Śmierć ściśle tajna

Śmierć ściśle tajna

– Na kim dokonano sekcji? – pyta matka zmarłego w tajemniczych okolicznościach żołnierza z Torunia. – Na pewno nie był to mój syn! – Pawła i Sławka znam od dziecka. Artur bardzo ich lubił, często więc u nas gościli. Teraz też przychodzą. Gdy na nich patrzę, myślę z mimowolną zawiścią: oni żyją. A mój syn nigdy już nie przestąpi tego progu. Dałam wojsku zdrowego i pogodnego chłopaka. Armia oddała mi zwłoki, których zabroniła nawet dotykać… – płacze Katarzyna Wesołowska. Wesołowscy żywego syna widzieli ostatni raz 9 marca 2001 roku. Arturowi skończyła się przepustka, wracał do jednostki w Malborku. Za sobą miał dwa dni spędzone w domu. Był szczęśliwy. Udało się nakłonić ojca, by wyremontował mu pokój. Babcię przekonał, by wzięła kredyt, za który kupi meble. Wszystko miało być należycie przygotowane na jego powrót do cywila. Dwa dni później Artur już nie żył. Wojskowi prokuratorzy orzekli, że popełnił samobójstwo. – Jestem przekonana, że to nieprawda – twierdzi Katarzyna Wesołowska. – Zabili go koledzy, a prokuratura kryje morderstwo, bojąc się smrodu wokół jednostki. Gdyby rzecz się wydała, wielu oficerów straciłoby swoje stołki. A tak, głupi żołnierz, sam sobie winien… Wesołowski służbę wojskową rozpoczął w Pile, później trafił do Bydgoszczy. W czasie odwiedzin rodziców nigdy nie powiedział złego słowa o stosunkach panujących w wojsku. Wręcz przeciwnie – zwierzał się rodzicom, że chciałby zostać w armii. Najpierw jako nadterminowy, potem, kto wie, może podchorążówka. Zmienił zdanie, gdy trafił do jednostki w Malborku. W trakcie jednej z ostatnich przepustek, siedząc przy piwie, wyznał ojcu, że w koszarach źle się dzieje. Nie chciał jednak mówić o szczegółach. Waldemar Wesołowski pomyślał więc, że syn narzeka na „falę”. Zdziwiło go to, bo Artur nie był już młodym „kotem” – miał za sobą ponad połowę służby. Ojciec z coraz większym niepokojem obserwował nastroje syna. W domu chłopak był radosny, towarzyski. Gdy zbliżał się czas odjazdu do koszar, zamykał się w sobie, markotniał. Wśród kryminalistów – Ale nie był samobójcą! – nie ma wątpliwości Katarzyna Wesołowska. – Od czasu przeniesienia do Malborka wojsko mu zbrzydło. Wojsko, ale nie życie! Myślał tylko, żeby jak najszybciej odsłużyć swoje i wrócić. Miał plany na przyszłość – chciał zostać zawodowym kierowcą, zbudować własny dom, założyć rodzinę. Lubił o tym ze mną rozmawiać. Mówiliśmy o tym nawet w trakcie jego ostatniej przepustki. Był zdolny, pewny siebie. Nie bałam się o to, czy poradzi sobie w życiu. W styczniu 2001 roku z wojskowego depozytu skradziono Arturowi cywilną kurtkę, telefon komórkowy i torbę. Przez jakiś czas chłopak na własną rękę starał się odzyskać skradzione rzeczy. Bez rezultatu. Złożył więc doniesienie o kradzieży przełożonym. Sprawą zajęła się Wojskowa Prokuratura Garnizonowa w Elblągu. Jak twierdzą Wesołowscy oraz przyjaciele Artura – Paweł i Sławek, którym chłopak zwierzał się w trakcie przepustek – od tego zdarzenia niektórzy koledzy z jednostki zaczęli traktować go jako „kapusia”. Artur, choć nie wprost, dawał do zrozumienia przyjaciołom, że był maltretowany. Do malborskiej jednostki od dłuższego czasu trafiali poborowi z kryminalną przeszłością. Na początku tego roku właśnie tam zatrzymano żołnierza-dilera rozprowadzającego narkotyki, o czym donosiła lokalna „Gazeta Malborska”. – Miejscowi opowiadali mi o awanturze z użyciem broni, bójkach, kradzieżach – mówi Waldemar Wesołowski. – Nasz syn podpadł jakimś kryminalistom. Tym, którzy ukradli mu rzeczy, może innym. Chcieli się go pozbyć, może postraszyć. Nie ma żadnych wątpliwości W elbląskiej Prokuraturze Wojskowej nazwisko Wesołowski wywołuje nieufność i niechęć pytanych. Jeden z prokuratorów zajmujących się dochodzeniem w sprawie śmierci Artura zbył mnie, mówiąc, bym dał mu święty spokój. Zdaniem szefa placówki, pułkownika Piotra Wojnowskiego, nie należy łączyć śmierci tego żołnierza z wcześniejszą kradzieżą jego rzeczy. – Niczym szczególnym się nie wyróżnia – mówi pułkownik Wojnowski zapytany, czy jednostka JW 1128 z Malborka faktycznie cieszy się złą sławą. – Owszem, mieliśmy tam do czynienia z patologicznymi sytuacjami, takimi jak maltretowanie żołnierzy w ramach „fali”, ale tak dzieje się w całej naszej armii. Młodzi

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 52/2001

Kategorie: Reportaż