Rolnicy mówią, że suszę da się przetrwać, ale dobijają ich inne koszty 14 czerwca na sesji Rady Gminy Człuchów wójt Paweł Gibczyński odniósł się do piętrzących się próśb rolników o rozpoczęcie procedury szacowania strat w uprawach wywołanych suszą. Włodarz wyjaśniał, że podobnie jak inni wójtowie, ma związane ręce, bo nie wiadomo, czy nadal zgłaszanie szkód będzie się odbywało poprzez aplikację, czy władze centralne pozwolą na powrót komisji powołanych do oceniania strat w terenie. – Różne organizacje branżowe aplikują do ministerstwa rolnictwa o powrót do powoływania komisji. Lecz dziś nie ma informacji, żeby forma zgłaszania szkód była inna niż poprzez aplikację. Nie mogę wysłać do wojewody pisma z prośbą o powołanie komisji „suszowej” – tłumaczył wójt. Trzeba przetrwać 19 czerwca sprawdzam sytuację w terenie. Gmina wiejska Człuchów zaczyna się zaraz za miejscowością Topole. Wzdłuż głównej drogi mijam pole przywiędłej kukurydzy, wypalone słońcem pastwiska, słabe zboża jare, niskie jak na koniec czerwca. – W tym roku syn z tego pastwiska zebrał tylko osiem balotów siana, a kiedyś i kilkadziesiąt się zdarzało, nie będzie czym karmić zwierząt – mówi kobieta ze wsi Nieżywięć. – Niech pani spojrzy na ten jęczmień, jaki on malutki, jak susza potrwa dłużej, to przyschnie, i taki zostanie, nawet kombajn go nie zbierze. Zresztą jakie to ziarno będzie, plewy tylko, nawet koszt kombajnu się nie zwróci. Jakiś dziwny ten rok mamy; na początku czerwca ogórki mi zmroziło. Ziemię wysuszało nie tylko słońce, ale i zimne wiatry. Niemal codziennie się chmurzy, a nie pada, albo pada, jakby ksiądz kropidłem machał. Jadę szutrowymi drogami w stronę Człuchowa w tumanie pyłu. Upał powyżej 25 st. We wsi Brzeźno więdnie w skwarze pole bobu, uprawy pastewne tak rachityczne, że prześwituje między nimi wypalona gleba. Na skraju, między kępami margerytek, ziemia popękana jak w Afryce. Wokół zboża aż po horyzont, rzepak jakoś się trzyma, inne ozime gorzej, z daleka widać wypalone przez słońce białe miejsca na polach pszenicy czy żyta. Owies tak mizerny, że trzeba podejść blisko, żeby stwierdzić, co to za uprawa. – Tych wypalonych miejsc w zbożach nie da się uratować – mówią ojciec i syn, rolnicy z Jęcznik Wielkich. – Jak zacznie padać, to zrobią się zielone, utrudniając zbiórkę kombajnem. Trzeba będzie je chemicznie defoliować, a to dodatkowa praca i wydatek. Można by nawadniać pola, ale jak nawodnić 200 ha, kiedy wody brak. Do podlewania i oprysków nie bierzemy wody z wodociągu, ale z naszego stawu na podwórku. Jego poziom obniżył się ostatnio o ponad metr, te korzenie i zarośla, co pani widzi, były normalnie pod wodą. Siedzimy przy kawie w altanie pod lipą. Mówią, że jest dobrze. Starszy gospodarz dodaje, że w ciągu ostatnich 20 lat wiele w rolnictwie zmieniło się na lepsze. – Dzisiaj dużo prac wykonują maszyny, siedzę sobie w kombajnie, włączam klimatyzację, radio gra, aż chce się kosić. Nasze gospodarstwo specjalizuje się wyłącznie w produkcji zbóż, a ja już oddaję powoli pałeczkę młodszemu pokoleniu. Jego syn też nie chce załamywać rąk. – Nie ma co rozpaczać – mówi. – Trzeba to po prostu przetrwać, w latach 2015-2016 też było sucho, a w 2017 r. dolało i wszystko się wyrównało. Nieraz słyszę komentarze, że rolnicy wciąż czegoś chcą, a to dopłat do nawozów, a to dopłat za straty związane z napływem ukraińskiego zboża, a teraz jeszcze dojdą odszkodowania za suszę czy przymrozki. A przecież na wiele rzeczy nie mamy wpływu. Czemu ceny nawozów tak nagle wzrosły, a spadek cen zbóż w ubiegłym roku też normalny nie był. Najwyższa cena za tonę rzepaku w kwietniu 2022 r. wyniosła 4,9 tys. zł, gdy dzisiaj rzepak chodzi za ok. 1,8 tys. My sprzedawaliśmy nasze zboże stopniowo i nie mieliśmy kłopotu ze zbytem. Znikną gospodarstwa Walenty Skalski, sołtys Jęcznik Wielkich, prowadzi 60-hektarowe gospodarstwo nastawione na produkcję roślinną. – Wczoraj w nocy trochę popadało, 15 minut, raz i drugi. Na lepszych glebach, w dolinach może rośliny przeżyją i wykształci się ziarno. Jednak w moim gospodarstwie dominują piaski, 7 ha łubinu uprawianego na ziarno chyba będę musiał zaorać, mój rzepak też