Baśń o rozlanej zupie

Kilka dni temu moja wnuczka Ewunia poprosiła, żebym opowiedział jej bajkę na dobranoc, nalegając, by była współczesna.
– Opowiem ci w takim razie o rozlanej zupie.
– Dobrze, dziadziusiu.
– Otóż pewnego dnia rozlała się zupa. Pewnie powiesz, że zdarza się to w każdym domu. Masz rację, ale tym razem było jej zbyt dużo, by nie zauważyć, i nie był to byle jaki talerzyk, ale wielki, przerażający gar. Bardzo to ludzi zdenerwowało.
– Tak nie można! W kraju tylu potrzebujących, a oni nie wiadomo co wyczyniają z łyżkami! Trzeba to wyjaśnić! – wołali.
A sprawa zataczała coraz szersze kręgi, ponieważ okazało się, że pewien mężczyzna w średnim wieku zarejestrował na swoim magnetofonie moment wylewania. To było, Ewuniu tak. Najpierw słychać było zwyczajne bul, bul, a chwilę potem ktoś mówi tak:
– Chcę dostać 5% z tego kotła, i to z samego dna.
– Przecież to mój garnek – odpowiada ktoś drugi.
– Ale u nas zupą trzeba się dzielić, szczególnie gdy za mną stoi grupa kelnerów na czele z kierownikiem sali! – a za chwilę słychać chlup, chlup, co oznacza, że grochówka poszła do piachu.
Powołano więc komisję śledczą, która wyjaśniła jedynie, że kelnerzy nie wiedzą, dlaczego w tym dniu w lokalu podawano tylko drugie danie, bo oni tylko wnoszą, stawiają, pobierają napiwki i zabierają puste.
Wezwano więc na koniec tego, który to wszystko nagrał, żeby wyjaśnił, o co w tej sprawie chodzi.
– To pan nagrywał moment wylewania? – zapytano.
– Tak.
– I prowadził pan śledztwo w tej sprawie?
– Tak.
– Czy może więc pan powiedzieć, kto mieszał w kotle?
– Niestety, nie, bo obowiązuje mnie etyka nagrywania.
– No tak, to proszę w takim razie powiedzieć, kto ją pieprzył.
– Niestety, nie mogę powiedzieć, bo obowiązuje mnie etyka odtwarzania.
– A może ten, który ją wylał, chciał sam ją zjeść w amoku?
– Nie, z mojego śledztwa wynika, że stała za nim grupa trzymająca łyżki.
– A kto te łyżki trzyma?
– Niestety, nie mogę powiedzieć, bo obowiązuje mnie etyka uprawiania śledztwa.
– No dobrze – westchnął przewodniczący – to czy mógłby pan powiedzieć, po co pan to wszystko nagłaśniał, skoro pan nie chce nic powiedzieć?
– Jak to po co? Przecież zupa się wylała.
– A wiesz, dziadziuniu, kto mnie najbardziej przeraził w tej bajce?
– Nie, Ewuniu. A kto?
– Pani Błochowiak przesłuchująca Kaczyńskiego w sprawie ubikacji.
A jednak – pomyślałem – gówniarze przed zaśnięciem czegoś się boją.
PS Tekst powstał tylko dlatego, że redaktor Smoleński zlekceważył Komisję Śledczą w równym stopniu jak grupa, która jest, ale jej nie ma.

Wydanie: 2003, 24/2003

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy