Skarb w kawałkach

Skarb w kawałkach

Jak Lutosławski szukał partytury i jak właśnie się odnalazła Niemal w prezencie na 100-lecie urodzin Witolda Lutosławskiego pojawiła się poszukiwana ponad pół wieku temu jego partytura. W dodatku zapis chyba jedynej kompozycji mistrza na flet solo. Nuty w kopercie Szara, zniszczona koperta spoczywała w szkolnej bibliotece. Niedawno Sławomir Jach, dyrektor biblioteki Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Gorzowie Wielkopolskim, odkrył jej cenną zawartość. – Otwieram ostrożnie, a tam… pożółkła partytura i podpis „Witold Lutosławski”. Muzyka na flet solo do sztuki Alfreda de Musseta „Nie igra się z miłością” – opowiada Jach. Nie znał charakteru pisma kompozytora, myślał, że nuty nie mają wartości. Okrągłe, charakterystyczne litery zapisów od razu rozpoznał natomiast muzykolog, dr Andrzej Tuchowski. 12 małych utworów teatralnych po 25 sekund, w dodatku rzadkość – na flet solo! Znawcy, m.in. z Towarzystwa im. Witolda Lutosławskiego, zgadzają się, że to pierwszy znany utwór kompozytora na flet. Rękopisów arystokraty polskiej muzyki współczesnej, jak nazywano Lutosławskiego, jest w Polsce niewiele, większość przechowuje Fundacja Paula Sachera w Bazylei. Działacz kultury Janusz Dreczka zajął się archiwum dobrych znajomych Lutosławskiego, Ireny i Tadeusza Byrskich, artystów teatralnych. Otrzymał je z ich rąk z prośbą, by trafiło do ulubionego przez oboje Gorzowa. Wśród dokumentów znalazła się ta właśnie ręcznie pisana, oryginalna partytura, która ma 60 lat. Powstała dla teatru w Kielcach, a premiera przedstawienia odbyła się we wrześniu 1953 r. Muzykę zamówili właśnie państwo Byrscy, którzy wówczas szefowali kieleckiemu teatrowi. W jednym egzemplarzu zapisane jest ołówkiem 12 części muzyki, do tego trzylinijkowy fragment oraz… wyliczenia honorarium, wypisane w słupku. – W kopercie był jeszcze drugi rękopis, w atramencie, wyróżniający się starannym pismem. Ciekawe, że na partyturze zachowały się nawet uwagi flecisty sprzed 60 lat! Nuty w ołówku są zatem pierwopisem, a kopia służyła do dalszego powielania – zaznacza dr Tuchowski. Witold Lutosławski mawiał, że „jest muzyka, którą się żyje, i jest muzyka, z której się żyje”. Dla pieniędzy właśnie, niezbędnych w skromnym początkowo budżecie domowym, pisał muzykę do spektakli największych twórców teatralnych, w tym tę odnalezioną na flet. W latach 50. Lutosławski był bardzo płodnym kompozytorem, jako pracownik Polskiego Radia (przez 13 lat referent ds. muzyki poważnej) pisał muzykę do słuchowisk, a pod pseudonimami „Derwid” i „Bardos” stworzył 25 piosenek, tang i walców. Śpiewały je m.in. Rena Rolska, Halina Kunicka, Kalina Jędrusik, żona szwagra kompozytora… (Danuta, żona Lutosławskiego, była siostrą Stanisława Dygata, męża Kaliny). Architekt Marcin Bogusławski jest pasierbem Lutosławskiego, synem Danuty. – Architektury nauczył mnie ojciec, ale wychował mnie ojczym. Wszystko, co osiągnąłem w życiu osobistym, zawdzięczam ojczymowi. Mówił, że po matce to ja byłem miłością jego życia – wyznaje ze wzruszeniem. W wersji ołówkowej odnalezionych partytur rozpoznał pismo ojczyma, natomiast w wersji pisanej tuszem – rękę matki. – Zajmowała się kopiowaniem nut ojczyma, miała charakterystyczne pismo. Zapis nut był staranny, to musiało się nadawać do dalszego kopiowania. – Zwykła mawiać wydawcom, że jeśli w zapisie jest jakiś błąd, to nie Lutosławski go zrobił, tylko ona – zaznacza. Na jej sposób pisania z pewnością miały wpływ studia architektoniczne, uczące estetycznego pisania tuszem. – Danuta była „ręką” ojczyma – mówi jej syn. Problem zaczynał się przy dużej partyturze – rozpisywaniu na instrumenty, kiedy trzeba było kopiować z pauzami na przewrócenie kartek dla muzyków, np. skrzypków, którzy mają zajęte obie ręce. – Matka znała się na muzyce jak każdy meloman, ale jej praca wymagała rozmów z ojczymem, np. gdzie mają być te pauzy. Początkowo wykonywała pracę kopistki pod jego ścisłą kontrolą, potem była samodzielniejsza – mówi Bogusławski. Od ósmego roku życia chłopiec mieszkał z matką i z Lutosławskim. Co roku spędzali dwa miesiące w Oslo i w pobliskim domku wiejskim. – Rodzice byli jak papużki nierozłączki – mówi o Danucie i Witoldzie. – Odnaleziona partytura pochodzi z tego okresu życia ojczyma, kiedy musiał zarabiać. Czasem czuję

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 20/2013, 2013

Kategorie: Kultura