Sumienie księdza

Sumienie księdza

Dwa lata spędził w areszcie mieszkaniec Jordanowa oskarżony o zabójstwo. W tym czasie proboszcz, znający prawdziwego sprawcę, milczał – Obudziłem się wtedy z paskudnym kacem – opowiada Marian Rączka z sąsiadującego z Bystrą Jordanowa o wydarzeniach sprzed dwóch lat. – Z czwartku na piątek, aż do południa, piliśmy ostro z kumplami. Później sam jeszcze strzeliłem sobie parę luf. Na odegnanie smutku… W każdym razie w sobotę rano łeb mi pękał. A tu policjant na kark się wali. I z krzykiem do mnie: „Ty sk…, kobietę zabiłeś!”. „Jaką kobietę!? O co chodzi?!”, pytam. Jak mi powiedzieli, to najpierw żal mnie ogarnął. Za Irenką. A potem mocno się przestraszyłem. Zabójstwo – kodeksowo ciężka rzecz. Ale dałem im nazwiska kumpli, z którymi dzień wcześniej piłem. Niech sprawdzą, potwierdzą i dadzą spokój. A kumple, że w tym czasie na oczy mnie nie widzieli. Czujesz pan? Od dziecka się znamy, a takie świństwo mi zrobili. Często tam zachodził – Taka była… – przechodzień w Bystrej Podhalańskiej wymownie robi kółka na czole, gdy pytam o Irenę S. – Na starość rodziny i sąsiadów unikała. Ale z krową czy kotem jak z człowiekiem gadać potrafiła. Zabójca pojawił się w jej chałupie nad ranem 18 lutego 2001 r. Ubiór Ireny S. wskazywał, że właśnie wybierała się do kościoła. Śmierć przyszła szybko – po krótkiej szamotaninie i miażdżącym ściśnięciu szyi staruszka padła bez tchu na podłogę. Kilka godzin później jej zwłoki znaleźli krewni. – Koty, całe ich mnóstwo, rozsiadły się wokół ciała – wspominają mieszkańcy Bystrej – i miauczały żałośnie. Marian Rączka wielokrotnie zatrudniał się u Ireny S. Dużo nie płaciła, lecz on bezrobotny i niewykształcony wielkich wymagań nie miał. Latem i jesienią 2000 r. przestawił piec, wybielił oborę i pomalował izby. – Jeszcze w listopadzie, miesiąc przed morderstwem, przyszedłem do Irenki po zapłatę – opowiada Rączka. Powiedziała, że da później, bo teraz nie ma. Cmoknęliśmy się na pożegnanie. W poszukiwaniu kwitków Pięć dni – tyle czasu ekipa dochodzeniowa pracowała w domu Ireny S. Specjaliści zebrali mnóstwo odcisków palców, również z ciała zmarłej. Spora ich część należała do mieszkającej w Jordanowie rodziny zamordowanej, przede wszystkim zaś do Józefa Z. – jej siostrzeńca i chrześniaka. Skąd się tam wzięły? Krewni zeznali, że zaraz po znalezieniu zwłok zaczęli intensywnie przeczesywać mieszkanie ciotki. Chodziło im jedynie o kwitki od renty i inne dokumenty potrzebne do zgłoszenia zgonu i zorganizowania pogrzebu. Z konieczności dotykali też ciała ciotki. Wśród wielu włosów znalezionych w mieszkaniu denatki dwa biegli zakwalifikowali jako mogące należeć do Mariana Rączki. Uznano je za dowody w sprawie świadczące na niekorzyść mieszkańca Jordanowa. Za nic przy tym miano wyjaśnienia podejrzanego, że włosy mogły leżeć w mieszkaniu od czasu, kiedy pracował u zamordowanej. Sugestie, by zlecić bardziej szczegółowe badania, na przykład DNA, zbywano twierdzeniem, iż byłyby bardzo drogie i trwały aż trzy miesiące. W tym czasie Rączka – jako potencjalnie niebezpieczny przestępca – siedział już w areszcie w Wadowicach. Dwa lata w celi – Łatwo im przyszło upatrzyć sobie Mariana za mordercę – spekuluje jego brat, Zbigniew Rączka – bo on lubi wypić. No i jeden wyrok miał już na koncie, za znęcanie się po pijaku nad rodziną. Wszystko to prokuraturze pasowało jak ulał. Marian wiedział, że Irenka mieszka sama. Wpuściła go do domu, bo znała. Zażądał od niej pieniędzy, bo nie miał za co pić. Szarpnął za szyję, bo wiadomo, gdy jest na ciągu, robi się porywczy. Leniwemu prokuratorowi więcej tropów nie trzeba było. Ale Maryś jest niewinny! – Proces ma charakter poszlakowy, to prawda – przyznaje Jacek Tętnowski z prokuratury w Nowym Targu, oskarżyciel w sprawie zabójstwa Ireny S. – Jeśli chodzi o te nieszczęsne włosy – istotnie, badania DNA można było przeprowadzić. Jednak obrona niezbyt stanowczo domagała się takich badań. Dla mnie to jak złożenie broni – przyznanie, że sam adwokat nie wierzy w niewinność swego klienta. Lecz mniejsza o to, są bowiem jeszcze inne dowody. Oskarżony twierdził, że feralnego ranka wrócił do domu w towarzystwie Stanisława D. i jego konkubiny. I właśnie ta kobieta zeznała, że krótko potem obaj panowie gdzieś

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 13/2003, 2003

Kategorie: Kraj