Służby w Trójkącie Bermudzkim

Służby w Trójkącie Bermudzkim

11.01.2017 Warszawa Sejm 33. lub 34. posiedzenie Sejmu VIII kadencji N/z Mariusz Kaminski, Mariusz Blaszczak, Jaroslaw Kaczynski Fot. Andrzej Iwanczuk/REPORTER

Od miesięcy toczy się walka szefów tajnych służb – Mariusza Kamińskiego, Mariusza Błaszczaka i Antoniego Macierewicza Jest ich trzech. Najwierniejszych z wiernych. To im Jarosław Kaczyński najbardziej zaufał, oddając w ich ręce kluczowe narzędzia władzy. Żaden nie dostał pakietu kontrolnego, ich kompetencje – wydawało się – były dokładnie określone, tak żeby nie wchodzili sobie w drogę. Ale to było kiedyś. Dziś, w cieniu zapowiedzi o rekonstrukcji rządu, walczą o poszerzenie zakresu swojej władzy, o dodatkowe przywileje i kompetencje podległych im służb. To twarda gra, wzmacniana przeciekami do mediów, odstrzeliwaniem aktywów rywala. Podnieśmy kurtynę – w Polsce od miesięcy toczy się wojna tajnych służb. Lub raczej wojna ich szefów – Mariusza Kamińskiego, Mariusza Błaszczaka i Antoniego Macierewicza. Cicha woda, czyli Kamiński Mariusz Kamiński jest tu najsilniejszy. Jest ministrem koordynatorem służb specjalnych i trzyma je mocno. Krok po kroku poszerzając swoją władzę. Jego rywale też jednak do słabeuszy nie należą. Mariusz Błaszczak to szef Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Podlega mu policja, razem z Centralnym Biurem Śledczym. A także Biuro Ochrony Rządu, które Błaszczak chce przekształcić w Służbę Ochrony Państwa. Antoni Macierewicz to szef Ministerstwa Obrony Narodowej, razem ze Służbą Kontrwywiadu Wojskowego i Służbą Wywiadu Wojskowego. On wie, jaki z nich robić użytek. Zacznijmy od Kamińskiego. O tym, że jest dla Jarosława Kaczyńskiego jednym z najważniejszych współpracowników, świadczą dwa fakty. Po pierwsze – od roku 2011 Mariusz Kamiński jest wiceprezesem PiS. Należy do elitarnego grona liderów tej partii. Mimo że ani popularność w społeczeństwie, ani partyjna aktywność nie wskazują, by miał być tak wywyższony. Po drugie – gdy PiS przejmowało władzę, na Kamińskim ciążył wyrok sądu I instancji, z marca 2015 r. Sąd uznał go za winnego przekroczenia uprawnień w tzw. aferze gruntowej i skazał na karę trzech lat pozbawienia wolności. Wyrok był znakomicie uargumentowany, można było przypuszczać, że w kolejnych instancjach nie zostanie podważony. Sprawa zamykała więc Kamińskiemu karierę polityczną. Ale znalazł się sposób – 16 listopada 2015 r. prezydent Andrzej Duda zastosował wobec niego prawo łaski. Nic nie szkodzi, że półtora roku później Sąd Najwyższy uznał ten akt za bezskuteczny, bo nie można ułaskawiać kogoś przed uprawomocnieniem się wyroku. Wtedy to nie miało znaczenia, nie było siły zdolnej egzekwować prawo. I nikt nie wątpi, że działo się to na polecenie Jarosława Kaczyńskiego. Że, po pierwsze, prezydent świadomie złamał prawo, a po drugie – władza przyjęła to do wiadomości. W ten sposób Mariusz Kamiński mógł zostać ministrem koordynatorem służb specjalnych, nadzorującym Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencję Wywiadu i Centralne Biuro Antykorupcyjne. Kolejne lata pokazują, jak Kamiński umacniał i rozszerzał swoją władzę. Przejmując trzy służby, musiał na kimś się oprzeć. Najłatwiej było z CBA (budżet 158 mln zł), które sam tworzył. Jego szefem mianował Ernesta Bejdę, wieloletniego współpracownika, który był jego zastępcą w czasach, gdy sam kierował biurem. W ABW (budżet 560 mln zł) szefem został Piotr Pogonowski, który w latach 2008-2010 był dyrektorem gabinetu szefa CBA, czyli Mariusza Kamińskiego. Dodajmy, że Pogonowski po roku 2010 aktywnie działał w strukturach PiS, był w jego radzie programowej. A później, już na stanowisku szefa ABW, pobił rekord Polski – w ciągu kilkunastu miesięcy awansował z kaprala na pułkownika. Jeśli chodzi o Agencję Wywiadu, pięciokrotnie mniejszą niż ABW, to jej szefem został mianowany płk Grzegorz Małecki. Nie był człowiekiem Kamińskiego. Wywodził się z Urzędu Ochrony Państwa, z grupy związanej z dawnym szefem tej służby, gen. Zbigniewem Nowkiem. Odstrzelenie nowkowców Ci ludzie przewijają się w polskiej polityce i służbach od lat. Zbigniew Nowek od 1998 do 2001 r., czyli za czasów AWS, był szefem UOP, w latach 2005-2008 (za rządów koalicji PiS) – szefem Agencji Wywiadu, mógł więc liczyć, że i przy rozdaniu w roku 2015 zostanie uwzględniony. Tak się nie stało. Szefem AW został Małecki, a jego zastępcą Piotr Krawczyk, uważany za wieloletniego kumpla Kamińskiego. Taki układ nie trwał jednak długo. Jesienią 2016 r. Małecki podał się do dymisji, a jego miejsce zajął Krawczyk. Dziś

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2017, 44/2017

Kategorie: Kraj