Polska odegrała poważną rolę w osłabieniu Unii Europejskiej wskutek swego jednoznacznego zaangażowania się po stronie Ameryki Generalna aprobata dla polskiej polityki zagranicznej, wyrażona niedawno w Sejmie zgodnym chórem przez koalicję i opozycję, zderzyła się z generalną dezaprobatą dla niej w krajach UE. Dlatego można było oczekiwać, że organizując konferencję pt. „Silna Polska w silnej Europie”, która odbyła się 16 lutego br., prezydent szuka pretekstu do reorientacji polskiej polityki zagranicznej z kierunku atlantyckiego na europejski. Było to pierwsze spotkanie z zapowiedzianej serii prezydenckich debat na temat przyszłej roli Polski w UE i świecie. Wśród gości byli także ci, którzy przybyli z nadzieją na taką reorientację. Nadzieję tę budowali na podstawie listy mówców (Tadeusz Mazowiecki, Piotr Nowina-Konopka, Wojciech Sadurski, Jan Kułakowski, Józef Oleksy, Lena Kolarska-Bobińska); wzrosła w nich ona także z chwilą, gdy prezydent zachęcił do szczerości w tej debacie, a jeszcze bardziej, gdy się okazało, że na widowni znaleźli się minister Włodzimierz Cimoszewicz i kilku innych ministrów jego resortu. Dało to podstawy do domysłów, że konferencja ta nie będzie wyłącznie rytuałem, który zostanie bezlitośnie wykpiony przez kolejne wydanie tygodnika „NIE”; że liczna reprezentacja MSZ uczestniczy w konferencji po to, aby głosów podczas niej formułowanych usłuchać, i że wyciągnie ona wnioski zwłaszcza z tezy Tadeusza Mazowieckiego, iż „nie można być w UE pod względem społeczno-gospodarczym, nie będąc w niej pod względem politycznym”. Wygłoszone przez prezydenta słowo końcowe tę nadzieję trochę ostudziło. W swoim podsumowaniu prezydent bowiem najwięcej czasu poświęcił ironicznej wypowiedzi niżej podpisanego, który postanowił poważnie potraktować prezydenckie wezwanie do szczerości i stwierdził nieadekwatność tytułu konferencji, mówiąc, że powinien on raczej brzmieć „Słaba Polska w osłabionej Europie”. Polska wina Doskonale rozumiejąc i szczerze podzielając wiarę prezydenta w sprawczą postulatywność sloganu „Silna Polska w silnej Europie” („trzeba mówić, że Polska jest silna i silna jest Europa, bo w ten sposób w to uwierzymy, albo przynajmniej będziemy do tego dążyć”), ośmieliłem się jednak stwierdzić rzecz oczywistą, że realnie rzecz biorąc, Polska jest słaba. Gdyby trzeba było jakichkolwiek innych dowodów, dobitnie wykazał to w swoim znakomitym wystąpieniu Józef Oleksy na podstawie porażających statystyk. Postawiłem również tezę, że UE jest osłabiona wskutek postępowania Polski. Chodzi nie tylko o nieudaną konferencję w Brukseli, lecz o cały szereg antyeuropejskich działań polskiego rządu, a mianowicie o: (1) decyzję o zakupie w USA samolotów wielozadaniowych F-16 bezpośrednio po tym, gdy na uporczywe naleganie premiera Millera kanclerz Gerhard Schröder wysupłał w Kopenhadze dodatkowy miliard euro dla wsparcia polskiego budżetu; (2) decyzję o podpisaniu niesławnego listu ośmiu przez premiera Millera na kilka godzin przed przyjęciem w swoim mieszkaniu kanclerza Niemiec i bardzo niedyplomatyczne niepoinformowanie swego gościa o powziętym zamiarze; (3) postulaty przeniesienia baz wojskowych USA z Niemiec do Polski (oparte na nadziei poczwórnego zysku: „nie tylko uzyskamy amerykańskie bezpieczeństwo, ale zabierzemy miejsca pracy Niemcom, ucierając im nosa, a zarazem zdobędziemy je dla Polaków”); (4) czy wreszcie militarne zaangażowanie w wojnę USA w Iraku. W tym kontekście (5) hałaśliwa demonstracja pronicejska, przeprowadzona pod dyktando najgłośniejszego polityka Platformy Obywatelskiej w okresie kilku tygodni poprzedzających spotkanie w Brukseli nie miała już wielkiego znaczenia i dla każdego w UE było oczywiste, że konsekwentna antyeuropejskość polskiego postępowania wskazuje, iż nie ma co rozmawiać z Millerem i Cimoszewiczem o Traktacie Konstytucyjnym ani o czymkolwiek w ogóle, ponieważ rozmowa nie będzie możliwa. I choć można mieć pewne niewielkie wątpliwości, czy brukselska klęska jest zasługą wyłącznie Polski, to niezgrabność, nieudolność i krótkowzroczność polskiego rządu sprawiły, że cała wina spadła na nas. W rozkroku Polska odegrała poważną rolę w osłabieniu Unii Europejskiej wskutek swego jednoznacznego zaangażowania się po stronie Ameryki. Decyzję o tym podjęto oficjalnie w trosce o polskie bezpieczeństwo narodowe, którego pozbawiona wspólnej polityki zagranicznej i obronnej Unia nie jest w stanie nam zapewnić. Mniej oficjalnie zaś i z niejakim zażenowaniem – w nadziei na zyski z wojennego zaangażowania w Iraku. W rezultacie naszego „rozkroku między megalomanią i kompleksem niższości” (Piotr Nowina-Konopka) doprowadziliśmy do następującej sytuacji: (1) szukając w USA ochrony przed dominacją przez Francję i Niemcy w ramach UE, sprowokowaliśmy coś jeszcze gorszego, a mianowicie lekceważenie, i to zarówno w UE, jak i w USA;
Tagi:
Adam Chmielewski