I śmiesznie, i groźnie

I śmiesznie, i groźnie

I śmiesznie, i groźnie. A może precyzyjniej: groźnie i śmiesznie. Tak można opisać sytuację w Polsce wrześniowej. Po premierze, którego niewdzięczny naród ochrzcił szyderczym mianem Obiecankiewicza, przyszedł premier, którego mottem jest „Ja wam pokażę” albo „Zrobię z wami porządek”. A ten premier, jak piszą wierni mu apologeci z mediów PiS-owskich, nie żartuje. Ludziom, którzy spędzają tyle czasu w partyjnych przedpokojach, trzeba wierzyć. Premierowski brak poczucia humoru rzuca się zresztą w oczy. Przez kilkanaście lat media prześcigały się w dowodzeniu, że są niezależne. Wystarczył rok rządów PiS, by media zaczęły masowo przybierać barwy partyjne. Obok telewizji publicznej, Polskiego Radia i PAP, które zostały zdobyte siłą, w orszaku PiS dziarsko maszerują już z własnego wyboru: „Dziennik”, „Fakt” i „Życie Warszawy”. Nie obroniła swojej pozycji „Rzeczpospolita”, przejęta przez stronników braci Kaczyńskich. Największym wrogiem tych wszystkich mediów, atakowanym codziennie na różne sposoby, jest teraz „Gazeta Wyborcza”. A grupa szturmowa dziennikarskich fanów PiS nieustannie krąży po już zdobytych mediach. Siebie cytują, ze sobą polemizują i siebie chwalą. Hermetyczny towarzyski światek, zamknięty na obcych. Zaplecze ideowe i propagandowe PiS. Bardziej zresztą propagandowe, bo trudno za ideowca uważać kogoś, kto za swoje usługi bierze 100 tys. zł. Miesięcznie. A tyle wyciągają rekordziści wśród PiS-owskich faworytów. Robienie z zabawnych (czasami) wodzusiów mężów stanu musi przecież kosztować. Świat nie wymyślił bowiem jeszcze automatycznej niszczarki raz opublikowanych tekstów. Iluż satyryków się kiedyś wyżywi, cytując artykuły wielbicieli braci K. Z drugiej strony widzę, że coraz mniej jest chętnych do żartów politycznych. Coraz ciszej mówi się o władzy. A już przez telefon uchowaj Boże. Szybko zbliża się rok tych rządów. Okazuje się, że najpracowitszą grupą zawodową w Polsce są dziś prokuratorzy. Tysiące wszczętych dochodzeń i tysiące przejechanych kilometrów. Zgodnie z pierwszą zasadą ministra Ziobry, „Nikomu nigdy nie ufaj”, prokuratorzy ze Szczecina prowadzą sprawy wrocławskie, a najbardziej zaufana jest prokuratura w Białymstoku, gdzie jeżdżą papiery z całego kraju. Sam spis spraw prowadzonych przez białostockich prokuratorów mógłby być bestsellerem. Albo elementem diagnozy stanu zdrowia ministra. Za jakiś czas paru ludzi w sądownictwie i policji zrobi kariery na zwalczaniu patologii tej i podobnie działających prokuratur. Może się też okazać, że mimo wysiłków obecnej władzy patologie III Rzeczypospolitej to była zwykła grypa, a w prawdziwe tarapaty wpędził nas dopiero znachor, który ogłosił się wielkim uzdrowicielem.   Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 38/2006

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański