Sprawa Rywina: safari z przynętą

Sprawa Rywina: safari z przynętą

Nikt na razie nie wyliczył, jakie straty z powodu zablokowania ustawy o mediach poniosą TVP i Polskie Radio

Czy konfrontacja Jakubowska-Łuczywo poszerzyła naszą wiedzę, jeśli chodzi o sprawę Rywina? Jej celem było wyjaśnienie, co działo się 22 lipca wieczorem, kiedy Aleksandra Jakubowska przekazywała kolejną wersję autopoprawki Helenie Łuczywo i kiedy miała miejsce słynna konfrontacja z Rywinem w gabinecie premiera.
Otóż poszerzyła, ale nie do końca. Bo i Jakubowska, i Łuczywo pozostały przy swoich zeznaniach. Wiemy tylko, że Jakubowska nie pamięta, jakie konkretnie dokumenty wzięła, jadąc na spotkanie w Kancelarii Premiera. Łuczywo mówi z kolei, że była to wersja wcześniejsza, nie ta, którą 23 lipca przyjęła Rada Ministrów. Ma na to świadków, bo jeszcze tego samego dnia przekazała tę wersję swoim prawnikom. Ale jest w tym wszystkim jedno „ale” – podczas pierwszego zeznania, w marcu, Łuczywo mówiła, że dokument, który dostała od Jakubowskiej, był „gruby”. Tymczasem teraz powiedziała, że miał dwie strony. Z kolei wersja ustawy, o której mówiła Jakubowska, liczyła kilkanaście stron.
Przyjmijmy punkt widzenia Agory – Jakubowska dała Łuczywo wcześniejszą wersję, z ograniczonymi uprawnieniami KRRiTV, tę ostateczną, z rozszerzonymi uprawnieniami, zaakceptowała 23 lipca rano. Ale jak bardzo w obu projektach zmieniła się pozycja KRRiTV? Czy aż tak, że Agora nie mogłaby kupić Polsatu, co umożliwiały jej zapisy w wersjach wcześniejszych?
Na to pytanie na razie nie padła odpowiedź. A jest ona ważna – bo celem prac nad ustawą były takie zapisy, które miały umożliwić Agorze kupno Polsatu.
Komisja poszerza naszą wiedzę o jeszcze jeden element – oto zobaczyliśmy na własne oczy, jak wielkie prywatne koncerny dbają o swoje interesy. Jakubowska zeznała, że była wręcz zasypywana przez Agorę uwagami i propozycjami zmian, że przysyłano jej gotowce przygotowywanej przez nią ustawy. No i spotykała się z jej szefami.
Dlaczego więc nie uwzględniła uwag Agory? Dlaczego nie były to negocjacje, ale raczej konsultacje? – Prawo w Polsce stanowią rząd i parlament, a nie prywatna spółka, inaczej Polska byłaby bananową republiką – odpowiadała Jakubowska pytana, dlaczego rząd przyjął inną wersję ustawy, niż spodziewała się Agora.
Jakby zapominając, że życie dopisało już dawno do tej wypowiedzi ciąg dalszy – ustawa o mediach została obalona, rząd wycofał ją z Sejmu, bo nie chciał narażać się mediom prywatnym, a prace nad nową pewnie będą trwać latami, co zresztą już jeden z nadawców prywatnych zapowiedział. Nikt na razie nie wyliczył, jakie w tym czasie poniosą straty media publiczne, TVP i Polskie Radio, które czekają chociażby na uregulowanie sprawy abonamentu czy możliwość emitowania kanałów tematycznych. Wiadomo, że chodzi o sumy idące w miliony. I że ten czas prywatne stacje wykorzystują, by wzmocnić swoją pozycję.
Więc może Polska już jest bananową republiką? W której producent filmowy przychodzi do szefa koncernu z propozycją załatwienia ustawy za łapówkę. Zresztą naiwnie, bo ta ustawa i tak później pada w wyniku zmasowanego ataku. I w której politycy nie są nawet zainteresowani bronieniem interesów firm publicznych i państwowych.
Równie ciekawe jak biznesowe jest polityczne tło całej sprawy. Adam Michnik stwierdził w radiu Tok FM, że komisja jest rodzajem safari, podczas którego poluje się na politycznych przeciwników. Powiedział to zresztą w momencie, w którym sam z myśliwego stał się zwierzyną, kiedy telewizja TVN opublikowała, na zasadzie przecieku, fragmenty jego zeznań w prokuraturze. Cel przecieku był prosty – fragmenty (wyrwane z kontekstu) pokazały Michnika jako osobę ukrywającą przed prokuraturą ważne informacje, kręcącą. A konkurencja skwapliwie to nagłośniła, absolutnie nie przejmując się tym, że rzeczywiście uczestniczy – tak jak to Michnik mówił – w psuciu państwa. I że za jakiś czas, w myśl przysłowia: „Kto sieje wiatr, zbiera burzę”, podobnymi metodami będzie się zwalczać ich samych.
Taka jest zresztą logika obecnych prac komisji. Jeżeli Adam Michnik liczył pół roku temu, że w tym safari zwierzętami łownymi będą „wrogowie Agory” (wiemy, o kogo chodzi), to się przeliczył.
Jan Rokita ogłosił już teorię, że jeśli chodzi o ustawę medialną, to najpierw doszło między Agorą a rządem do tajnego układu, który później został z niewiadomych powodów przez rząd złamany. Nie za bardzo wiadomo, na jakiej podstawie ta teoria powstała, ale ma ona tę zaletę, że kompromituje ludzi nie tylko z obozu rządzącego, ale i z Agory, z którą prawica ma parę rachunków do wyrównania.
Mamy więc w teorii Rokity tajne dogadywanie się, Rywina ze swoimi propozycjami, ale i z liścikiem do prezydenta, Michnika krążącego między pałacami władzy, diabolicznego Czarzastego i premiera, który albo coś ukrywa, albo czegoś nie wie. Już Bismarck mówił, że ludzie nie powinni oglądać dwóch rzeczy – jak się robi parówki i kuchni polityki. Więc te rozmaite rozmowy i spotkania będzie można zawsze efektownie sprzedać w gorszący publiczność sposób, tak żeby odstrzelić (lub chociażby boleśnie zranić) nie Jakubowską czy Kwiatkowskiego, bo to przynęta, ale grube ryby – Millera, Michnika i Kwaśniewskiego. Polowanie trwa.

 

 

Wydanie: 2003, 42/2003

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy