Setka dzieci państwa Dowlaszów

Setka dzieci państwa Dowlaszów

Przez pierwszy rodzinny dom dziecka w Polsce w ciągu 44 lat przeszło prawie stu wychowanków Na wieść o chorobie Mamy, Radek natychmiast, najbliższym samolotem, przyleciał z Florydy do Warszawy, dalej pociągiem do Szczecina. Bez wahania zostawił swoje amerykańskie biznesy – firmę budowlaną i sklep z drogimi ciuchami. U Mamy nie mógł być długo, zaledwie kilka dni, ale obiecał, że wkrótce wróci na dłużej. Najstarsze córki przyjechały przynajmniej na miesiąc, Ela z Berlina, a Inka z Krakowa. Codziennie przychodzi Ulka, która mieszka niedaleko. Marzenka z sąsiedniego osiedla też często wpada. Grzegorz, zwany Kapitanem, przyjechał w odwiedziny z Gorzowa. A Weronika Eli przybyła wraz ze swoją czteromiesięczną córeczką Mają, najmłodszą w rodzinie. Codziennie ktoś wpada, żeby zobaczyć i uściskać Mamę. Przyjeżdżają z różnych stron Polski. Mama Mama nazywa się Weronika Dowlasz. Wraz z mężem Grzegorzem w roku 1958 założyli pierwszy w Polsce rodzinny dom dziecka. Wychowali prawie setkę dzieci. W sumie rodzina Dowlaszów liczy ok. 300 osób. Podczas familijnych zjazdów, które odbywają się co pięć lat, aż tyle miejsc jest przy stołach ustawionych w ogrodzie. Ta tradycja zrodziła się w roku 1973, kiedy Weronika i Grzegorz Dowlaszowie uhonorowani zostali Orderem Uśmiechu. Nagród i wyróżnień mieli w swoim życiu wiele, ale właśnie to cenią najbardziej. 28 czerwca tego roku oficjalnie przeszli na emeryturę. Prowadzenie domu przejęła Teresa Ciechanowicz, bratanica pani Weroniki, która od prawie ćwierć wieku była dla dzieci ukochaną ciocią. Tak pozostało, choć odebrała nominację na dyrektora placówki. – Zgodnie z przepisami przestaliśmy być wychowawcami, ale zawsze będziemy rodzicami dla wszystkich naszych dzieci, najszczęśliwszymi rodzicami na świecie – powiedzieli Dowlaszowie. Ela od dawna zwana jest Eł. Do domu Dowlaszów trafiła jako 12-letnia dziewczynka. – To zadziwiające, że w tym domu tak łatwo znaleźliśmy rodziców, choć każdy z nas ma inne nazwisko i swoją, często dramatyczną, historię – mówi Eł, która na co dzień pracuje z dziećmi upośledzonymi umysłowo w specjalnym ośrodku koło Berlina. Co można powiedzieć o Mamie? Eł nie wie. Może po prostu: wspaniały, dobry człowiek o wielkim sercu? – Mama zawsze nas zadziwiała niespożytą energią i tym, że znajdowała czas dla każdego – wspomina. – Radziła sobie z największymi problemami. Nic się przed nią nie ukryło, bo miała jakiś szósty zmysł i doskonale potrafiła wyczuć każde kłamstwo. Jeśli ktoś poszedł na wagary zamiast do szkoły, to Mama zazwyczaj znajdowała się w tym samym miejscu i w tym samym czasie. Wtedy nie obywało się bez rozmów, tłumaczeń. Ale nigdy nie potrafiła się długo gniewać, przebaczała, choć zawsze była bardzo wymagająca. Rzeźbiła nasze charaktery jak Michał Anioł swoje arcydzieła. Silna, niebanalna osobowość z wielkim sercem i intuicją. Wszystko załatwiła, o wszystkim pamiętała. Nie usiadła ani na chwilę. Znajdowała także czas na pisanie listów, czytanie książek, spacery z nami po lesie. Nazwaliśmy ją Kotem, bo „to taki nasz serdeczny Kotuś, który wszystkich przytuli, znajdzie radę, pocieszy”. – Babcia otworzyła serce nie tylko przed dziećmi, które wychowała – dodaje 15-letni Filip, syn Inki. – Dobro, które dała każdemu, jest przecież przekazywane dalej, następnym pokoleniom. Robi się z tego taki wielki łańcuszek dobroci. I rozprzestrzenia się w świecie. Dzieci W domu Dowlaszów zawsze jest gromadka dzieci, przeważnie kilkanaścioro, choć zdarzało się było i dwadzieścioro, a przez kilka lat nawet dwadzieścioro czworo. Gdy odchodzą starsi, przychodzą młodsi. Tak się toczy od 44 lat. Obecnie jest trzynaścioro wychowanków. Najstarszy Dominik to uczeń liceum. Są też gimnazjaliści – Łukasz, Robert, Ania i Agnieszka. Andżelika i Monika zdały do szóstej klasy, a Marcin do piątej. O rok młodsi są Beata i Adrian. A Żaklina i Krystian od września pójdą do trzeciej klasy. Najmłodsza Agnieszka dopiero rozpocznie szkolną edukację. Łukasz interesuje się sportem, chciałby zostać informatykiem lub uczyć historii w szkole. Lubi słuchać opowieści o starszych wychowankach domu Dowlaszów. Najwięcej usłyszeć można oczywiście od Mamy, którą bardzo kocha. Ale Eł też ma wiele do powiedzenia. I chętnie się jej słucha. – Małe dzieci

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 29/2002

Kategorie: Reportaż