Struś a sprawa polska

Struś a sprawa polska

Nie ma co chować głowy w piasek, to nie jest kura znosząca złote jaja Czas Wielkanocy to jedyny bodaj okres strusiej prosperity w naszym kraju. Kupujemy wtedy prawie półtorakilogramowe jaja, z usuniętego przez wywiercone dziurki białka i żółtka robimy jajecznicę dla ośmiu osób, ze skorupy pisankę, a zamożniejsi fundują sobie nawet strusinę (od 60 do 100 zł za kg) na świąteczny stół. Na strusiach w Polsce generalnie jednak ciężko się dorobić. – Wiadomo, Afryki nie prześcigniemy. Tam chów zawsze będzie tańszy, a mięso, skóra i pióra wyższej jakości niż u nas – mówi Mariusz Siejko, właściciel fermy Strusiejko na Lubelszczyźnie. To jeden z prekursorów, hodowlą zajął się 12 lat temu, ale dziś z dużego stada zostawił sobie tylko kilkanaście sztuk. – Nasze strusiarstwo ma kłopoty, bo RPA zasypała rynek zachodnioeuropejski strusim mięsem po dumpingowych cenach. W UE działa proafrykańskie strusie lobby. Mimo ptasiej grypy wciąż panującej w RPA embargiem objęto tylko import z niektórych prowincji. Afrykańscy hodowcy przewożą więc strusie w regiony nieobjęte zakazem i spokojnie sprzedają je do Europy – wyjaśnia Henryk Naranowicz, prezes Polskiego Związku Hodowców Strusi. Cierpią na tym hodowcy zdrowych polskich strusi, bo to działalność wybitnie proeksportowa – ponad 95% naszej produkcji trafia na eksport. Ceny jednak spadają i dlatego wielu hodowców, tak jak Piotr Siedlecki, właściciel Fermy Strusi Afrykańskich „Eurostruś” pod Płońskiem, rezygnuje z chowu tych ptaków. – Wysokobiałkowa pasza jest dziś tak droga, że hodowla przestaje się opłacać, w dodatku nieuczciwi kontrahenci czasem kupują od nas strusie, ale nie płacą – mówi. Włoski ślad Początki były obiecujące, w połowie lat 90. ceny przyprawiały o zawrót głowy. Pierwsi hodowcy sprowadzali z Niemiec ptaki za 1,5 tys. marek, by sprzedawać je w Polsce prawie dwa razy drożej. Chętnych nie brakowało, coraz więcej ludzi chciało hodować strusie. – Era strusiarstwa w Polsce zaczęła się na dobre, to był prawdziwy „zryw ludowy” – wspomina prezes Naranowicz. Środowisko organizowało się, wkrótce w salach szpitala dla psychicznie i nerwowo chorych w Gorzowie odbył się I zjazd związku hodowców strusi. Ceniony periodyk „Okiem strusia” przekonywał: „Struś szansą polskiego rolnictwa”. Konkurujący z nim kwartalnik „Struś” bazujący na bogatym doświadczeniu włoskich hodowców, mutacja pisma „Struzzo e dintorni” wydawanego przez dr. Gianluigiego Veronesiego, również zachęcał do podjęcia tej działalności. Prof. Jarosław Olav Horbańczuk, międzynarodowy autorytet w dziedzinie hodowli strusi, autor pracy habilitacyjnej na ich temat i kilkunastu książek przetłumaczonych na wiele języków, jest gorącym orędownikiem strusiej obecności nad Wisłą: – Strusie zaadaptowały się bardzo dobrze w warunkach klimatycznych Polski. Dobrze znoszą nawet bardzo mroźne zimy, uwielbiają śnieg, w którym kąpią się jak w piasku – twierdzi. To jednak może nie wystarczyć do ekonomicznego sukcesu. Chów w Polsce rozwijał się dotychczas na zasadzie argentyńskiej piramidy – ceny strusi reproduktorów były wysokie, bo wciąż pojawiali się kolejni chętni do ich kupna i hodowli. Pogłowie strusi w Polsce szybko przekroczyło 10 tys. sztuk. Niestety, korzystali na tym ludzie mniej uczciwi – z całej Europy importowano strusie wyciągane wręcz spod rzeźni, wybrakowane, niezdolne do rozrodu, wmawiając mało jeszcze doświadczonym hodowcom, że to sztuki reprodukcyjne wysokiej klasy. Nawet gdy były zdrowe, to nie miały odpowiedniego wieku, bo struś konsumpcyjny idzie na rzeź w wieku jednego roku, tymczasem zdolność do reprodukcji osiąga w wieku trzech lat. Strusia rocznego od trzyletniego nie od razu łatwo odróżnić, więc entuzjaści hodowli dawali się nabierać – kupowali roczniaki, licząc, że już wkrótce doczekają się jaj i piskląt. Tymczasem mijał rok, mijał drugi, strusie przez cały ten czas jadły drogą paszę (karmi się je pszenicą, jęczmieniem, lucerną), koszt hodowli rósł, a jaj nie było. Klęska strusiej polityki Pomogła nam ptasia grypa w RPA i embargo, którym początkowo objęto cały obszar tego kraju. Europa zainteresowała się mięsem polskich strusi, weszliśmy do Unii, otworzył się dla nas wspólny rynek. Nasi hodowcy sprzedawali strusinę najdrożej, jak mogli, i za wszelką

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 14/2007, 2007

Kategorie: Kraj