Starzeć się po ludzku

Starzeć się po ludzku

To wszystko wymaga przemodelowania systemu opieki. Jak sprawić, by starszy, schorowany człowiek nie musiał stać w kolejkach i biegać od lekarza do lekarza? Żeby nie czuł się intruzem w szpitalu, który patrzy na niego wyłącznie przez pryzmat wysokich kosztów leczenia i straty wynikającej z rozliczeń z NFZ?

– To prawda, w systemie, który zbudowaliśmy, pacjent służy do rozliczenia środków finansowych za wykonane świadczenia zdrowotne. Jest nie podmiotem, ale przedmiotem. Odsyłanie go od lekarza do lekarza sprawia, że bardzo często ląduje na szpitalnej izbie przyjęć, która nie jest miejscem do prowadzenia pacjentów w wieku podeszłym. To miejsca, gdzie podejmuje się nagłe interwencje, i nie powinny służyć załatwianiu problemów, które można rozwiązać na spokojnie, w trybie planowym.

Według mnie, potrzebna jest jedna osoba pełniąca funkcję koordynatora, a tą osobą powinien być lekarz rodzinny, który w razie potrzeby konsultuje się z odpowiednim specjalistą i ustala z nim dalsze postępowanie. Tego typu rozwiązanie już jakiś czas temu zostało zademonstrowane na spotkaniu ministrów Unii Europejskiej. Lekarz rodzinny łączył się raz w tygodniu za pomocą Skype’a z danym specjalistą i przez godzinę omawiał z nim wybrane przypadki w obecności i przy udziale pacjentów. Pacjent nie musiał jechać do specjalisty, w załatwieniu jego sprawy pomagała telemedycyna, a do tego taka rozmowa miała dla niego walor edukacyjny.

Zupełnie inaczej wygląda to w przypadku, gdy lekarz rodzinny wyśle pacjenta np. do kardiologa. Specjalista dostanie tylko kartkę z prośbą o skonsultowanie jakiegoś problemu, nie będzie znał szczegółów dotyczących stanu zdrowia danego pacjenta. Być może wypisze choremu jakieś leki, np. beta-blokery, których pacjent nie powinien przyjmować, bo ma astmę albo przewlekłą obturacyjną chorobę płuc i będzie po nich się dusił. Komunikacja między lekarzami ma niesamowite znaczenie.

Tylko że budowa takiego systemu zajmie nam całe wieki! Nie można jej jakoś przyspieszyć?

– Na pewno potrwa wiele lat, ale nie mamy innego wyjścia – musimy to zrobić. Mając 20 tys. lekarzy rodzinnych, powinniśmy oprzeć ten system na medycynie rodzinnej, a nie na 330 czy 350 geriatrach. Geriatrię należy traktować jako specjalizację interwencyjną, wspierającą system. Ale można to zrobić wyłącznie przy wsparciu państwa, instytucji naukowych, Ministerstwa Zdrowia i NFZ. Do lekarzy rodzinnych nie mogą się ustawiać kolejki, a przecież z takimi sytuacjami mamy już do czynienia. To absurd!

Zintegrowana opieka, o której rozmawiamy, to opieka nie tylko zdrowotna, ale i socjalna. Część seniorów będzie wymagała wsparcia w codziennych czynnościach w domu, w robieniu zakupów, przygotowaniu posiłków, praniu, sprzątaniu, wyjściu na spacer, ale w którymś momencie może być im potrzebna opieka pielęgniarska, interwencja lekarska. Rolą zintegrowanej opieki będzie złożenie tych wszystkich potrzeb w całość. Wiąże się z tym konieczność budowy sieci różnego typu domów, które będą służyły zaspokajaniu tych potrzeb. Celowo nie nazywam ich domami pomocy społecznej, zakładami opieki leczniczej czy zakładami opiekuńczo-leczniczymi, ponieważ uważam, że środowisko osób w wieku podeszłym jest tak zróżnicowane, że jeden model oparty na kilku formach pomocy i opieki byłby niewłaściwy.

Muszą być miejsca, w których seniorzy będą się integrowali, przy wsparciu pielęgniarki, która zadba, by o właściwej porze i we właściwej dawce wzięli leki, oraz fizjoterapeuty, który będzie ich zachęcał do aktywności fizycznej. Bardzo podoba mi się pomysł domów dziennego pobytu Wigor, do których seniorzy przyjeżdżają rano na cały dzień, by porozmawiać, pograć w szachy, potańczyć i pośpiewać, a wieczorem wracają do swojego środowiska, które jest dla nich przyjazne i bardzo ważne. Oczywiście muszą być też ośrodki zapewniające całodobową opiekę, także medyczną.
Trzeba wyposażyć personel tych ośrodków w narzędzia teleinformatyczne, które z jednej strony zapewnią odpowiedni nadzór nad podopiecznymi, a z drugiej – pomogą zoptymalizować koszty opieki i zwiększą jej efektywność. Potrzebne są również szkolenia dla personelu, które pozwolą wyeliminować zdarzające się akty przemocy wobec osób starszych. Stoją więc przed nami, a zwłaszcza przed politykami, ogromne wyzwania.
Na miejsce w domu spokojnej starości, zakładzie pielęgnacyjno-opiekuńczym czy opiekuńczo-leczniczym trzeba dzisiaj czekać wiele miesięcy, a nawet lat. Co przeszkadza w powstawaniu nowych ośrodków, skoro wiadomo, że z każdym rokiem potrzeby będą coraz większe?

– Moim zdaniem, największą przeszkodą w inwestowaniu w tzw. srebrną gospodarkę, nastawioną na wsparcie osób w wieku podeszłym, są dzisiaj przepisy. Wymagania wobec zakładów opiekuńczo-leczniczych i innych ośrodków są tak duże, że otwieranie ich jest nieopłacalne. Należałoby zadać pytanie, czy nie wylaliśmy dziecka z kąpielą, bo w efekcie bardzo restrykcyjnych zaleceń sanitarno-epidemiologiczno-zdrowotnych ograniczyliśmy liczbę takich domów. Takie skutki przyniosła nasza skłonność do nadregulacji i nadinterpretacji przepisów. Jeśli uda nam się zmienić to podejście, łatwiej nam będzie pozyskać inwestorów skłonnych wydać pieniądze na budowę nowych domów dla seniorów.

Foto: Krzysztof Żuczkowski

Strony: 1 2 3 4

Wydanie: 07/2016, 2016

Kategorie: Zdrowie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy