Stare spory, stare zmory

Stare spory, stare zmory

Gadanie o aborcji dochodzi do szczytów nudy. Obie strony sporu mają od zawsze te same argumenty, te same hasła, te same nienaruszalne przekonania. Obie też strony brodzą w ciemności, gdyż nauka nie stwierdziła dotąd jednoznacznie, nie tylko kiedy życie się zaczyna, ale nawet co to w ogóle jest. Osobiście przyjmuję definicję Agnieszki Osieckiej, że: Życie jest formą istnienia białka, ale w kominie coś czasem załka. Zdaję sobie jednak doskonale sprawę, że i to wszystkich nie zadowoli. Pozostanie więc po staremu: „Uczył Marcin Marcinka, a sam głupi jak świnka”. O ile więc straciłem wszelkie zainteresowanie teoretyczne tym sporem, o tyle zastanawiają mnie pewne jego aspekty społeczne. Jeden przede wszystkim. Oto najzagorzalszym zwolennikiem penalizacji aborcji jest matka nasza – Kościół katolicki. Pisał Niccolò Machiavelli w „Rozważaniach nad pierwszym dziesięcioksięgiem historii Rzymu Liwiusza” (rzecz jest o Włoszech, ale wypisz, wymaluj pasuje do Polski): „Żaden kraj nie będzie prawdziwie zjednoczony i szczęśliwy, dopóki nie znajdzie się cały pod panowaniem jednego rządu, czy to republikańskiego, czy królewskiego”. Silny Kościół powoduje natomiast permanentną dwuwładzę, rodzącą spory i konfrontacje. „Tak więc Kościół zbyt słaby na opanowanie Włoch samemu, lecz zbyt potężny, aby pozwolić na zawładnięcie nim (…) – oto powód rozbicia

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2016, 40/2016

Kategorie: Felietony, Ludwik Stomma