Ślimaki z Kajetan
Na otwarciu Światowego Centrum Słuchu mieliśmy okazję się przekonać, że określenie „światowe” wcale nie jest na wyrost Kosztem 130 mln zł powstał w Kajetanach pod Warszawą najnowocześniejszy ośrodek walki z głuchotą, firmowany nazwiskiem jednego z najwybitniejszych otolaryngologów na świecie, prof. Henryka Skarżyńskiego. Światowe Centrum Słuchu jest placówką podległą Instytutowi Fizjologii i Patologii Słuchu, którym również kieruje profesor. Lista osiągnięć prof. Skarżyńskiego jest długa. Obejmuje m.in. pierwsze w Polsce wszczepienie implantu ślimakowego, implantu do pnia mózgu, implantu słuchowego do ucha środkowego; pierwsze w świecie wszczepienie implantu ślimakowego pacjentowi z częściową głuchotą czy bilateralne wszczepienie implantów do pnia mózgu, a także opracowanie klasyfikacji oceny wad wrodzonych ucha zewnętrznego. Równie imponująca jest lista nagród i wyróżnień – medycznych, naukowych, biznesowych. W 2000 r. prof. Skarżyński był też laureatem pierwszej edycji Busoli „Przeglądu”. Są i odznaczenia państwowe, łącznie z przyznanym 3 maja Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Kim jest człowiek, który to wszystko zbudował? Ślimaki – Kiedy pierwszy raz weszłam do jego biura, poczułam się jak w sklepie z zabawkami – wspomina znajoma profesora. – Plastikowe, drewniane, dmuchane, metalowe, rzeźbione, odlewane, lepione, pieczone, z drogich i niedrogich metali, zdalnie sterowane i nieruchome. Od poziomu biurka do podłogi zabawki. Tylko że jednego typu – ślimaki. Wrażenie jest nietypowe: oto zza biurka widać poważnego pana profesora w kitlu, na biurku stoi komputer, a pod biurkiem Smyk. Pomyślałam, że facet na starość zdziecinniał. Jak się okazało, nie zdziecinniał. Ślimaki są podarkami od wdzięcznych pacjentów, którzy po udanej operacji zamiast kwiatów lub koniaku wręczają samodzielnie wykonany jeden z symboli słuchu. Jeden ślimak to jedna operacja. Wydaje się, że w taki sposób „dziękuję” mówi się tylko lekarzowi, z którym nawiązało się wyjątkowo ciepłą relację. I faktycznie coś w tym jest. Jednym z elementów gali otwarcia Centrum był program artystyczny z udziałem małych pacjentów, którym przywrócono słuch. Piosenki, wierszyki i dramy miały wspólny motyw – profesora. A to dziewczynka w wierszyku deklaruje, że profesorowi udało się skończyć operację, a to dzieci z wdzięczności chcą kupić figurkę „dla naszego profesora”. Pracownicy mówią, że jest szefem wymagającym, ale tylko dlatego, że od innych wymaga tyle, ile od siebie. A od siebie wymaga bardzo dużo. Nie jest tyranem, jego wpływ można scharakteryzować najkrócej jako mieszaninę dobroci i miękkiej perswazji, której poddają się wszyscy bez wyjątku. Chociaż nie zarabia się tutaj ani najwięcej, ani najszybciej, ludzie chcą dla niego pracować. Być może dlatego, że w Centrum nacisk jest kładziony na grę zespołową. Profesor na każdym kroku podkreśla, że to, co osiągnęli, osiągnęli jako zespół. Dowody na to podejście widać na każdym kroku. W broszurze opublikowanej przez ośrodek znalazła się wydrukowana maczkiem lista naukowców ze świata, którzy odwiedzili Centrum z okazji konferencji i sympozjów. Wcześniej lista nagród, które na przestrzeni lat otrzymali członkowie zespołu. W sali konferencyjnej jest zaś lista dziennikarzy, którzy swoją działalnością przyczynili się do promocji zagadnień związanych ze słuchem. Prof. Skarżyński nigdy zasług nie przypisuje sobie. Podkreśla, że wokół są inni ludzie. Pomóc wszystkim Początek drogi, na której końcu znajduje się Światowe Centrum Słuchu, to rok 1992, kiedy Henryk Skarżyński, jeszcze jako doktor habilitowany, wszczepia pierwszy w Polsce implant ślimakowy. Wieczorne wydanie wiadomości tego dnia ma dwie medyczne informacje: jedna jest o tym, że powiodła się operacja papieża, druga – że powiodła się operacja Skarżyńskiego. Takie osiągnięcie w zgrzebnej, potransformacyjnej rzeczywistości robi wrażenie. Do profesora zaczynają spływać listy z prośbą o pomoc. Nagle okazuje się, że ludzi z wadami słuchu jest w Polsce mnóstwo. Skarżyński zaczyna się zastanawiać, co może dla nich zrobić. Nie dla każdego z osobna, ale dla wszystkich razem. Wie, że potrzebne będzie rozwiązanie kompleksowe, dzięki któremu taki pacjent zostanie właściwie zdiagnozowany, zoperowany, a następnie poddany rehabilitacji. Zaczyna pukać do różnych drzwi. Najszerzej otwarte okazują się te do gabinetu ówczesnego ministra pracy i polityki społecznej Jacka Kuronia. Kuroń błyskawicznie organizuje Skarżyńskiemu lokal – cały parter warszawskiej siedziby Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Premier Hanna









