Springer rzuca rękawicę

Springer rzuca rękawicę

Axel Springer albo kupi „Rzeczpospolitą”, albo wydając kolejny dziennik, wypowie wojnę jej i „Wyborczej” Czy Axel Springer Polska ponownie wstrząśnie polskim rynkiem prasowym? Kilka lat temu wszedł na nasz rynek z tygodnikiem „Newsweek”, choć niemal wszyscy eksperci zapewniali, że nie ma miejsca na tygodnik opinii. Mylili się. „Newsweek” odbiera teren tygodnikowi „Wprost”. Rok temu niemiecki koncern zdecydował, że na polski rynek rzuci popularny dziennik. Rynek, na którym spadają nakłady i zamykane są kolejne gazety. I rzucił. „Fakt” jest dzisiaj najlepiej sprzedającym się tytułem w tym segmencie – osiąga średnią sprzedaż 500 tys. egzemplarzy. Teraz świat mediów żyje kolejną informacją – Springer planuje następny krok i przymierza się do wydawania poważnej gazety, z segmentu „Gazety Wyborczej” i „Rzeczpospolitej”. Czy to nastąpi? I czy to przedsięwzięcie odniesie sukces? Jakie będą tego skutki? Oceniając na zimno, trudno sądzić, że biedny polski rynek przyjmie kolejną poważną gazetę. Przykład reaktywowanego „Życia” Tomasza Wołka każe wręcz przypuszczać, że nie przyjmie. Ale dotychczasowe sukcesy Axel Springer Polska budzą respekt. Miliony euro rzucone na rynek plus wydawniczy know-how są dziś gwarancją sukcesu. I ostrzeżeniem dla mediów, że wierność czytelników nie jest dana raz na zawsze, że wielkie pieniądze mogą zburzyć zastaną hierarchię. Bo Axel Springer to wielkie pieniądze, roczne zyski całego koncernu sięgają 130 mln euro. Springer wchodzi na rynki z pozycji siły – sypiąc milionami na reklamę, podkupując dziennikarzy, zasypując pieniędzmi konkurencję, planując działalność na lata wprzód, czyli godząc się, że do danego tytułu można dokładać przez pięć lat albo i dłużej. To także oznaka, że pielęgnowany piękny mit, iż gazety mówią głosem swoich czytelników, że odzwierciedlają różnorodność opinii publicznej, ma niewiele wspólnego z prawdą. Bo wystarczy rzucić kilka milionów (na samą promocję dziennika „Fakt” koncern przeznaczył 15-20 mln euro) i krzyknąć: proszę, ja jestem opinią publiczną! Po prawie dziesięciu latach działania na polskim rynku niemiecki koncern należy do grona największych wydawców czasopism. Zatrudnia ponad 500 osób. Znajduje się też wśród największych firm w Polsce. Dotrzymuje więc kroku spółce matce, która jest jednym z najpotężniejszych koncernów prasowych w Europie. To właśnie ta firma wydaje największą w Europie gazetę codzienną – niemiecki „Bild Zeitung” i jest liderem na rynku niemieckich dzienników. Ekspansja Springera w Polsce rozpoczęła się w 1994 r. Wówczas kolejno na rynku pojawiły się trzy tygodniki: „Pani Domu”, „Na żywo” oraz „Auto Świat”. Większość była kalkami prasy niemieckiej. Pisma bardzo szybko podbiły rynek. Jedynie miesięcznik „Plus” nie znalazł uznania czytelników i wydawca zawiesił jego wydawanie. – Firma co trzy lata podwaja swoje obroty – podkreśla z dumą Wiesław Podkański, prezes ASP. Z czasem wydawnictwo zaczęło poszerzać swoje portfolio o bardziej prestiżowe tytuły. Najpierw w 2001 r. wypuściło na rynek biznesowy miesięcznik „Profit”. Kilka miesięcy później pojawiła się polska edycja amerykańskiego tygodnika „Newsweek”. Skąd taka nagła zmiana strategii? – To naturalna droga rozwoju wydawnictwa na nowym rynku, które najpierw musi zbudować struktury wydawnicze, zdobyć doświadczenie i wiedzę o tym rynku. Decyzje o wydawaniu „Newsweeka” czy „Faktu” to również efekt poszukiwań nowych segmentów w dobie nasilającej się konkurencji – wyjaśnia Wiesław Podkański. – To dokładnie przemyślana koncepcja – komentuje dr Zbigniew Oniszczuk, znawca mediów niemieckich z Uniwersytetu Śląskiego. – Ogólna strategia Springera we wszystkich krajach Europy Środkowo-Wschodniej była podobna – najpierw kolorowe czasopisma dla kobiet i młodzieży, potem prasa specjalistyczna. Na końcu dzienniki. Do Polski AS wchodził z dużą ostrożnością. Nie chciał się rzucać w oczy, bo w kraju nie akceptowano ekspansji niemieckich koncernów w mediach. Kierownictwo wydawnictwa pamiętało też o słowach komisji likwidacyjnej RSW: „Sprzedamy wszystkim, tylko nie Niemcom”. Nic więc dziwnego, że Niemcy swoje wydawnictwa często ukrywali pod nic niemówiącymi nazwami. Obawiając się reakcji polskich odbiorców, w połowie lat 90. wstrzymali nawet skupowanie gazet. Okazało się, że była to strategia na przeczekanie. Axel Springer poszedł najdalej. Nie licząc się z kosztami, krok po kroku

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 21/2004

Kategorie: Media