Spojrzenie na Wschód

Spojrzenie na Wschód

Ludzie w Polsce do tego stopnia są przyzwyczajeni do przedstawiania Rosji jako kraju wrogiego, agresywnego i zbójeckiego, że aby przyciągnąć ich uwagę do tematu, trzeba z wielkim nagłośnieniem powiedzieć, że Polska jest od 1939 r. ofiarą rosyjskiego terroryzmu państwowego, że katastrofa smoleńska była aktem tego terroryzmu, podobnie jak wojna z Gruzją i konflikt na Ukrainie, i trzeba jeszcze dodać, że fale emigrantów destabilizujące kontynent europejski są także spowodowane rosyjskim terroryzmem państwowym. To właśnie wygłosił najważniejszy minister polskiego rządu, będący też drugą osobą w hierarchii partii rządzącej. A może pierwszą, to nie jest jasne. Czym się różni ta wypowiedź od wizji Rosji, jaką przedstawiają od lat 20 polskie media oraz występujący w nich pracownicy, „naukowcy” najrozmaitszych instytutów do spraw wschodnich z Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia włącznie? Owi „badacze” Wschodu muszą dla przyzwoitości naśladować styl rzeczowego opisu, podczas gdy minister rządzący wojskiem nie musi nikogo się wstydzić, może dać nieskrępowany wyraz swojej osobowości i daje. Merytorycznie niczego niezwykłego nie powiedział. Nasi wschodni sąsiedzi – podobnie jak zachodni z innych względów – muszą znajdować się w kręgu naszego żywego zainteresowania, co znaczy, że powinniśmy znać fakty, wiedzieć, co się naprawdę dzieje w Rosji i na Ukrainie. Nie wiemy tego jednak. Zarówno funkcjonariusze instytutów do spraw wschodnich, jak też dziennikarze dobierają tylko ilustracje do prawdy kanonicznej, ustanowionej ćwierć wieku temu: Rosja jest z natury imperialistyczna, zaledwie się rozpadła, już znowu myśli tylko o tym, jak się odbudować w granicach radzieckich i przywłaszczyć sobie znowu utracone strefy wpływów. Najlepszy dowód na „terrorystyczną” naturę Rosji to zabór Krymu, skądinąd rosyjskiego. Nie czekali jednak liderzy Unii Wolności i innych partii solidarnościowych na Anschluss Krymu, gdy ustanawiali swoją rusofobiczną prawdę kanoniczną. Wieloletni korespondent przysyłał z Rosji wiadomości mające świadczyć, że w tym kraju nie ma wolności słowa, wszystkie media są kremlowskie, dziennikarzom nie wolno głosić poglądów odmiennych od nakazanych. Wszystko w tonie oskarżycielskim albo prześmiewczym. Putin to oczywiście albo bandyta, albo miernota, tak że czytelnik polski zupełnie nie może zrozumieć, jak to możliwe, że taki osobnik jest celebrytą numer jeden globu ziemskiego i gdzie się pokaże, kamery odwracają się od innych obiektów i kierują w jego stronę. W dyplomatycznym odwecie za wyrzucenie z Polski rosyjskiego korespondenta Rosjanie wyrzucili z Moskwy korespondenta polskiego. Rzecz normalna. I wtedy dopiero polski czytelnik mógł się dowiedzieć czegoś ścis­łego o swobodzie słowa w Polsce i w Rosji. W Rosji znaleźli się liczni dziennikarze, którzy głośno ujęli się za korespondentem „Wyborczej”, bronili go w gazecie, urządzili mu godzinną audycję radiową, gdzie mógł mówić, co chciał, i spierać się jak równy z równym z rzeczniczką Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Wyrzuconego z Polski rosyjskiego korespondenta nie broniła żadna gazeta; żeby mógł w godzinnej audycji przedstawiać swoje racje, to się nikomu w naszym wolnym kraju w głowie nie mieści. I również to o czymś świadczy, że polskiemu korespondentowi nie postawiono – jak rosyjskiemu w Polsce – zarzutu uprawiania szpiegostwa, co można było zrobić i co jest utartym zwyczajem w reżimach tyrańskich. Rosyjskie media znam w bardzo szczupłym zakresie, ale już to, co widzę, wystarczy, by stwierdzić, że rozmaitość poglądów w Rosji jest większa niż w Polsce. W telewizji podobno kontrolowanej przez Kreml (nawet na pewno kontrolowanej) pozwala się wygłaszać poglądy w sprawie przyłączenia Krymu całkowicie sprzeczne z polityką państwa i pod takimi hasłami demonstrować na ulicy. Czy ktoś sobie wyobraża, że w Polsce poglądów sprzecznych z polityką rządu w sprawach Rosji, Ukrainy i Krymu nie uświadczy się w telewizji i prasie, dlatego że wszyscy zgadzają się z rządową polityką? Gdy PiS umocni się u władzy, niewątpliwie weźmie za twarz rozszczebiotaną brać dziennikarską, a różnica między państwowymi i prywatnymi mediami raczej się nie umocni. Jeśli jednak chodzi o politykę wschodnią, to dziennikarze zostali już wystarczająco wzięci za twarz pod rządami Tuska i można uznać, że w tym zakresie sprawa jest już załatwiona. W miesięczniku „Polityka Polska” (2016/2) prof. Stanisław Bieleń pisze o stanie badań nad Rosją uprawianych w polskich ośrodkach do tego powołanych. Obraz, jaki rysuje, jest przygnębiający i pokrywa się z tym, czym media zamulają umysły swoich odbiorców. Do czego służy Centrum

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2016, 2016

Kategorie: Bronisław Łagowski, Felietony