od archidiecezji w Gdańsku 500 tys. zł.

Nie tak dawno na ten temat wypowiedział się Sąd Najwyższy, który zgodził się z poglądem sądów orzekających niższych instancji (okręgowego oraz apelacyjnego w Poznaniu), że zakon, będący zwierzchnikiem duchownego, obciąża materialne ryzyko zachowań podwładnego, przy czym kościelnej osoby prawnej nie zwalnia od odpowiedzialności nawet brak wiedzy o przestępstwie księdza.

Generalny brak odpowiedzialności

Wyrok Sądu Najwyższego potwierdza stanowisko wielu cywilistów. Prof. Ewa Łętowska już wiele lat temu wskazywała, że jeśli przypisani do konkretnej diecezji lub zgromadzenia zakonnego księża działają w strukturze organizacyjnej Kościoła – co jest do wykazania dzięki dokumentom samego Kościoła – jeżeli podlegają zwierzchnictwu hierarchicznemu biskupów, którym są winni posłuszeństwo (składane przez każdego duchowego przysięgi wierności i posłuszeństwa biskupowi, pełnia władzy przysługującej biskupowi, możliwość tworzenia i znoszenia parafii, powoływanie i odwoływanie proboszcza, przenoszenie między parafiami księży, możliwość wymierzania kar), to ich sytuacja wykazuje identyczne cechy jak sytuacja osób podwładnych, w stosunku do których aprobuje się myśl o ponoszeniu odpowiedzialności za wyrządzone przez nie szkody przy wykonywaniu powierzonych czynności. Teza o generalnym braku odpowiedzialności Kościoła za czyn jego kapłana jest nie do utrzymania.

Kościół mimo to chce zaklinać rzeczywistość. 12 lutego br. w siedzibie Konferencji Episkopatu Polski miała miejsce konferencja prasowa na temat „pomocy zranionym w Kościele”, w trakcie której prymas Polski abp Wojciech Polak zreferował zaangażowanie instytucji kościelnych na rzecz ofiar nadużyć w przestrzeni Kościoła.

Pytany o sprawę zadośćuczynień prymas Polak dał jasno do zrozumienia, że przełomu nie będzie. Powiedział wprost: „Nie ma odpowiedzialności zbiorowej”. Stwierdził, że za każdy przypadek wykorzystywania seksualnego jest odpowiedzialny, także finansowo, sprawca i dopiero gdy sąd wykaże „jakieś zaniedbania dotyczące procedury, czyli winę konkretnego biskupa, to jest inna sprawa. (…) Będziemy oczywiście wykonywać te sprawy zasądzone”.

Realizacja orzeczeń to żadna łaska. Być może nadszedł czas, by pomyśleć o ugodach. Ale Kościół będzie walczył o swoje pieniądze do końca. Woli wydać setki tysięcy złotych na prawników, biegłych i opłaty sądowe, byle tylko nie płacić ofiarom. Może czas, by – jak to już dawno zrobiono w USA – zacząć rozmawiać z ubezpieczycielami o polisach w związku z odpowiedzialnością za pedofilię.

Odpowiedzialność Kościoła istnieje na całym świecie. Wiele amerykańskich diecezji zbankrutowało, nie unosząc ciężaru odszkodowań za czyny pedofilskie księży. Rzeczywistość jest dla Kościoła brutalna. Jakiś czas temu prof. Ewa Łętowska powiedziała: „Za głupstwa królów płacą narody”. Można powiedzieć, że ta reguła dotyczy każdej osoby prawnej, nie tylko Kościoła.

Artur Nowak jest prawnikiem, pisarzem, publicystą, ostatnio wydał wywiad rzekę z byłym jezuitą Stanisławem Obirkiem „Wąska ścieżka. Dlaczego odszedłem z Kościoła”


Pedofilia w Kościele niemieckim
Katoliccy księża i zakonnicy w Niemczech wykorzystywali seksualnie dzieci i młodzież na masową skalę – wynika z fragmentu raportu opublikowanego 12 września 2018 r. przez tygodniki „Der Spiegel” i „Die Zeit”. W latach 1946-2014 co najmniej 1670 duchownych katolickich, czyli 4,4% kleru, wykorzystywało seksualnie 3677 dzieci i nastolatków. Ponad połowa ofiar nie miała więcej niż 13 lat, najczęściej byli to chłopcy. W co szóstym przypadku dochodziło do różnych form gwałtu.


Fot. materiały prasowe

Wydanie: 2020, 22/2020

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy