Supergoście i EURO 2012

Supergoście i EURO 2012

Dymisja Rafała Kaplera to początek rozliczeń za przygotowania do mistrzostw Europy w piłce nożnej. A co z władzami spółki PL.2012? Wrzawa w mediach i głosy oburzenia wokół tego, co się dzieje ze Stadionem Narodowym oraz wysokimi premiami, na które może liczyć Rafał Kapler, obecnie były prezes Narodowego Centrum Sportu, nie są niczym niezwykłym. Na łamach „Przeglądu” już w 2010 r. ostrzegaliśmy, że przygotowania do Euro 2012 dobrze wyglądają tylko w wywiadach telewizyjnych z politykami Platformy Obywatelskiej oraz z prezydentami Wrocławia, Poznania i Gdańska. Opisywaliśmy opóźnienia w realizacji projektów, synekury, a także barwne obyczaje osób zatrudnionych w spółkach nadzorujących i koordynujących przygotowania do mistrzostw. Przewidywaliśmy kłopoty. Na końcowe rozliczenia przyjdzie czas w lipcu, po mistrzostwach. W ubiegłym tygodniu dobrano się do Kaplera, lecz na nim się nie skończy. Łączył ich sport Ten niegdysiejszy bohater mediów, a dziś symbol pazerności, pracował w Erze, Leroy Merlin i PKN Orlen, do którego ściągnął go prezes Igor Chalupec. Milowym krokiem w jego karierze okazała się praca w spółce PL.2012, którą kieruje Marcin Herra. Obaj panowie to młodzi, dynamiczni i pewni siebie menedżerowie nowego pokolenia. Lubili, gdy pisano o nich „białe kołnierzyki” lub „dzieci korporacji”. To ze spółki PL.2012 Rafał Kapler trafił na fotel prezesa Narodowego Centrum Sportu. – Po prostu supergość – tak wyrażał się o nim Marcin Herra. Fakt, że panowie nie mieli elementarnej wiedzy inżynierskiej ani doświadczenia w tak dużych inwestycjach, nikomu nie wadził. Wszak nie oni jedni. Odpowiedzialny za budowę autostrad i dróg szybkiego ruchu w Polsce p.o. generalny dyrektor dróg krajowych i autostrad Lech Witecki jest absolwentem Wydziału Ekonomicznego Politechniki Radomskiej ze specjalizacją finanse. Wariant z „młodymi zdolnymi” menedżerami powtórzono w miastach przygotowujących się do Euro 2012. Powstały spółki samorządowe, w których zatrudniono swojaków. Przez prawie dwa lata (2008-2010) mydlono opinii publicznej oczy, że przygotowania idą zgodnie z planem, choć wiadomo było, że wszystko będzie kończone za pięć dwunasta albo – jak drogi i autostrady – gdy piłkarze i kibice opuszczą nasz kraj. Od chwili, gdy Polsce i Ukrainie przyznano prawo organizacji mistrzostw Europy w piłce nożnej, nieustannie mówiono i pisano o skoku cywilizacyjnym, który zapewni nam Euro 2012. Nie liczono się z kosztami. Jeśli były trudności, to je przezwyciężano, jeśli opóźnienia, to je nadrabiano… Podkreślano, że damy radę, bo patrzą na nas Europa i świat. Terminami nikt sobie głowy nie zawracał. Emocje budziły jedynie przetargi na luksusowe limuzyny i samochody terenowe niezbędne młodym prezesom do wypełniania nadzorczych obowiązków. Słowa krytyki ignorowano, zakładając, że na wojnie nikt nie liczy wystrzelonej amunicji, a prawdziwe pieniądze robi się na wielkich słomianych inwestycjach. Wszak mistrzostwa Europy miały być narodowym świętem, którego nie mogły zepsuć drobiazgi. Z początkiem 2011 r., gdy już nie dało się ukryć, że budowa stadionów, dróg, autostrad i linii kolejowych nie idzie tak dobrze, jak deklarowano, skończył się słodki sen o wielkim sukcesie. Stało się też jasne, że koszt budowy Stadionu Narodowego znacznie przekroczy 1 mld zł, deklarowany w 2007 r. (sięgnąć może 2 mld zł albo i więcej). Tu i ówdzie zaczęły się problemy z podwykonawcami, którzy niekiedy miesiącami czekali na pieniądze. W prasie coraz częściej pisano krytycznie o przygotowaniach do mistrzostw Europy. Prezesi Herra i Kapler zniknęli z pierwszych stron gazet. Propaganda sukcesu nie była w stanie przykryć fuszerki i niedoróbek. Kto mijał się z prawdą? Pierwsze prace na Stadionie Narodowym w Warszawie rozpoczęły się 15 maja 2008 r. Obiekt budowało wyłonione w drodze konkursu konsorcjum Alpine Bau-PBG SA-Hydrobudowa Polska SA. I choć wierzę, że inżynierowie i kilka tysięcy pracowników robili, co mogli, cud się nie wydarzył. Na początku maja 2011 r., gdy było jasne, że zapisany w umowie termin oddania stadionu do użytku – 30 czerwca 2011 r. – nie zostanie dotrzymany, prezes Narodowego Centrum Sportu Rafał Kapler zapewniał: – Harmonogram imprez się nie zmienia. 6 sierpnia stadion będzie gotowy, no, może np. najniższy poziom garaży jeszcze nie przejdzie wszystkich odbiorów. Na przełomie maja i czerwca 2011 r., gdy nadzór budowlany ujawnił, że zewnętrzne schody kaskadowe nie spełniają norm bezpieczeństwa, co grozi całej inwestycji, do akcji wkroczył premier Donald Tusk.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 08/2012, 2012

Kategorie: Kraj