W Sejmie, czyli w maglu

W Sejmie, czyli w maglu

Nie da się z warchołów, zadymiarzy, domowych konspiratorów i kawiarnianych opozycjonistów zbudować profesjonalnej klasy politycznej Niemcy kpili kiedyś z polnishe Wirtschaft. W języku szwedzkim funkcjonuje pojęcie „polski parlament”, które jest pejoratywnym i szyderczym określeniem zjawiska braku sztuki cywilizowanej rozmowy, braku kultury komunikacji i negocjacji, braku szacunku dla zasad i reguł, jest określeniem warcholstwa, bezczelności i fałszywego poczucia siły zanarchizowanego tłumu. Nie wiem, na podstawie jakich doświadczeń i obserwacji historycznych Szwedzi wyrobili sobie taką opinię o polskiej kulturze negocjacji. Ci, z którymi miałem kontakt, byli zbyt taktowni, by krytycznie odnosić się do realiów bieżącej polityki w kraju, którego byli gośćmi, więc przypuszczam, że prawdopodobnie chodzi o wielowiekowe tradycje polskiej anarchii, która nie umknęła spostrzegawczości naszych sąsiadów z północy i dawno wprowadziła na stałe do ich języka tak nieprzychylny dla nas stereotyp. Niemniej jednak na własne uszy słyszałem, jak szwedzcy menedżerowie odwoływali się do tego pojęcia w momentach, kiedy w trakcie negocjacji handlowych ze zorganizowanymi grupami polskich przedsiębiorców racjonalna argumentacja rozbijała się o ścianę bezmyślnego polskiego uporu, a bezskuteczność cywilizowanych środków przekonywania wywoływała zdumienie i poczucie bezradności. Doprowadzeni do desperacji Szwedzi mieli zawsze jeden środek zaradczy pod ręką – mogli w piątek wsiąść do samolotu, by wrócić do Sztokholmu i zapomnieć o polskim parlamencie. Niestety, większości Polaków opcja ta nie jest dostępna – muszą patrzeć na ten polski parlament: w pracy, na swoim osiedlu, w dzielnicy, we władzach miejskich i wreszcie na najwyższym piętrze polskiej polityki, czyli w Sejmie, który coraz bardziej przypomina „dwa w jednym”, kabaret i magiel. Nie ma wątpliwości, że „polski parlament” doścignął już polnische Wirtschaft w produkcji bubli. Już nie tylko produkty rodzimej myśli technicznej i wysiłków przemysłu zasłużyły na to miano, ale także – a ostatnio przede wszystkim – poronione efekty polskiej inicjatywy ustawodawczej: określenie „bubel prawny” to nasz autentyczny wkład do światowej wynalazczości. Bubel kandydował nawet w naszym ciekawym kraju na prezydenta, ale tak się jakoś dziwnie składa, że niezależnie od tego, jak się nazywają ci, którzy ostatnio wygrywają wszelkie wybory społeczeństwo tak czy owak dostaje tylko buble. Bublem do potęgi jest nasza parlamentarna polityka. Polityka to zbyt wielkie słowo na określenie tych niecnych gierek, przepychanek, ambicjonalnych sporów, szykan, koteryjnych knowań, kombinacji, niesmacznych kłótni, intryg, za którymi stoją ludzie marni, bez klasy, bez formatu, bez zasad, niepoważni, niedojrzali, sfrustrowani, zgorzkniali, prymitywni, głupi i sprytni sprytem drobnego oszusta. Podniecają się tymi swoimi zagrywkami, tą swoją „taktyką”, uważając zapewne swe tanie chwyty za przejaw politycznego geniuszu i nie dostrzegając, jak są śmieszni, żałosni, odpychający i nie z tej epoki. Takie są efekty wybierania na swoich reprezentantów ludzi bez doświadczenia i wyobrażenia o tym, na czym polega budowa państwa i jego instytucji, czy ludzi pozbawionych wręcz jakichkolwiek społecznie wartościowych doświadczeń zawodowych i życiowych. Nie da się z warchołów, anarchistów, zadymiarzy, domowych konspiratorów i kawiarnianych opozycjonistów zbudować profesjonalnej klasy politycznej. Chciało społeczeństwo mieć kombatantów z „moralnym” tytułem do władzy, chciało „Polski akowskiej”, no to ma kabaret i magiel. O tym, jak bardzo zdeformowaną hierarchię wartości mają ci niepoważni ludzie, świadczy bezczelna wypowiedź szeryfa od korupcji, który bez zahamowań „jeździ” sobie po największych polskich przedstawicielach świata gospodarczego, lży, narusza prawa osobiste i dobre imię, wymieniając ich publicznie po nazwisku, grożąc im palcem, by nie ważyli się być niegrzeczni. Z jakiej planety spadł ten oszołom? Pokażcie nam te jego zasługi dla kraju, które w jego własnej ocenie muszą być tak wielkie, że pozwalają mu na tak haniebne traktowanie wybitnych obywateli. Czym się zasłużył? Otóż jest on byłym działaczem NZS, wojowniczej organizacji studenckiej, która zwalczała komunizm, gdy ten już dogorywał, i zdwoiła swoje wysiłki, kiedy już obumarł. Był też współtwórcą Ligi Republikańskiej, organizacji o charakterze bojówkarskim, która wsławiła się fanatycznymi przejawami publicznej agresji i nienawiści, atakując posłów lewicowych w trakcie składania przez nich hołdu pod pomnikami narodowej pamięci. W propagandowym programie TVP „Warto rozmawiać”, inaczej „wieczór nienawiści do komuny”, rwał się do demaskowania i rozliczania rzekomych agentów, którymi jesteśmy ponoć otoczeni niczym niewidoczną pajęczyną. W ostatnim czasie ten pogromca korupcji i wzór

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 04/2006, 2006

Kategorie: Opinie