Zwyciężyli nowotwór krwi. Pomogła im medycyna i własny upór Dagmara Janduła, lat 29, mieszka w Łodzi. Absolwentka prawa i administracji, UŁ, obrona pracy magisterskiej na Uniwersytecie Wrocławskim została odłożona z powodu choroby. Przeszczepu dokonano w październiku 2000 r. Mąż Krzysztof, kolega z liceum, prowadzi solarium. Adam Gromadowski, 33-latek z Warszawy, po studiach politechnicznych. Przeszczepu dokonano w listopadzie 2000 roku. Żona Emilia pracuje w Fundacji Wspólna Droga. Szymon Grabowski, 29-latek, po przeszczepie (lipiec 1999 r.) wyjechał z Warszawy. Mieszka z rodzicami w Giżycku, zaczyna wszystko od nowa, studiuje informatykę. Barbara Karkowska, 33-letnia szwaczka z Łodzi, autoprzeszczep, czyli podanie własnego szpiku przeszła w czerwcu 2001 r. Mąż Adam pracuje, gdzie się da, syn Daniel jest w drugiej klasie. Dagmara, Adam, Szymon, Barbara założyli Stowarzyszenie Druga Szansa. W ich pracy ważne jest informowanie chorych na białaczkę o rzeczach małych i wielkich – że do szpitala dobrze jest zabrać skarpetki (w tej chorobie się marznie) i własny termometr oraz mydło w płynie (w tej chorobie odporność organizmu jest żadna), ale także, jakie podanie złożyć, by zakwalifikować się do przeszczepu szpiku, jak szukać dawcy. Jak nie umrzeć. Po przeszczepie też trzeba przestrzegać prozaicznych zaleceń, które decydują o zdrowiu. Trzeba trzymać się diety zakazującej surowych warzyw, kefiru, napoi gazowanych i jedzenia w restauracji. Trzeba unikać dłuższego przebywania wśród dzieci, zwierząt, bo są źródłem infekcji. Wyniszczająca choroba to ból i strach, ale równie porażającym doświadczeniem było niezrozumienie – dlaczego jestem tak właśnie leczony, dlaczego lekarz nie mówi o przeszczepie, dlaczego inni chorzy zbierają astronomiczne kwoty, dlaczego nie wiem, co ze mną będzie. Dlaczego, jeśli przeszczep jest jeszcze nie dla mnie, albo już nie dla mnie, nikt mi tego nie powie wprost. Oni już złapali oddech, starają się żyć normalnie. Operacje, wszystkie wykonane w katowickiej klinice prof. Hołowieckiego, udały się. Dziś mówią o sobie: – Jesteśmy zdrowi. Gdy minie pięć lat, tyle wyznacza medycyna, także lekarze powiedzą: – Są zdrowi. Dagmara niedługo wróci na studia. Właśnie odbiera kolejny telefon od kogoś, kto nie wie, co robić. Dziewczynę biorą do szpitala, a ona pyta, co to znaczy leżeć tam z białaczką. – Weź termos – tłumaczy Dagmara. – I koniecznie chusteczki odświeżające. Musisz dbać o higienę, a możesz nie mieć sił, żeby wstać. Weź komórkę, nie jedz niczego z kremem, weź małą latarkę, przyda ci się w nocy, żeby sprawdzić, czy kroplówka dobrze spływa. Chorym jest ciężko wyobrazić sobie białaczkę. To nie guz ani nie rana. Na łódzkiej hematologii dobrze była znana żółta czapeczka Dagmary. Wyparła bandamki, które zakładały chore tracące włosy po chemioterapii. Czapeczka była miła, miękka, w dziecinnym sklepie kupił ją mąż. Drobiazgi, które pozwalały przetrwać. Ale przeżyć pozwoliła walka o przeszczep. Samotna. Barbara Karkowska pomaga inaczej. – Wsiadam w tramwaj i jadę na hematologię – opowiada. – Taaakie okrągłe oczy robią ludzie, jak wejdę na salę i mówię, że jestem po przeszczepie. Rzadko kto zapyta – a po co pani przyszła? Pacjenci mają problemy, ja odpowiadam. Jest tyle rzeczy, o których lekarz to nawet nie ma czasu, żeby im powiedzieć. Poza tym to ważne jest zobaczyć kogoś, kto przeżył. Sucha diagnoza Kiedy Barbarę, wyciągniętą z kolejnego omdlenia, bez większych wyjaśnień zawieziono na łódzką hematologię, nie bardzo wiedziała, co ta nazwa znaczy. – Masz dziecko? – zapytała jedna z chorych. Po twierdzącej odpowiedzi zatroszczyła się, kto je wychowa po śmierci nowo przybyłej. W ten sposób Barbara zrozumiała się, że to nie przemęczenie ciężko pracującej kobiety. A przecież szwaczka ma prawo być zmęczona. Upalne, zeszłoroczne lato. Wychodziła o świcie, wracała w dusznych ciemnościach. Mąż nie miał pracy, ona utrzymywała dom. Gdy nie miała już sił na nic, poszła do zakładowego lekarza. Nie, nie zlecił badań. W ciemno zapisał jakiś antybiotyk, który (dziś to wiadomo) zaostrzył rozwój choroby. Na morfologię zdecydowała się sama. Później zemdlała i ocknęła się w obcym szpitalu. Tam poznała Dagmarę. Zobaczyła jej czapeczkę i siłę. Przegadały godziny. Barbara przestała się martwić, kto pójdzie na wywiadówki Daniela. Szymonowi
Tagi:
Iwona Konarska









