Szaniec lewicy

Szaniec lewicy

Przyjęliśmy ponad 5 tys. poprawek do ustaw sejmowych. O tyle mniej błędów jest w polskim prawie Ryszard Jarzembowski, wicemarszałek Senatu, przewodniczący klubu senatorów SLD-UP Ryszard Jarzembowski – ur. 24 grudnia 1945 r. w Wedlu k. Hamburga, dokąd rodzice zostali deportowani przez Niemców do robót przymusowych. Dziennikarz, publicysta. Od roku 1990 w SdRP, współzałożyciel SLD. Senator RP II, III, IV i V kadencji (1991-2005). W tym czasie stale przewodniczy kołom i klubom senatorów lewicy. Od roku 2001 przewodniczący Klubu Senackiego SLD-UP Lewica Razem. – Nazywa pan niekiedy Senat ostatnim szańcem polskiej lewicy. A przecież to właśnie SLD od kilku kadencji zapowiada zniesienie drugiej izby parlamentu. Nie ma w tym sprzeczności? – W programie wyborczym SLD-UP nie było mowy o likwidacji Senatu, natomiast faktycznie kilku polityków Sojuszu, zwłaszcza Leszek Miller i Tadeusz Iwiński, w czasie przedwyborczych wieców podnosiło tę kwestię. – Leszek Miller oświadczył kiedyś, że za zapowiedź likwidacji Senatu otrzymał oklaski … – Skoro on tak mówił, to i ja coś powiem. W czasie kampanii 2001 r. popierałem tezę o parlamencie jednoizbowym, ale miałby to być tylko Senat – bo mniej liczny, mniej kłótliwy, wybierany na zasadach większościowych, tańszy. I otrzymywałem brawa może nawet większe niż on. Ale siła oklasków może decydować w konkursach, np. „Od przedszkola do Opola”, a nie w fundamentalnych kwestiach ustrojowych. Porzućmy jednak żarty. Polska lewica miała do Senatu okresu międzywojennego stosunek niechętny, bo była to wówczas izba składająca się częściowo z mianowanych, ale nie demokratycznie wybieranych dostojników państwowych. To był zresztą i tak postęp w porównaniu z I RP, kiedy to Izba Królewska, będąca najstarszą formą Senatu, była w całości mianowana przez króla spośród jego urzędników oraz dostojników kościelnych. Czyż jednak nie jest znamienne, że akuszerami odrodzenia II izby byli czołowi przedstawiciele strony rządowej przy Okrągłym Stole, ludzie lewicy – Aleksander Kwaśniewski i Stanisław Ciosek? Dzisiaj znaczenie Senatu polega m.in. na tym, że senatorem może zostać każdy, kto się cieszy społecznym autorytetem i zdobędzie w wyborach personalnych odpowiednio dużą liczbę głosów. A szanse wyboru do Sejmu mają niemal wyłącznie partyjni aktywiści wszelkich orientacji. – Ale ostatnio o likwidacji Senatu wypowiada się prawica, np. Platforma Obywatelska i Donald Tusk uczynili z tego sztandar swojej kampanii wyborczej. – W ustach Donalda Tuska, w poprzedniej kadencji wicemarszałka Senatu niesłynącego raczej z pracowitości, brzmi to jak wzorcowy przykład hipokryzji; kiedy szef PO, stojąc przed lustrem, nazywa posłów i senatorów klasą próżniaczą, udaje, że nie wie, iż kasowanie instytucji demokratycznego państwa – likwidacja Senatu, ograniczenie liczby posłów – musi prowadzić siłą rzeczy do uwiądu demokracji i powoduje, że dostęp do mandatów oznaczających wpływ na politykę państwa ma wąska elita, a suweren, czyli wyborcy, jest zmarginalizowany. Podobnie zresztą pohukują z Prawa i Sprawiedliwości, deklarujący likwidację Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji czy Rady Polityki Pieniężnej. To groźne dla państwa, dla obywateli. Moim zdaniem, instytucje demokratycznego państwa prawnego należy doskonalić, a nie niszczyć. – Jednak pan opowiada się za likwidacją jednej z takich instytucji, mianowicie Instytutu Pamięci Narodowej. – Jeśli uznaje pan IPN za instytucję służącą demokratycznemu państwu, to gratuluję poczucia humoru. Czarnego humoru. To jest instrument służący prawicy do ośmieszania i niszczenia tego wszystkiego, co było dorobkiem ludzi pracy w PRL. Skoro pracownicy (a raczej funkcjonariusze) tego instytutu w swych publikacjach uznają np. Wyścig Pokoju, festiwale piosenki czy wczasy pracownicze za metody „komunistycznego zniewolenia”, to jest to wyraz skrajnej nienawiści i aberracji. A robią to wszystko za publiczne pieniądze. Nie wspominam o banalnym już przykładzie tzw. listy Wildsteina czy teczek ojca Hejmy. Od początku głosiłem, że zasoby archiwalne IPN powinny być przekazane Archiwum Państwowemu, pion śledczy powinno się włączyć do pionu prokuratorskiego Ministerstwa Sprawiedliwości, a pion edukacyjny do Ministerstwa Edukacji Narodowej. W ten sposób IPN, chyba najbardziej groteskowa z instytucji III RP straciłaby sens istnienia, natomiast problemy, jakimi się obecnie zajmuje, zostałyby pozbawione odoru politycznego. Projekt takiego rozwiązania był przygotowany i omówiony z min. Grzegorzem Kurczukiem, zresztą byłym wicemarszałkiem naszej izby, któremu tchórzostwa

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 33/2005

Kategorie: Wywiady