Sezon ogórkowy

Sezon ogórkowy

Oczywiście nie mam na myśli pani Ogórek, choć o niej też będzie, ale niżej i tylko fragmentarycznie.

Niedawno w „Gazecie Wyborczej” Dariusz Rosati krytykował wszystkich symetrystów i zachęcał do kochania Platformy. Nie wiem, czy według jego definicji jestem symetrystą, ale Platformy nie pokocham. Nie wykluczam, że z braku czegoś innego w najbliższych wyborach zagłosuję na nią jako na mniejsze zło. Zgadzam się z Rosatim, że każda partia będąca w opozycji do PiS, jest od niego lepsza. PiS prowadzi nas do systemu autorytarnego, niszcząc wszystkie instytucje demokratycznego państwa z takim trudem budowane przez ostatnie ćwierćwiecze, prowadzi do konfliktu z wszystkimi sąsiadami, a ponadto z Unią Europejską. Mało tego, PiS dzieli społeczeństwo, budzi najgorsze – zdawałoby się, dawno uśpione – upiory nacjonalizmu i ksenofobii. Rządząca ekipa jest marną grupą rekonstrukcyjną sanacji. Nie wierzę w to, że Macierewicz jest ruskim agentem, jak sugerują niektórzy, ale jestem pewien, że stan jego psychiki i będące tego skutkiem kabotyństwo są na rękę Rosji. O intelekcie ministrów Waszczykowskiego czy Błaszczaka się nie wypowiadam. Tak często prezentują się w telewizji, że każdy może sobie wyrobić w tym zakresie własne zdanie. Odsunięcie od władzy PiS jest pilnym nakazem racji stanu.

Platforma jest najsilniejszą partią opozycyjną. Najsilniejszą wśród beznadziejnie słabych. Mało tego, Platforma została w ostatnich wyborach odrzucona przez młode pokolenie, które z braku alternatywy zagłosowało na PiS. Dziś, jak pokazują manifestacje (i badania opinii publicznej), młodzi mają dość PiS. Ale to nie znaczy, że wybaczyli Platformie to, za co ją odrzucili w ostatnich wyborach. Platforma – jeśli chce wygrać wybory – musi się zmienić, przyznać do błędów, pokazać nowy program i nowe twarze. Ma je. Budka, Siemoniak, Trzaskowski. Schetyna zbyt mocno kojarzony jest z Platformą odrzuconą w ostatnich wyborach, by poprowadzić ją do zwycięstwa. Pomijając już fakt, że nie ma on cech przywódcy. Nie umie mówić, jest niezdecydowany nawet w sprawach podstawowych. Pamiętamy, jak plątał się w sprawie uchodźców, jak nie potrafił jasno przedstawić zdania Platformy w sprawie 500+. Ogłoszenie, że jest się „totalną opozycją” wobec PiS, nie jest niczym konkretnym. A już na pewno niczym, co jest w stanie porwać masy. W pamięci Polaków Platforma będzie się kojarzyć z ministrami biesiadującymi u Sowy i Przyjaciół. A ludziom o poglądach socjaldemokratycznych – z bezmyślnym, śmiesznym antykomunizmem, w którym doścignąć PiS nie potrafiła, a przygotowała dla niego grunt. Przypomnieć? Wspólne z PiS tworzenie ustawy lustracyjnej, zdemolowanej później przez Trybunał Konstytucyjny, likwidacja WSI, utworzenie CBA (a później, trzymanie na jego czele wbrew zdrowemu rozsądkowi, a nawet instynktowi samozachowawczemu Mariusza Kamińskiego), pierwsza ustawa rzekomo dezubekizacyjna, stojąca na gruncie odpowiedzialności zbiorowej, na koniec nierozliczenie PiS i jego liderów z bezprawia lat 2005-2007.

Lider Nowoczesnej jest tak dalece naiwnym debiutantem w polityce, że nie pojął, iż sylwestrowy wyjazd na Maderę może przekreślić go jako polityka i zabrać poparcie Nowoczesnej. Inteligentna i merytoryczna Gasiuk-Pihowicz czy równie merytoryczna i spokojna Lubnauer nie uratują swojej partii.

Lewicy nie ma. SLD pod przywództwem Leszka Millera zakończył swój parlamentarny żywot wygłupem z panią Ogórek w roli kandydatki lewicy na prezydenta. Złośliwi, nawiązując do niegdysiejszego bon motu Millera, mówią, że nie wiadomo, czym zaczął, ale skończył ogórkiem.

Partia Razem ze swoim naiwnym, nieliczącym się z realiami współczesnego świata lewactwem tłumów nie porwie i nader wątpliwe, czy jest w stanie przekroczyć 3% poparcia. Mimo to akcentuje swoją odrębność od całej opozycji, krytykując ostro współopozycjonistów i stawiając na równi Kaczyńskiego i… Balcerowicza.

Nadzieje niektórych, że pod auspicjami prezydenta powstanie jakieś PiS w wersji soft, są naiwne. Nie powstanie. Adrian nigdy nie będzie Andrzejem. W obronie własnych kompetencji, pod wpływem niektórych doradców i zdaje się Kościoła, zawetował dwie ustawy i narobił trochę zamieszania w obozie rządzącym, ale zwaśnione strony będą musiały się pogodzić. Jakiś Adriandrzej nie zmieni układu na polskiej scenie politycznej. Najwyżej inaczej rozłożą się akcenty w obozie rządzącym.

Jedyna nadzieja, że na rok przed wyborami parlamentarnymi na polskiej scenie politycznej powstanie coś nowego. Nie jakieś obiecane wspólne listy wyborcze, których układanie – jak uczy doświadczenie – bardziej dzieli, niż łączy, ale jakaś nowa formacja. Czy jednak Budka, Siemoniak, Trzaskowski, Gasiuk-Pihowicz, a może jeszcze Nowacka będą mieli tyle odwagi, by wspólnie zaryzykować i stworzyć coś nowego? Coś atrakcyjnego dla Polaków, którzy bez kompleksów chcą być członkami wspólnoty europejskiej? I skąd wezmą na to pieniądze? Wszak polityka jest profesjonalna i kosztuje, a nowa partia dotacji mieć nie będzie. Nie jest to proste. Może niech się połączą w Platformie, przejmując w niej władzę? Ale jak nie zaryzykują, pozostanie nam z zaciśniętymi zębami głosować na którąś z istniejących partii, z perspektywą, że i tym razem wygra PiS. Szkoda Polski.

Wydanie: 2017, 34/2017

Kategorie: Felietony, Jan Widacki
Tagi: PiS, PO

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy