Socjologia jako powieść

Socjologia jako powieść

17.08.2017 Sopot. Teatr Boto. Festiwal Literacki Sopot. N/z Artur Domoslawski fot. Mateusz Ochocki / KFP/REPORTER

Wygnanie jest kluczowym doświadczeniem życia Baumana, jak i chyba kluczem interpretacyjnym do jego twórczości Artur Domosławski – autor „Wygnańca. 21 scen z życia Zygmunta Baumana” Kiedy znalazłeś tytuł „Wygnaniec”? Podejmując decyzję o pisaniu, podpisując umowę, stawiając ostatnią kropkę? – Tytuły wszystkich moich książek pojawiają się na początku. Tak się złożyło. Możliwe, że wymyślony tytuł porusza jakąś strunę, być może muszę to wiedzieć zawczasu. To dla mnie samego tajemnica. Tytuł „Wygnaniec” był chyba, zanim podjąłem w ogóle decyzję o pisaniu – na zasadzie: gdybym pisał, to taki właśnie byłby tytuł. Bauman pojawił się na moim horyzoncie, kiedy zacząłem się interesować ruchem alterglobalistycznym. To był przełom lat 90. XX w. i pierwszych lat XXI w. Najpierw przeczytałem „Globalizację”, która bardzo współgrała z tym, co słyszałem w brazylijskim Porto Alegre. Tam Bauman jeszcze nie był znany, guru byli Noam Chomsky, Naomi Klein. Poznaliśmy się mejlowo, on do mnie napisał. Osobiście spotkaliśmy się w 2006 r., kiedy jedno z wydawnictw zaproponowało, żebyśmy zrobili wywiad rzekę o jego życiu. Bauman z entuzjazmem się zgodził, ale potem zapał do tego pomysłu mu przeszedł. Chorowała jego żona Janina. Był to też moment, kiedy ostro atakowano go w Polsce. Może stracił chęć do opowieści o swoim życiu w sytuacji, która mogła wyglądać jak tłumaczenie się? Nie chciał stawać na z góry wyznaczonym inkwizytorsko-ipeenowskim polu? – Tak. Zaczyn tamtej książki-rozmowy powstał mejlowo, w drugim etapie mieliśmy rozmawiać na żywo, w Leeds. Poznałem spory kawał jego życia, udostępnił mi swoje niepublikowane wspomnienia, które spisywał dla córek. Ale nie dokończyliśmy. Zdobyta wiedza nie poszła na marne, dojrzewała. Zdecydowałem się, że chcę opowiedzieć o nim, kiedy w 2018 r. zniszczono mural z jego podobizną przy Dworcu Gdańskim. Dotarło do mnie, że jego książki są wprawdzie obecne, ale to, co opowiadał o świecie, jest słabo słyszalne. I że stała mu się tu jakaś ogromna krzywda, na której zresztą myśmy stracili więcej niż on… Polska ponownie go wygnała. Wiedziałem więc od początku, że tytułem będzie „Wygnaniec”. A wygnańcem Bauman był zarówno fizycznie, bo kilkakrotnie wypędzano go z miejsc, w których żył, jak i wewnętrznie – był człowiekiem, który nie chciał przynależeć do żadnej sitwy, koterii, kimś, kto nie pasował. Są takie rozważania na ten temat w „Płynnej nowoczesności” – o tym, co to znaczy być wygnańcem, i o tym, że wygnaniec ma szczególną pozycję wobec wspólnoty, czy to własnej – jeśli jest wygnańcem wewnętrznym – czy wobec nowej, do której przybywa. Na ile słowo wygnaniec opisuje nie tylko, jak żył, ale i czego dokonał? – Opisuje go w każdym z trzech społeczeństw, w których mieszkał – w Polsce, Izraelu i Wielkiej Brytanii. W żadnym z tych krajów nie pasował do tego, co się nazywa głównym nurtem, do czegoś, co jeden z jego ulubionych myślicieli, Antonio Gramsci, definiował jako hegemonię dyskursu. W Polsce po roku ‘89, kiedy słowa socjalizm i sprawiedliwe społeczeństwo właściwie wypędzono. W ogóle lewicowość… – Lewicowość była i jest przepędzonym duchem. Nie chciano słuchać, gdy Bauman mówił krytycznie o modelu transformacji, który znał z Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher, czyli kierunku zmian, w którym rola państwa jest coraz mniejsza, a o wszystkim ma decydować rynek. W dyskursie, który narodził się w Wielkiej Brytanii i USA w latach 80., a który przejęliśmy w Polsce po ‘89 r., surowy pracodawca, nawet wyzyskiwacz, stawał się „człowiekiem rzutkim i przedsiębiorczym”, a człowiek przegrany, wymagający wsparcia „leniem” i „nieudacznikiem”. Bauman krytykę kapitalizmu prowadzi zazwyczaj w języku sporów cywilizacyjnych. Rzadziej formułuje ją w kategoriach społeczno-ekonomicznych, ale potrafi powołać się i na Marksa, i na Różę Luksemburg. Częściej mówi o kulturze ponowoczesności, w której nie ma horyzontu utopii lepszego społeczeństwa, w której godzimy się z niedoskonałościami świata: świat jest, jaki jest, lepszego nie będzie; każdy sobie sterem, żeglarzem, okrętem. Ale on oczywiście nie zgadza się z takim światem, uważa, że stać nas na więcej. Wcześniej wewnętrznym wygnańcem był również w Izraelu przełomu lat 60. i 70, kiedy triumfy święcił nacjonalizm. A ponieważ był już wielokrotną ofiarą polskiego nacjonalizmu – i tego z lat 30., i gomułkowsko-moczarowskiego – to w nacjonalistycznej aurze nowej ojczyzny nie czuł się na swoim miejscu. W czasie krótkiego, trzyletniego pobytu tamże angażował się w ruchy nowolewicowe, a potem

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2021, 2021

Kategorie: Kraj, Wywiady