Pod rządami PiS słynne na całym świecie stadniny koni w Michałowie i Janowie Podlaskim zaliczyły spektakularny upadek To miała być „porażająca” afera obciążająca koalicję PO-PSL. W lutym 2016 r. PiS usunęło cenionych na całym świecie prezesów stadnin koni w Michałowie i Janowie Podlaskim – Jerzego Białoboka i Marka Trelę. Białobok kierował stadniną w Michałowie przez 19 lat, a Trela stadniną w Janowie przez lat 16. Na specjalnie zwołanej konferencji prasowej minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel i prezes Agencji Nieruchomości Rolnych (ANR) Waldemar Humięcki zakomunikowali, że w stadninach doszło do wielu nadużyć i niegospodarności. Jednak formułowane zarzuty były mgliste lub mało poważne. Brak gaśnic i źle składowana słoma Prezesi stadnin na dzierżawę klaczy mieli zawierać z zagranicznymi ośrodkami hodowlanymi niekorzystne umowy, które „nie zabezpieczały interesów polskich podmiotów oraz ograniczały możliwości dochodzenia roszczeń”. Mieli „dopuszczać do pobierania przez zagranicznych kontrahentów większej liczby zarodków, niż dopuszczają to polskie regulacje”. Jakie konkretne szkody zostały wyrządzone, tego już nie powiedziano. Przejawem złego zarządzania w Janowie Podlaskim było niewłaściwe prowadzenie książek obiektów budowanych, nieprzestrzeganie przepisów przeciwpożarowych (m.in. uszkodzona była instalacja odgromowa, brakowało gaśnic i oznaczeń hydrantów, obok jednej z hal zbyt blisko składowano słomę), stwierdzono też zaniedbania w utrzymaniu budynków, bez zezwolenia użytkowano również zbiorniki na paliwo. Najpoważniejszym przestępstwem według ministra Jurgiela było to, że prywatna firma Polturf organizowała Dni Konia Arabskiego w Janowie Podlaskim i aukcję Pride of Poland, a w dodatku na tym procederze zarabiała (sic!). Zdaniem ministra był to ocierający się o korupcję układ towarzysko-biznesowy. Konkretów oczywiście Jurgiel nie zdradził. Niekończące się śledztwo Po zawiadomieniu złożonym przez prezesa ANR Waldemara Humięckiego Prokuratura Regionalna w Lublinie wszczęła śledztwo w sprawie przestępstw, do których miało dojść w Janowie Podlaskim. O rzekomych nadużyciach w stadninie w Michałowie Humięcki nie wspomniał. W 2017 r. prokurator prowadzący sprawę chciał ją umorzyć, gdyż nie dopatrzył się żadnych nieprawidłowości. Za karę został zdegradowany, a prokurator krajowy Bogdan Święczkowski nakazał kontynuować śledztwo. Mijają lata, a ono nieustanie jest przedłużane (chyba już 17 razy!), zmieniają się prowadzący je prokuratorzy. Prokuratura nie ujawnia szczegółów poczynionych ustaleń. Choć nieoczekiwanie pojawił się nowy wątek. Otóż jeden z przesłuchiwanych świadków zeznał, że w Janowie Podlaskim do 2010 r. znakowano konie, wypalając na ich grzbietach na wysokości siodła znamię w kształcie litery „J” i korony. Obok wymrażano również numer konia. Ta niegdyś powszechnie stosowana metoda oznaczania była niezgodna z ustawą o ochronie zwierząt. Karuzela kadrowa prezesów Od czasu wyrzucenia z Janowa Podlaskiego Marka Treli prezesi stadniny zmieniali się jak w kalejdoskopie. Pierwszy – Marek Skomorowski, działacz Solidarnej Polski – przyznał z rozbrajającą szczerością, że nie miał styczności z końmi, ale czuje, że będzie to jego życiowa pasja. Po kilku miesiącach zrezygnował, gdy na skręt jelit padły dwie klacze należące do Shirley Watts, żony perkusisty The Rolling Stones. Kolejny prezes, prof. Sławomir Pietrzak (miał opinię fachowca), zapowiadał, że przywróci normalność po rządach poprzednika. Po niecałych dwóch latach został jednak niespodziewanie odwołany, bez podania przyczyn. Jego następcą był Grzegorz Czochański – dyrektor w pionie nadzoru nad spółkami w Krajowym Ośrodku Wsparcia Rolnictwa. Po nim przyszedł Marek Gawlik, prezes Polsko-Saudyjskiej Rady Biznesu, a także wiceprezes Międzynarodowej Izby Handlowej Ukrainy. Atutem Gawlika było to, że jeździ konno i w przeszłości hodował konie, ale po kilku miesiącach zrezygnował. Jego następcą został Lucjan Cichosz, były senator i poseł PiS, lecz i on długo w Janowie nie zagrzał miejsca. Kolejnym prezesem została Hanna Sztuka, ale jej nie chcieli pracownicy, bo podobno była konfliktowa, mściwa, nie słuchała i nie szanowała ludzi. Po kilku dniach urzędowania na papierze (załoga nie chciała jej wpuścić na teren stadniny) została odwołana. Siódmym prezesem jest Marcin Oszczapiński, który miał dać nadzieję na odrodzenie stadniny. Jednak i on sobie nie radzi. Podobnie ma się sytuacja w stadninie w Michałowie, przez którą też przewinęło się kilku prezesów. Pierwsza była Anna Durmała, która rządziła kilka miesięcy i odeszła w atmosferze skandalu. Według doniesień medialnych jej usunięcia zażądał senator PiS Jan Dobrzyński,










