Sondażowe proroctwa

Sondażowe proroctwa

Czy przedwyborcze sondaże opisywały rzeczywistość, czy ją tworzyły? Na dwa dni przed wyborami (w piątek, 23 września) prawicowy dziennik „Rzeczpospolita” zamieścił na pierwszej stronie sondaż. Dość zaskakujący. Rewelacje opatrzył tytułem: „Sojusz Lewicy Demokratycznej nie wchodzi do Sejmu”. Z ostatniego sondażu „Rzeczpospolitej” wynikało, że „największym przegranym tych wyborów może stać się SLD. Sojusz popiera w naszym badaniu 4% Polaków – to aż dziesięć razy mniej niż zwolenników SLD z poprzednich wyborów”. Zdaniem „Rzepy”, w wyborach miała zwyciężyć Platforma (34%) przed PiS (29%). „Najprawdopodobniej razem będą dysponowały większością, która nie tylko pozwala rządzić, ale także umożliwia zmianę konstytucji”. Ostatni przedwyborczy sondaż dziennika anonsowany był już kilka dni wcześniej. Sprawiało to wrażenie, że wyniki będą najbardziej zbliżone do rezultatów wyborczych. Autor tekstu komentującego sondaż świadomie budował atmosferę powagi („na zaledwie kilkadziesiąt godzin przed otwarciem lokali wyborczych”). Przypomniał też, że błąd statystyczny badania wynosi tylko 3%. Wyniki wyborów ośmieszyły proroctwa prawicowego dziennika. SLD zdobył poparcie niemal trzykrotnie większe, a wynik PO wywindowano aż o 10% za wysoko. Co się stało? Przypadek? Zawiodły metody badawcze czy zdanie zmienili wyborcy? A może „Rzepa” celowo podrasowała wyniki swojego faworyta i jednocześnie pognębiła przegranych? Na ile sondaże wyrażały poglądy wyborców, a na ile spełniały oczekiwania zamawiających? Skąd ten błąd? Politycy i media w porę zrozumieli, jak duży wpływ na wynik wyborów ma umiejętne granie sondażami. Dr Jacek Kochanowski, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego, twierdzi wprost: – Nie ma możliwości, by solidna firma badawcza zrobiła na trzy dni przed wyborami badanie i popełniła tak gigantyczny błąd. Odchylenia są zawsze, ale nie aż ośmiopunktowe, jak w przypadku SLD i sondażu „Rzeczpospolitej”. Zdaniem dr. Kochanowskiego, była to świadoma manipulacja i ewidentne zagranie przedwyborcze. Konsekwentne pokazywanie tego, kto nie ma szans na przekroczenie progu wyborczego, utwierdza wyborców w przekonaniu, że szkoda marnować głos. – Zaangażowanie „Rzeczpospolitej” po stronie PO i PiS było od samego początku oczywiste. Jednak tym razem dziennik przesadził. To było zagranie antydemokratyczne, a przede wszystkim nieuczciwe. Oburzające, że do tego posuwa się jeden z największych opiniotwórczych tytułów – twierdzi Jacek Kochanowski. Sondaże stały się jednym z instrumentów politycznych, mającym kreować pewne sytuacje i wywoływać pożądane zachowania. – Zostały zassane przez system polityczny, który tworzą dzisiaj partie i media – uważa dr Jerzy Głuszyński. O ile do niedawna prezentowane dwa, trzy razy w miesiącu były doskonałym barometrem nastrojów społecznych, o tyle teraz stały się instrumentem wykorzystywanym przez polityków i sympatyzujące z nimi media. O skali szaleństwa sondażowego świadczy przypadek tabloidu „Fakt”, który tuż przed wyborami opublikował w tym samym dniu dwa różne sondaże. W Krakowie dawał zwycięstwo PO, a w Warszawie PiS. Standardem były różnice w badaniach sięgające 8-9 punktów procentowych. Te wybory w dużej mierze potwierdziły to, co specjaliści od marketingu mówili od dawna. Wygrywa ten, kto prawidłowo wykorzystuje techniki reklamowe oraz badania opinii społecznej i media (głównie telewizję). Dziennikarze przy pomocy socjologów komentowali wyniki sondaży, a te stawały się obiektywnym zapisem rzeczywistości społecznej. Od dawna układ był jasny – najlepszy dla Polski będzie rząd PO i PiS. W ostatnim czasie skupialiśmy się jedynie na tym, ile dostanie POPiS i czy premier będzie z Krakowa, czy Warszawy. A że życie polityczne coraz bardziej się teatralizuje, sondaże wpisały się w ogólny klimat. I zrobiły swoje. Sondaż jak ewangelia Zdaniem prof. Rafała Brody, sondaże, w symbiozie z mediami, które informowały o wynikach, a częściej selektywnie je nagłaśniały, załatwiły wynik wyborczy. – Ustaliły, że głosowanie rozegra się między PO i PiS. Reszta od samego początku była otoczką. Redagując wnioski, sugerowano, że wszystko jest rozstrzygnięte – mówi. Sondaże wykreowały liderów i wpłynęły na zachowania wyborców. – Wygrała psychologiczna potrzeba bycia w większości. Ludzie lubią popierać zwycięzców, a jednocześnie nie chcą marnować swojego głosu. W takiej atmosferze tracą partie z drugiej i trzeciej ligi. Ofiarami takiego podejścia stały się SdPl i Partia Demokratyczna (demokraci.pl). Wiele osób mówiło: chętnie bym na nich zagłosował, ale po co, skoro i tak do Sejmu nie wejdą – wyjaśnia Jacek Kochanowski. Jak

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 40/2005

Kategorie: Kraj
Tagi: Tomasz Sygut