Skąd wiadomo, kto jest głową?

Skąd wiadomo, kto jest głową?

Jesteśmy kobietami siekiery i maczety, nie boimy się pracy – mówią mieszkanki kolumbijskiej ekowioski – Czujemy, że tu możemy zrobić wszystko – cieszy się Gladi, szefowa kooperatywy porcelany. – Jeśli mężczyźni przejęliby władzę, zdeptaliby nas – emocjonuje się Margarita, naczelna elektryczka i hydrauliczka. – Wcześniej było nas pięcioro w jednym pokoju: mama, siostra z dwojgiem dzieci i my – wyznaje Nedi, młoda matka. – Handlowałam na ulicy. Nie było jak zaoszczędzić na coś swojego. Nashira – kobieca ekowioska w centralnej Kolumbii. Trzy akry zieleni. A na nich ekologiczne domy zbudowane rękami 88 kobiet – głów rodziny. Uprawa cytryn, pomarańczy i cuchnących, ale zdrowych owoców drzewa noni. 11 kobiecych kooperatyw, m.in. kurczakowa, przepiórcza i recyklingowa. Samorząd, w którym mężczyźni i dzieci głosu nie mają. Płytki basen, solarna restauracja, sucha toaleta. I cztery afrykańskie owce, które ekologicznie strzygą trawnik. „Nowe matriarchalne społeczeństwo w budowie”, piszą o wiosce dziennikarze. Nashira w lokalnym indiańskim języku oznacza pieśń miłości. UN-Habitat, program ONZ, który od 1978 r. promuje zrównoważone osiedla na świecie, przyznał jej w 2012 r. nagrodę w kategorii „Jakość życia”. Siekiery Na tyłach restauracji trzy kobiety robią rybki z gliny. Potem je pomalują, naniżą na linkę i wystawią obok talerzy i misek w zakurzonej gablotce w głównym budynku starej plantacji, a przyjezdni być może je kupią. Kobiety należą do kooperatywy porcelany. Gladi Hernandez, szefowa, ma 58 lat, przychodzi tu od pięciu. Jeszcze nie mieszka w wiosce – na razie powstały dopiero 44 domy. Druga część jest w budowie. – Jesteś głową rodziny? – pytamy. – Tak – odpowiada z dumą i uśmiechem. – Chcę się tu przeprowadzić, bo nie mamy z mężem domu. – Z mężem? – nie potrafimy ukryć zdumienia. – No tak. – A skąd wiadomo, że to nie on jest głową? – Ja jestem – odpowiada i ściska rybkę. – W Kolumbii kobieta jest głową rodziny, jeśli nie mieszka z matką, teściową czy babcią – spieszy z wytłumaczeniem jej koleżanka, Eida Delgado. – Ja akurat jestem wdową. Mieszkam z chorym synem. Utrzymuję nas z pracy po domach, prasuję, sprzątam. Ciężko mi zarobić na czynsz, ale tu jest spokojnie i mojemu synowi bardzo się podoba. – Jesteśmy kobietami siekiery i maczety, nie boimy się pracy – dodaje Gladi. Prawniczki W Kolumbii 32% gospodarstw domowych zależy tylko od dochodów kobiet. Powodów jest kilka: 50 lat wojny domowej, wysoka śmiertelność mężczyzn w najbiedniejszych, opanowanych przez mafię regionach. A także luźne obyczaje. – Często kobieta zachodzi w ciążę w wieku 14-15 lat. Oczywiście mężczyzna jej nie poślubia. Potem kobieta znajduje kolejnych partnerów. Dlatego nie mogłyśmy ich całkiem wykluczyć z wioski – tłumaczy Angela Cuevas, adwokatka, dziennikarka i założycielka Stowarzyszenia Kobiet Głów Rodziny (MUCAF) w Cali, trzecim co do wielkości mieście Kolumbii. – 72,5% tych rodzin żyje poniżej granicy ubóstwa. Chciałyśmy im pomóc. W Kolumbii borykamy się z silnym machismo. Moja mama poszła na wybory dopiero po pięćdziesiątce, bo prawo głosu kobiety otrzymały w 1953 r. Angela ma 72 lata, różowy kostium, kolczyki i naszyjnik. Prowadzi w telewizji dwa programy. Wrażliwość na kwestię równouprawnienia odziedziczyła po babce – Margarita Gamboa Carvallo była pierwszą kolumbijską poetką erotyczną. Prowadziła w radiu program „Kobieca godzina”, w którym urządzała pogadanki na feministyczne tematy. Na początku lat 90. Angela wspólnie z innymi prawniczkami z Międzynarodowego Stowarzyszenia Adwokatek założyła Partię Kobiet. W 1992 r. wystartowały w wyborach. Nie weszły do parlamentu, ale kilka lat potem udało się im wywalczyć prawo kwot – dzięki nim do dziś kobiety muszą stanowić 30% pracowników administracji publicznej na wszystkich szczeblach. Prawniczki postanowiły założyć stowarzyszenie wspomagające kobiety, które włączyły się w ich kampanię. Zaczęły od przerabiania makulatury, skończyły na budowie ekowioski. – Często pochodziły ze wsi, życie zaprowadziło je do miast – opowiada Angela. – Gdy szły do pracy, nie miał kto się zająć ich dziećmi, więc czasem zostawiały je same w domu, w kartonach. Chciałyśmy, by mogły zarabiać, nie wychodząc z domu. Ale największym problemem najuboższych kobiet jest brak własnego mieszkania i wysokość opłat

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2016, 2016

Kategorie: Obserwacje