Wyborcy odpłacili politykom za niespełnione obietnice Slobodan Miloszević i Vojislav Szeszelj parlamentarzystami w Belgradzie? Obaj przecież są więźniami w Hadze, oskarżonymi przed Międzynarodowym Trybunałem o zbrodnie wojenne. A jednak partie tych doboszów wielkoserbskiego nacjonalizmu osiągnęły w wyborach znakomite wyniki. Zarówno Miloszević, jak i Szeszelj byli na listach kandydatów. Prawdopodobnie obaj nie otrzymają miejsc w Skupsztinie, w której i tak nie mogliby zasiąść, ale ich wybór ma rangę symbolu. Jak stwierdził w imieniu Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie niemiecki polityk Gerhard Weisskirchen, serbskie wybory „stworzyły niebezpieczną sytuację z wyraźnym przechyłem na prawo”. Według brytyjskiego dziennika „The Guardian”, to najbardziej groźny wynik głosowania w Europie od czasu wyborów prezydenckich we Francji w 2002 r., w których szowinista Le Pen zdobył drugie miejsce. Zwycięzcą przedterminowej elekcji, przeprowadzonej 28 grudnia, okazała się ultranacjonalistyczna i antyzachodnia Serbska Partia Radykalna Szeszelija (SRS), która zdobyła 27% głosów i 82 mandaty w 250-osobowym parlamencie. Socjaliści Miloszevicia otrzymali prawie ośmioprocentowe poparcie i 21 mandatów. Politycy europejscy pocieszają się, że oba te populistyczne ugrupowania nie mają większości potrzebnej do utworzenia gabinetu. Mogą to natomiast uczynić partie demokratyczne, jeśli zdołają się porozumieć i zawrzeć koalicję. Są to narodowo-konserwatywna Demokratyczna Partia Serbii (DSS) ostatniego prezydenta Jugosławii, Vojislava Kosztunicy (53 mandaty), prozachodnia, dotychczas rządząca Partia Demokratyczna (37 mandatów), ugrupowanie ekspertów gospodarczych G 17 Plus (34 mandaty) oraz koalicja monarchistów politycznego weterana, Vuka Draszkovicia, stojącego na czele Serbskiego Ruchu Odrodzenia (23 mandaty). Koordynator polityki zagranicznej UE, Javier Solana, wezwał powyższe partie do energicznych działań na rzecz szybkiego utworzenia proeuropejskiego i proreformatorskiego rządu. Ze stolic Zachodu napływają do Belgradu jednoznaczne przesłania – szowiniści i demagodzy muszą pozostać za burtą. Prawdopodobnie pod tym naciskiem serbscy demokraci sklecą jakiś gabinet. Komentatorzy obawiają się jednak, że nie będzie on stabilny i już w 2004 r. może dojść do nowych wyborów, w których radykałowie zgarną jeszcze większą pulę. Kosztunica nie cierpi przecież swych dawnych sojuszników z Partii Demokratycznej, których oskarża o korupcję. Podczas wyborów zapowiadał, że nie utworzy z nimi rządu. Sam Kosztunica, który prawdopodobnie zostanie nowym premierem lub prezydentem Serbii, ma opinię bezbarwnego kunktatora, powiewającego sztandarem nacjonalizmu. Zamordowany 12 marca 2003 r. szef rządu i przywódca Partii Demokratycznej, Zoran Dzindzić, mówił o nim nie bez racji: „Kosztunica nigdy nie potrafi chwycić byka za rogi, ale po fakcie najlepiej wie, jak należało postąpić”. Przyszły lider DSS w 1996 r. nie wziął udziału w masowych protestach przeciw reżimowi Miloszevicia, a potem twierdził, że były one niesłuszne. Niemal bezkrwawą rewolucją, która w październiku 2000 r. zmiotła wreszcie dyktaturę Miloszevicia, ponoszącą największą odpowiedzialność za wzniecenie czterech wojen bałkańskich, kierował przede wszystkim Dzindzić. Złośliwi mówią, że Kosztunica zwrócił się przeciw Miloszeviciovi tylko dlatego, że ten w swoich wojnach poniósł same klęski. Ostatni prezydent Jugosławii na pokaz sprzeciwiał się wydaniu „Slobo” Trybunałowi Haskiemu (chociaż tak naprawdę Kosztunica poinformowany był o wszystkim i nie uczynił nic, aby ratować obalonego autokratę). Serbski kunktator bezpardonowo krytykuje Trybunał Haski jako antyserbski i stronniczy. Sceptycznie też podchodzi do rynkowych reform i współpracy z Zachodem. Domaga się przywrócenia władzy Belgradu nad Kosowem, zamieszkaną przede wszystkim przez Albańczyków serbską prowincją, pozostającą od 1999 r. pod kontrolą ONZ i NATO. Potencjalni koalicjanci Kosztunicy w nowym rządzie – Partia Demokratyczna i G 17, opowiadają się jednak za reformatorskim kursem, politycy G 17 nie zamierzają przy tym kruszyć kopii o Kosowo, którego Belgrad i tak nie ma realnej możliwości odzyskać. Partia G 17 najchętniej zerwałaby luźną federację z Czarnogórą, Kosztunica pragnie natomiast wzmocnić związek obu słowiańskich republik. Monarchista Draszković ma opinię nieprzywidywalnego polityka. Dodać wypada, że politycy serbscy z obozu „demokratycznego” gotowi są wzajemnie potopić się w łyżce wody. Czy utworzony przez nich rząd ma szanse przetrwać? Wpływowy przywódca Kościoła prawosławnego, patriarcha Pavle, nie ufa już skompromitowanym liderom i głosi, że palące problemy kraju może rozwiązać tylko restytucja monarchii. Komentatorzy zastanawiają się nad przyczynami spektakularnego sukcesu szowinistów Szeszelija, który w 1991 r. zapowiadał, że wydłubie Chorwatom oczy zardzewiałą łyżką. Z pewnością wyborcy głosowali na radykałów,
Tagi:
Jan Piaseczny