Sprzedam duszę i ciało

Sprzedam duszę i ciało

Seks już się znudził. Dziś w mediach modna jest śmierć najbliższych Nie ma już prywatności. Z niej artyści sprzedali już prawie wszystko. W tej sytuacji Edyta Górniak do autoreklamy użyła dobra wspólnego, czyli hymnu narodowego. Kasandryczne, zapowiadające klęskę wykonanie w Korei stało się tematem debat równie gorących jak omawianie porażki piłkarzy. I bardzo dobrze. Byleby mówili. Cel został osiągnięty. Media pełne są emocji, zwierzeń, wypłakiwania się. Wyprzedaż uczuć i wydarzeń z życia. Najintymniejsze szczegóły wywlekają znani i nieznani. „Zerwane więzi” szukają rozdzielonych rodzin, „Rozmowy w toku” poruszają tzw. tematy społeczne. Wszędzie, jak się okazało, nie seks jest tematem najtrudniejszym. Ciężko jest wydusić z siebie, że nie udało się wychować dziecka. A o tym telewidzowie chętnie by posłuchali. Co prawda połowa osób badanych przez instytuty opinii publicznej uważa, że intymne zwierzenia przed kamerą to wstyd, ale jednocześnie programy tego typu cieszą się największą oglądalnością. Inne popularne tematy to bankructwo, porwania, napady i kradzieże, procesy, molestowanie seksualne. Są jeszcze „Nocne rozmowy w toku”, było „Wybacz mi”. Można wybierać. Widownię stanowią nie tylko osoby, które lubią podglądać. Na kanapach siadają kobiety (to one nabijają oglądalność), które dość mają przemocy. Chcą wzruszeń. Jedyną zaletą talk-show jest przełamywanie bariery strachu mówienia o problemie. Jednak nie wystarczy tylko przełamać strach. Bohaterowie programów udowadniają, że nie potrafią hamować emocji. Jedni nie potrafią, inni nie powinni. Wybrańcy z reality show mają zrobić wszystko. No, prawie. Mąż Moniki Sewioło (I edycja „Big Brothera”) zapewniał, że zabronił żonie „całowania z języczkiem”, o seksualnej parze z trzeciej edycji fachowcy z TVN mówili, że „to nie był zwykły seks, serduszka też biły”. Zaś bohaterowie „Baru” wzięli ślub. Byleby dłużej być na wizji. Nagrobkowy makijaż Najnowszym towarem jest śmierć najbliższych. Czy jej upublicznienie jest czymś szczególnym? – Nie – odpowiada psycholog, Andrzej Samson. – Śmierć, seks, egzekucja, krew – to wszystko daje takie samo napięcie. Oto Grzegorza Ciechowskiego wspomina wdowa. Nie tylko wspomina. Dokładnie opowiada, jak wyglądały jego ostatnie dni. W kwietniu „Urszula przerywa milczenie po śmierci Staszka”. „Byłam przy nim, kiedy umierał”, „Widziałam, jak on bierze głęboki oddech, a następnie już go nie było” – relacjonuje piosenkarka. Ona też „złapała głęboki oddech”, ale tylko dlatego, że „nie wiedziałam, czy zemdleję, czy wpadnę w histerię, czy mnie nie będzie”. Nie sprawdziła się żadna z tych wersji. Po śmierci męża Urszula trochę odczekała i udzieliła wywiadu. Ostatnie dni, ostatnie chwile – to już było. Teraz trzeba pokazać rozpacz. Oczywiście wystylizowaną. Bluzki Mango i Gosi Baczyńskiej, buty – Ryłko, makijaż – Anna Grochal, czesał Rafał Żurek. Dzięki uprzejmości tych osób swoje cierpienie pokazuje Justyna Steczkowska. „Śpiewam, żyję, choć nie ma już ojca” woła Steczkowska z okładki „Vivy!”, a w publicznym cierpieniu pomaga jej fryzura Jagi Hupało. Na kolejnym zdjęciu piosenkarka klęczy przed grobem. Fałdy sukni nienagannie ułożone. Kolejne zdjęcie – lilia zsuwa się z kolan, następne – Steczkowska biegnie przez katakumby. Staranny makijaż. Justyna Steczkowska często pokazywała swoje życie rodzinne, potem upozowała się na Madonnę z dzieckiem. Teraz, gdy ojciec umarł, nadarzyła się znakomita okazja do autoreklamy. Upozowana gwiazda nad grobem – tego jeszcze nie było. Przy okazji można się pochwalić – załatwiłam najlepszych lekarzy. Pewnie wywiad czytali z drżeniem serca – czy i ich nie zareklamuje Justyna Steczkowska. Przepych na zdjęciach Steczkowskiej przyćmił wszystkie podobne publikacje, także zwierzenia Laury Łącz, która po śmierci męża, Krzysztofa Chamca, również udzieliła szczegółowego wywiadu w tej sprawie. Andrzej Samson nie wierzy w psychoterapeutyczną rolę takich publicznych zwierzeń o śmierci najbliższych. Twierdzi, że jeśli czemukolwiek one pomagają, to być może tylko kieszeni wyznających. Psychoterapeuci gremialnie odcinają się od takich zwierzeń. Uważają, że są szkodliwe dla całej rodziny. Prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny, kpi, że na widok publiczny wystawia się to, co się ma. Widocznie nic innego interesującego piosenkarka nie miała do powiedzenia. Poza tym

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 23/2002

Kategorie: Obserwacje