Składnica latającego złomu

Składnica latającego złomu

Już za kilka lat nasze samoloty wojskowe trzeba będzie za wielkie pieniądze wymieniać na maszyny nowocześniejsze Kolejna katastrofa samolotu wojskowego, tym razem bryzy należącej do Marynarki Wojennej, i doniesienia o 40-letnich herculesach, które mają transportować naszych żołnierzy do Afganistanu, każą zastanowić się nad stanem polskiego lotnictwa wojskowego i ocenić prawidłowość podejmowanych decyzji. Co prawda statystycznie wypadków lotniczych jest u nas mniej niż w innych państwach NATO, ale też polski pilot wojskowy spędza w powietrzu rocznie sześć razy mniej czasu niż amerykański, a cztery razy mniej niż piloci niemieccy, włoscy czy hiszpańscy. A to już jest bardzo istotny problem. Miganie z migami Aż do połowy lat 90. lataliśmy na radzieckich migach-21, które musieliśmy kupować za wielkie pieniądze. Mniej więcej jeden statek, 20-tysięcznik wyposażony w najnowocześniejsze holenderskie radary, stanowił w barterze zapłatę za jeden samolot. Rosjanie zablokowali podejmowane przez nas próby zakupu od Szwedów samolotów Draken i Vigen (poprzednik Gripena). W latach 80. dokupiono 30 migów-23 – myśliwców o zmiennej konfiguracji skrzydeł, a potem zaczęto sprowadzać wczesną wersję Miga-29SE oraz szturmowego Su-22M. Rozmowy na temat dalszych dostaw migów-29 i doskonałych dwusilnikowych szturmowców Su-24 zostały przerwane po rozpadzie Układu Warszawskiego. We wczesnych latach 90. mieliśmy też zupełnie niezłe polskie konstrukcje: szkolno-bojowe samoloty Iryda i TS-11 Iskra, ale iryd wyprodukowano zaledwie 17, po czym sukcesywnie przekazywano je na złom. W tym samym czasie przygotowano projekt i model nowego samolotu szturmowego o groźnej nazwie Skorpion. Ta niezła w gruncie rzeczy konstrukcja nie weszła jednak nigdy do produkcji. Pozostał jeszcze samolot rosyjskiej konstrukcji An-28, czyli Skytruck lub Bryza. Tę maszynę przez ok. 20 lat kupowaliśmy najpierw od Rosjan, później od Ukrainy, aż wreszcie po modyfikacjach weszła do produkcji w mieleckim PZL. Tyle że 20 lat to w konstrukcji samolotu kawał czasu. Poprawiono co prawda znacząco awionikę, ale nowoczesny samolot to już nie jest. Rozmowy na temat nabycia nowych maszyn trwały bardzo długo. W międzyczasie dokupiliśmy od Czechosłowacji 12 migów-29 w zamian za 12 śmigłowców Sokół. Kolejną partię tych maszyn, 24 sztuki, otrzymaliśmy za symboliczną złotówkę od Luftwaffe. Były to maszyny poenerdowskie. Wkrótce jednak zaczęło brakować do nich części i modułów zamiennych. Obietnice prezydentów Kuczmy, a później Juszczenki, że zapewnią w 100% serwisowanie i park maszynowy, okazały się kłamstwami. Z Ukrainy nie dostaliśmy choćby śrubki, a że zaogniliśmy również stosunki z Rosją, otrzymanie części stamtąd jest na razie niemożliwe. Dziś z 48 posiadanych przez nas migów-29 latają cztery. Reszta służy jako magazyn części zamiennych. Stracone okazje W międzyczasie kontynuowaliśmy rozmowy dotyczące kupna samolotów. Odrzuciliśmy niemiecką propozycję przejęcia za darmo 72 samolotów Alpha-Jet wytwarzanych przez francuski koncern Dassault-Breguet Aviation i niemiecki Dornier. Nie są to jakieś supermaszyny, ale świetnie nadają się do nauki latania na nowoczesnym zachodnim sprzęcie. Ponadto wszystkie były na chodzie, a razem z nimi mieliśmy otrzymać zapas części zamiennych. Dziś wiemy, że była to stracona okazja. Kolejną zmarnowaliśmy w 1994 r. Tym razem Belgia, która ma 120 maszyn F-16, ale eksploatuje ze względów ekonomicznych tylko 90, zaproponowała nam darowiznę 30 samolotów F-16 block 30. Nie przyjęliśmy ich, bo uważaliśmy, że stać nas na nowe w sytuacji, kiedy większość świata lata na używanych. W sprawie nabycia samolotu wielozadaniowego podjęto równoległe rozmowy z Francją, która oferowała maszynę Mirage 2000-2005, Szwecją, która chciała nam sprzedać samolot Jas 39 Gripen, oraz europejskim konsorcjum, czyli Hiszpanią, Niemcami, Włochami i Zjednoczonym Królestwem, które wystawiało na sprzedaż swojego Eurofightera. Rozmawiano też z dwoma koncernami amerykańskimi – McDonnell Douglas oferował swoją znaną konstrukcję F-18 Hornet, natomiast Lockheed Martin F-16 Falcon. Specjaliści zdecydowanie opowiadali się za szwedzkim Gripenem jako maszyną znacznie nowszą generacyjnie i najbardziej nadającą się operacyjnie dla środkowej i północnej Europy. Ponadto wskazywano, że dla amerykańskiej maszyny będziemy musieli przebudowywać lotniska, sprowadzać inny rodzaj paliwa, tworzyć specjalny park części itd., Gripen natomiast jest dostosowany do startów i lądowań na odcinkach drogowych i do minimalnej tylko obsługi technicznej. Szwedzi dobrze zdają sobie sprawę

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 15/2009, 2009

Kategorie: Kraj