Psy w grupach GOPR

Psy w grupach GOPR

Czują się członkami zespołu. Widać autentyczną radość, gdy idą na szkolenie czy do akcji

Po co i jak tam wszedł, nie wiadomo. Ale gdy już ugrzązł na skalnej półce, wykazał się rozsądkiem. Mimo 10-stopniowego mrozu przez trzy dni tkwił w pułapce nieruchomo. Wiedział, że jeden fałszywy krok i spadnie do podnóża ściany. Nie miał szans przeżyć upadku z wysokości 60 m, dlatego stał i wył, wzywając pomocy.

Jak zapisano w książce ratunkowej, 4 stycznia 1989 r. o godzinie 10.30 ratownik dyżurny GOPR w Szczawnicy Zygmunt Białek odebrał informację, że w wąwozie Homole, jednej z największych turystycznych atrakcji Pienin, potrzebna jest pomoc ratowników. Średniej wielkości kundelek utknął na wąziutkiej półce skalnej w połowie 100-metrowej wapiennej ściany i nie może zejść. Mróz i wiatr oraz brak jedzenia sprawiły, że pies wygląda na dramatycznie wyczerpanego.

Czwórka ratowników – Ryszard Banaś, Włodzimierz Pasek, Krzysztof Olszewski i ten, który odebrał sygnał, Zyga Białek – zapakowali się do auta, zabierając sprzęt wspinaczkowy oraz koc. Byli gotowi owinąć nim psa, gdyby chciał ich gryźć.

Po wejściu na grań nad wąwozem zakładają stanowiska zjazdowe bezpośrednio nad psiakiem. Dwaj z goprowców do niego zjeżdżają. Zwierzak świetnie rozumie, że przybyła pomoc. Tak jak dzielnie czekał, tak samo rozsądnie współpracuje z ratownikami. Koc nie jest potrzebny. Zwierzę potulnie daje się zapakować w prowizoryczną uprząż z liny i opuścić do podstawy ściany. O godzinie 13.15 może się przywitać ze swoim panem. (…) Jak udało mu się dotrzeć tak wysoko i skąd cierpliwość, by przez wiele godzin stać nieruchomo na półce, wyjąc żałośnie, pozostanie jego tajemnicą.

Po uratowaniu pies został zawieziony do weterynarza. Otrzymał kroplówkę i torebkę wysokokalorycznej suchej karmy z witaminami, a w tamtych czasach był to prawdziwy rarytas. Wrócił do zagrody jako bohater i więcej w kronikach Grupy Podhalańskiej GOPR nie zagościł.

*

Ratownikom GOPR zdarzało się też ratować psy podczas powodzi, np. w 1997 r., gdy zawieszeni pod śmigłowcem podejmowali dobytek poszkodowanych. Ale takich akcji było nie więcej niż palców u dłoni stolarza. Znacznie częściej to pies odnajduje ludzi, wspiera działania ratowników.

Dziś psy są pełnoprawnymi członkami Pogotowia, ale historia ich służby jest krótsza niż historia GOPR. Nie od razu bowiem zobaczono sens szkolenia zwierząt i angażowania ich w akcje ratunkowe. (…) W Polsce wizjoner Mariusz Zaruski, już tworząc pogotowie górskie, sygnalizował potrzebę udziału psów w akcjach poszukiwawczych. Ta idea nie wyszła jednak nigdy poza formułowane na piśmie postulaty. Zabrakło Zaruskiemu wsparcia kogoś takiego, kim wiele lat później okazała się dla ratowników Marta Gutowska. Kogoś, kto doceniłby zdolności najwierniejszych człowiekowi stworzeń i miał wiedzę, jak przygotować je do służby.

Pierwsze w II Rzeczypospolitej odnotowane użycie specjalnie szkolonego psa miało miejsce w kotle Howerli, gdzie życie w lawinie straciło dwóch narciarzy – lekarz Leszek Chlipalski i student Politechniki Lwowskiej Andrzej Steusing. W akcji poszukiwawczej uczestniczył m.in. Ludwik Ziembic, gospodarz schroniska Akademickiego Związku Sportowego pod Smotrecem, z przeszkolonym w Austrii owczarkiem.

W kolejnych latach bywało, że ktoś próbował angażować psy, ale brakowało konsekwencji i wiedzy. Józefowi Oppenheimowi czasem towarzyszył owczarek podhalański Baca. Zbigniew Korosadowicz też zabierał czworonoga na akcję. I tyle.

Do ratowniczej legendy przeszło wydarzenie ze schroniska PTTK na Lipowskiej w Beskidzie Żywieckim. Długo kierował nim ratownik GOPR i przewodnik Zbigniew Gowin. Na początku lat 60., podczas hucznej zimowej imprezy kończącej remont schroniska, pies Gowina Czanga, zwykle chowający się przy takich okazjach w kąt, nie dawał spokoju gospodarzowi. Ten w ferworze zabawy opędzał się od psiaka. Czanga nie poddawał się jednak i wyciągnął pana przed budynek. Tam zaczął kopać w śniegu. Choć za pierwszym razem pan zlekceważył sygnały, to zmuszony do wyjścia po raz wtóry wziął łopatę, by sprawdzić, co kryje wielka pryzma śniegu przed wejściem. Jakież było jego zaskoczenie, gdy z Andrzejem Bafią, który dołączył do akcji przeszukiwawczej, trafili na buty wypełnione stopami, a dalej nogi i tułów. Cały korpus wraz z głową należał do popularnego Koperka, partyzanta, a po wojnie budowlańca. Był on znany z konsekwentnego testowania napojów procentowych. Odnalezionego przeniesiono do schroniska, dorzucono drwa do kominka, rozłożono koce. Na jednych położono Koperka, drugimi go przykryto. Zasypany doszedł do siebie szybko, wrócono więc do zabawy. Dopiero rano Koperek opowiedział, jak wyszedł przed budynek, by złapać haust ożywczego papierosowego powietrza, a tu ze stromego dachu zsunął mu się na głowę gigantyczny nawis. (…)

Kolejny z Czangów – bo tak Gowin nazywał każdego psa – wsławił się wyciągnięciem z dyżurki Adama Jonaka i doprowadzeniem go do turystów, którzy zbłądzili we mgle blisko budynków. Ozdobą schroniska na Skrzycznem, w którym od lat rządzi ród Lohmanów, był potężny, ponadstukilowy bernardyn.

– Bari rzadko ruszał się sprzed budynku, ale czasami w gęstej mgle, wiedziony psim zmysłem, wychodził po narciarzy schodzących z wyciągu górnej stacji krzesełek i głębokim szczekiem wskazywał drogę do stojącego ciut niżej budynku i pobliskiej narciarni – opowiadał nam wieloletni dzierżawca schroniska Andrzej Lohman.

Mimo tych przykładów psich zdolności ratownicy długie lata nie myśleli o szkoleniu. W powojennej Polsce do pracy na lawinisku psy wykorzystano pierwszy raz w Białym Jarze w 1968 r. Czworonogi przyjechały z Czechosłowacji, gdzie od kilku lat zajmowano się już ich szkoleniem.

Ratownicy GOPR pierwszego psa doczekali się w listopadzie 1973 r. Turnia, szczeniaczek owczarka niemieckiego, została włączona do zespołu ratowniczego Grupy Sudeckiej i rozpoczęła szkolenia. Jej opiekunem został Piotr Lucerski.

*

Wszystko to jednak działo się nieformalnie. Bo dopiero w marcu kolejnego roku w Rzeszowie – w mieszkaniu Jana Jarosińskiego, przez kolegów zwanego czule „Kaszanką” – Eugeniusz Strzeboński (szef wyszkolenia GOPR) oraz Karol Dziuban (naczelnik Grupy Bieszczadzkiej) podpisali z Martą Gutowską, lekarką weterynarii i członkinią Związku Kynologicznego w Polsce, umowę zobowiązującą ją do szkolenia psów ratowniczych przygotowywanych do pracy w górach. Dr Gutowska wiedziała, czego się podejmuje. Miesiąc wcześniej Strzebońskiemu udało się wysłać ją, Piotra Lucerskiego, opiekuna Turni, oraz psa Hondę na szkolenie psów lawinowych na Słowację. Honda, rasowy duży szwajcarski pies pasterski, ciężko się tam napracował, ale ze świetnym wynikiem zdał końcowy egzamin i 30 marca 1974 r. został pierwszym certyfikowanym psem lawinowym w Polsce. A dr Gutowska kolejne pół wieku spędziła, szkoląc psy ratownicze. Obecnie zajmuje się tym w Stowarzyszeniu Cywilnych Zespołów Ratowniczych z Psami STORAT.

Jeszcze w tym samym 1974 r. w GOPR powstała Podkomisja Psów Lawinowych, a potem Ratowniczych. Kilka tygodni po tym, jak Honda zdobył certyfikat, szkolenie rozpoczęli przedstawiciele Grupy Bieszczadzkiej – Ryszard Kafel z Szatanem i Leopold Arendt z Cezarem.

Zakopiańczycy zaspali. By ratować honor, w październiku 1974 r. kupili Cygana. Wstępne szkolenie do grudnia wzięła na siebie dr Gutowska. Następnie, decyzją Strzebońskiego, opiekunem owczarka niemieckiego został Józef „Ujek” Uznański. To zmieniło nastawienie sceptyków. Uznański cieszył się szacunkiem u ratowników, więc i Cyganowi go nie poskąpiono. W styczniu 1975 r. podczas szkolenia Horskiej Slużby w Popradzkim Plesie Cygan zdobył certyfikat psa lawinowego.

Kolejne regularne szkolenia organizowali dr Gutowska i Stefan Zavadzky. Dodatkowo popularny „Piszta”, instruktor słowackiej służby lawinowej i działacz Związku Kynologicznego, wciągnął Polaków w grafik szkoleń po drugiej stronie granicy. W książce „Błękitny krzyż” opisana jest historia z jednego z takich szkoleń na Słowacji, gdzie rozdzielono na noc Cygana z jego panem. Pies, niezwyczajny takich szykan – w domu pod Nosalem leżał, gdzie chciał – w nocy odnalazł Uznańskiego i umościł się w łóżku razem z łańcuchem i kawałkiem budy.

Pierwsze doświadczenia przekonały wszystkich do szkolenia czworonogów. Dr Gutowska opracowała więc „Instrukcję opieki nad ratowniczym psem lawinowym GOPR” i „Zasady pracy z psem lawinowym w akcji”. Powstał też wykaz podstawowego wyposażenia. Jak wspomina Jacek Falkenberg, były przewodniczący Podkomisji Psów Ratowniczych GOPR, do dwójki pierwszych instruktorów (Gutowska, Zavadzky) szybko dołączyli Jan Jarosiński i Wincenty Cieślewicz.

Od tej chwili psów w GOPR przybywało – nomen omen – lawinowo. Każda grupa zgłaszała chęć zatrudnienia wykwalifikowanego i posłusznego pracownika, a czworonogi sprawdzały się w coraz to nowych sytuacjach. Na przykład Ajax z Grupy Sudeckiej najpierw pomagał w poszukiwaniach po trzęsieniach ziemi we Włoszech w 1980 r., a następnie wraz z przewodnikiem został przyjęty na audiencji papieskiej. W 1983 r. znów poleciał przeszukiwać ruiny po trzęsieniu ziemi w Erzurum, tureckim mieście u stóp Gór Pontyjskich.

Mnożyły się raporty, w których autorzy podkreślali rolę psa w odnalezieniu zagubionych. W latach 80. szkolono je już bowiem nie tylko do przeszukiwania lawinisk, ale też do poszukiwań w lesie. Jednak na początku lat 90. liczba psów ratowniczych w GOPR zaczęła spadać. Po zmianie ustroju opiekunowie ochotnicy nie mieli już tyle czasu co wcześniej. Ratownicy zawodowi musieli się skupić na dyżurach, a w wolnych chwilach dorabiać do głodowych pensji, jakie na początku lat 90. TOPR i GOPR oferowały pracownikom. Czasu na szkolenie, które jest absorbujące i trwa latami, przestało wystarczać.

Dopiero na początku XXI w. liczba psów ratowniczych w grupach regionalnych GOPR zaczęła wzrastać. Duża w tym zasługa Andrzeja Górowskiego, ratownika zawodowego Grupy Podhalańskiej GOPR, który z psami zaczął pracować jeszcze podczas służby w Wojskach Ochrony Pogranicza, czyli dzisiejszej Straży Granicznej. Górowski robił wszystko, aby nie trafić do budki przy granicznym szlabanie. Po wygraniu wszystkich możliwych testów sprawnościowych dostał skierowanie do ośrodka tresury psów w Zgorzelcu, a potem z psem tropiącym – był nim owczarek – szukał nielegalnie przekraczających granicę, od Chyżnego po Jurgów. Następnie zaczął się angażować w sport zaprzęgowy. Jako jedyny Polak dwukrotnie ukończył najtrudniejszy wyścig w Europie – Pirenę, a na mistrzostwach świata w Stanach Zjednoczonych zajął ósme miejsce. Zdobył Puchar Świata, był wicemistrzem świata i dwunastokrotnym mistrzem Polski.

Gdy wpadł na pomysł, by połączyć dwie życiowe pasje: ratownictwo górskie i miłość do psów, jego droga zawodowa stała się prosta. Szybko uznano go za niekwestionowany autorytet w tej dziedzinie.

W roku 2019 GOPR przeprowadziło 145 akcji z psami. A zgodnie z najnowszym sprawozdaniem Podkomisji Psów Ratowniczych GOPR – na koniec 2021 r. w GOPR służyło 30 psów, kilka z nich było jeszcze w trakcie szkolenia, a niektóre już poza służbą.

*

Jak twierdzą ratownicy, najlepiej szkolić psa od szczeniaka. Początkowo najważniejsze jest przywiązanie go do przewodnika. Muszą się zaprzyjaźnić, polubić. To także czas na socjalizację – ze światem, ludźmi, innymi zwierzętami – i na naukę posłuszeństwa. Z czasem dochodzą kolejne stopnie wykształcenia, elementy szkoleń węchowych, poruszania się w terenie, komunikacji z przewodnikiem. Każdy pies inaczej sygnalizuje nie tylko znalezienie człowieka, ale też swoje wyczerpanie.

Po 12 miesiącach nauki można ocenić, czy pies nadaje się do pracy. Nie każdy zdaje wstępny egzamin, bo nie wszystkie psy mają odpowiednie cechy: wyjątkową gotowość do współpracy z ludźmi i innymi psami, upór w dążeniu do rozwiązania zadania, brak lękliwości wobec czynników zewnętrznych, jak: burze, huk wiatru, wody, tłum. Ważne są też sprawność fizyczna i wytrzymałość – obie potrzebne, by pies mógł długo pracować w trudnych warunkach i był gotowy do służby o każdej porze. Najczęściej spotyka się rasy: owczarek niemiecki, czeski lub belgijski, labrador retriever i border collie.

Na egzaminie po roku nauki szkolenie się nie kończy. Jego najbardziej intensywna część trwa do trzech, czterech lat. W tym czasie pies staje się dorosły i w pełni gotowy do prac poszukiwawczych, ale uczy się dalej, aż do przejścia na emeryturę. Utrzymanie psa kosztuje. Prócz karmy wysokiej jakości musi on mieć wyśmienitą obsługę weterynaryjną. Kosztują podróże, szkolenia i ekwipunek. Dobrze zaopiekowany i wyszkolony pies odwdzięcza się skuteczną pracą i silną więzią z przewodnikiem oraz z innymi ratownikami.

– Psy czują się członkami zespołu. Widać autentyczną radość, gdy idą na szkolenie czy do akcji – mówił nam jeden z opiekunów.

Jacek Falkenberg z Grupy Karkonoskiej GOPR, wieloletni, doświadczony opiekun psów ratowniczych, tłumaczył: – Gdy przeszukujemy lawinisko, pies zastępuje sześciu ratowników. Podczas poszukiwań w lesie nawet 12.

– Ich odwaga, wytrzymałość, węch oraz zwinność są nieocenionym atutem podczas działań w miejscach niebezpiecznych i trudno dostępnych – ocenia Aleksander Karkoszka, ratownik Grupy Beskidzkiej GOPR.

13 listopada 2018 r. w bieszczadzkich Izdebkach 12-latek poszedł odwiedzić babcię i przepadł. Przez dwa dni 69 ratowników z siedmioma psami, żołnierze, strażacy i mieszkańcy, razem blisko tysiąc osób, przeszukiwali lasy, starając się trafić na ślad dziecka. Odnalazła go Mija, czarna labradorka z Grupy Podhalańskiej GOPR. Wyziębionego, głodnego i przestraszonego chłopca przewieziono do szpitala w Rzeszowie.

W 2017 r., z którego mamy ostatnie pełne dane, w Polsce przeprowadzono 2020 akcji poszukiwawczych osób zaginionych. W 203 z nich brali udział ratownicy GOPR, z czego w ponad jednej czwartej towarzyszyły im psy.

Nikt, kto pracuje ze szkolonymi psami, nie ma wątpliwości, że czworonożny ratownik szybciej niż człowiek dojdzie do miejsc trudno dostępnych, jest też precyzyjniejszy i może pracować dłużej. W jednym z artykułów dziennikarka, cytując Falkenberga, pisze, że przygotowany pies wywęszy człowieka nawet pod sześciometrowymi zwałami śniegu. A przecież sunąca lawina wytwarza wysoką temperaturę i gdy się zatrzyma, człowiek zostaje nie tylko zasypany śniegiem, ale też powleczony lodowym kokonem. Zapach, jaki się wydostaje poza to zamknięcie, jest bardzo delikatny.

*

Większość psów, gdy coś znajdzie, oszczekuje miejsce. Gdy znajdą człowieka żywego, szczekają żwawo, dynamicznie, a gdy pod śniegiem są zwłoki – szczekają przeciągle, zawodząc. Czescy przewodnicy zwą to smutnym szczekaniem. Tego rozróżnienia nikt psów nie uczy. Bywają też psy meldunkowe czy bringselowe. Bringsel to rzemyk przy obroży – gdy pies na coś trafi, chwyta bringsel w zęby i w ten sposób sygnalizuje, że coś znalazł.

Psy w GOPR są szkolone do ratownictwa w różnych warunkach, nie tylko górskich. Wiedzą, jak szukać w kopalniach, na ciekach wodnych, gruzach czy w terenie otwartym.

– Uczymy je wszechstronności. Ważne, aby po trzech latach szkolenia umiały sobie poradzić w każdej  sytuacji – opisuje Aleksander Karkoszka. – Na terenie działań GOPR rocznie odbywa się ok. 200 akcji poszukiwawczych. Psy mają nie tylko znaleźć człowieka, ale także często stwierdzić, że w danym obszarze nie ma poszukiwanego lub poszukiwanej.

Poligon do szkolenia psów zbudowany w Rabce ma 6 ha. Domy, tor sztucznych ruin ze schowkami dla pozorantów, wrak samolotu, rozbite auta, ogródek dydaktyczny z torami przeszkód. Piękne miejsce z widokiem na Luboń Wielki. Jednym z inicjatorów jego założenia był wspominany już Andrzej Górowski, ratownik Grupy Podhalańskiej GOPR. Wspólnie z Mariuszem Zaródem (naczelnikiem Grupy Podhalańskiej GOPR) nawiązali współpracę z IRO (International Rescue Organization) zrzeszającą ponad sto służb z 43 krajów, wykorzystujących psy do ratowania życia ludzi – w wodzie, lawinach, gruzach oraz podczas poszukiwań na otwartej przestrzeni.

Górowski, by zweryfikować efektywność działań psów, przeprowadził na Turbaczu eksperyment. Na obszarze 140 na 500 m ukrył pozoranta. Najpierw teren przeszukało 20 ratowników. Zajęło im to 24 minuty i nie odnaleźli osoby. Później puścił psy, które w niecałe pięć minut znalazły człowieka. Tę przewagę potwierdziły ćwiczenia zorganizowane przez policję z Nowego Targu. Na ponad 100 ha dwa psy, Toro i Baster, odnalazły ukrytą osobę w niecałą godzinę, natomiast 70 policjantów potrzebowało ponad dwóch godzin. Statystyki GOPR pokazują, że lwia część działań ratowniczych to akcje poszukiwawcze. Psy odgrywają w nich kluczową rolę. 90% poszukiwań kończy się odnalezieniem poszkodowanego, co jest sukcesem wszystkich ratowników biorących udział w działaniach, również tych czworonożnych.

*

Psy w GOPR pracują do emerytury. Kiedy ją zaczynają, zależy od kondycji psiego ratownika. – Mieliśmy zwierzaki, które w wieku 11 lat wciąż były w stanie brać udział w akcjach ratunkowych – podkreśla Aleksander Karkoszka. I dodaje, że psy uczy się głównie przez zabawę i nagrodę w formie jedzenia. – Robią coś nie dla idei, tylko dlatego, że im się to opłaca, a to jest motywacja najsilniejsza – uśmiecha się opiekun młodego czworonożnego ratownika.

Fragmenty książki Wojciecha Fuska i Jerzego Porębskiego GOPR. Na każde wezwanie, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2022

Fot. materiały prasowe

Wydanie: 04/2023, 2023

Kategorie: Obserwacje

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy