Spadochroniarze w kulturze

Spadochroniarze w kulturze

Zagraniczni szefowie polskich instytucji artystycznych dzielą się na zadomowionych i nowicjuszy. Dla jednych i drugich nasza kultura jest zjawiskiem szczególnym. Coraz więcej cudzoziemców przyczynia się do tworzenia coraz bardziej otwartej polskiej kultury. Mamy dwie grupy przybyszów działających w tej materii. Pierwsza to artyści lub menedżerowie, którzy u nas się zaaklimatyzowali, nauczyli języka i choć nie rezygnują z dotychczasowych kontaktów i więzi, Polskę wybrali na dobre i na złe. W drugiej są ci, dla których polska kultura jest przygodą od niedawna. Traktują udział w niej jak wyzwanie, ważny etap w biografii, ale na powiedzenie, że to trwały związek, jest jeszcze zbyt wcześnie. Sztuka współczesna i obiad Listę otwiera Fabio Cavallucci, krytyk sztuki i doświadczony menedżer. Wcześniej był m.in. dyrektorem Galerii Miejskiej w Trydencie i Biennale Rzeźby Współczesnej w Carrarze. W czerwcu 2010 r. wygrał konkurs na szefa Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie zorganizowany przez Ministerstwo Kultury. Cavallucci po roku dyrektorowania trochę okrzepł w dosyć hermetycznym i niespecjalnie spokojnym środowisku. Przeszedł już „chrzest bojowy”, zwalniając z pracy Miladę Ślizińską, konkurentkę, która również kandydowała na stanowisko dyrektora CSW. Kiedy przychodził do Zamku Ujazdowskiego, był witany toastami. Polska wydawała mu się wówczas „rajem kultury”. – To kraj, w którym kultura jest w rozkwicie – mówił prasie. – To nie jest normalne w żadnym innym kraju, że politycy dyskutują o kulturze i sztuce. Wielkie wrażenie zrobiło na nim np. to, że cały konkurs chopinowski był transmitowany przez telewizję publiczną, że ludzie dzwonili do siebie i wymieniali uwagi na temat gry pianistów. Nie może natomiast się pogodzić z tym, że Polaków nie interesuje kuchnia, tak ważna we Włoszech. – Ciągle nie wiem, o której właściwie je się u was obiad – wyznał w jednym z wywiadów. Fabio Cavallucci ma kontrakt na szefowanie CSW do 2014 r. Czy zadomowi się w Polsce, jeszcze nie wiadomo. W polityce programowej stara się zachować równowagę pomiędzy prezentacjami artystów polskich i obcych, nie zarzucił też inicjatyw cyklicznych, które w sztuce nowoczesnej mają już swoją tradycję. Zamek Ujazdowski pod jego dyrekcją na pewno nie stracił na znaczeniu. Również w Centrum Sztuki Współczesnej, ale w Toruniu, funkcję dyrektora programowego sprawuje od roku Dobrila Denegri. Jej zasługą jest m.in. to, że sprowadza do miasta ciekawe prezentacje artystów z południa Europy. Dobrila też jest na etapie stopniowego wchodzenia w polski krajobraz. – Będę tu przebywać przez większość czasu – deklaruje. – Ale będę też w Rzymie – tam jest mój dom, moja rodzina. Część rodziny mieszka też w Belgradzie. W dzisiejszych czasach mało kto ma jeden dom. Przez pracę jesteśmy zobligowani do przemieszczania się, podróżowania. Na pewno jednak sporo czasu będę spędzała w Toruniu. Mam mieszkanie na Bydgoskim Przedmieściu. To bardzo ładna okolica. Maestro cudzoziemiec Największą rangę w kulturze przypisuje się instytucjom mającym w nazwie przymiotnik „narodowy”. Od niedawna szefem muzycznym Teatru Wielkiego-Opery Narodowej w Warszawie jest Włoch Carlo Montanaro. Oficjalny powód powołania go na stanowisko – doskonałe przygotowanie premiery „Turandot” Pucciniego wiosną tego roku. Nieoficjalnie jednak ta przyśpieszona nominacja związana jest z niechlubnym prowadzeniem się jego poprzednika, który z przyczyny niedyspozycji alkoholowej nie mógł doprowadzić do końca jednego z przedstawień operowych. O ile jednak polski poprzednik Carla Montanara był doświadczonym kapelmistrzem operowym i długoletnim dyrektorem muzycznym, o tyle Włoch jest w kierowaniu teatrami operowymi debiutantem, choć jego notowania jako dyrygenta są w muzycznym światku wysokie. Montanaro zapowiada, że będzie się starał cały wolny czas poświęcać pracy w Warszawie, ale jako dyrygent związany rozmaitymi umowami nie ma go zbyt wiele. W układanie repertuaru naszej Opery Narodowej będzie mógł się włączyć dopiero od nowego sezonu. Nominację na dyrektora muzycznego Teatru Wielkiego w Łodzi otrzymał Ruben Silva. Pełni tę funkcję od początku listopada. Podobnie jak w przypadku Montanara o nominacji zdecydowało m.in. doskonałe przygotowanie premiery operowej, w tym wypadku „Marii Stuardy” Gaetana Donizettiego. Ruben Silva jest Boliwijczykiem mieszkającym w Polsce od ponad 30 lat, należy zatem do obcokrajowców w naszym kraju zadomowionych, podobnie jak inny Latynos, Brazylijczyk José Maria Florêncio Júnior. Niestety, w świecie dyrektorów muzycznych zdarzają się, i to dosyć często, rozmaite

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 45/2011

Kategorie: Kultura