Skwieciński na Ostfroncie

Skwieciński na Ostfroncie

Trzeba mieć niezwykłe poczucie humoru, by napisać coś takiego: „Czasy demokratycznej opozycji i stanu wojennego nie zaowocowały dotąd wspomnieniami ani opracowaniami historycznymi. Nie zaowocowały do tego stopnia, że można uznać, iż wcale nie zostały opisane”. Autor tego niezwykłego, także w formie, zwierzenia to Piotr Skwieciński. A pełna bólu tyrada znalazła się – jakżeby inaczej – na łamach „Uważam Rze”. Niepotrzebnie jednak Skwieciński tak się frasuje. Po prostu jest niedoinformowany. Wystarczy, by poszedł do miłego sercu, choć prześladowanego przez ciągle silny układ IPN. Tam na aż 10 piętrach znajdzie tyle literatury, o której nie słyszał, że mu wystarczy na rok czytania. A ile tego jest jeszcze w gmaszyskach terenowych? Kombatanci z lat 80. tyle teraz piszą, że nawet Skwieciński nie nadąża. Zróbcie mu jakiś spis albo co. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2012, 43/2012

Kategorie: Przebłyski