Michał Dworczyk twierdzi, że do Polski trafiło 1 milion 51 tysięcy dawek szczepionki na covid-19, a 456 tysięcy z nich pojechało już do szpitali. Idealny plan zakłada, że w tym tygodniu zaszczepi się ponad 450 tysięcy ludzi. Do końca stycznia milion. Czyli, w tym tempie, podanie szczepionki wszystkim dorosłym Polakom trwałoby dwa i pół roku.
Dlaczego więc szczepimy tak wolno? Minister Dworczyk zwala winę na UE. Dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. pandemii, ma inne zdanie. – System jest tak skonstruowany, że spowalnia szczepienia. Dostawy szczepionek realizowane są tylko raz w tygodniu, a ponieważ nie są przewożone w warunkach chłodniczych, są ważne tylko przez pięć dni. […] Chodzi też o to, że nie ma masowych punktów szczepień w największych miastach, które nie są przypisane do jakiegoś konkretnego szpitala – mówi Grzesiowski w wywiadzie dla Super Expressu.
– Gdyby samorządy otrzymały po pierwsze szczepionkę, po drugie zgodę, po trzecie przestrzeń do działalności, jestem przekonany, że wyszczepilibyśmy mieszkańców w tempie izraelskim, a może nawet szybszym – dodaje prezydent Wałbrzycha, Roman Szełemej.
Miejmy też świadomość, że na tempo szczepień narzeka cały świat. Do 8 stycznia w 83-milionowych Niemczech zaszczepiono lekko ponad 400 tysięcy ludzi. We Włoszech 500 tysięcy na ponad 60 milionów. A to jedne z lepszych wyników. Większość krajów została daleko w tyle za Izraelem. Tam szczepi się 150 tysięcy ludzi dziennie. W Polsce średnio 21,7 tysiąca. Szczepienia mają szansę rozkręcić się dzięki dopuszczeniu preparatu firmy AstraZeneca. Wielka Brytania zamówiła 100 milionów dawek. Na początku lutego do Polski ma trafić 16 milionów. W odróżnieniu od szczepionek Pfizera i Moderny, oksfordzka szczepionka nie wymaga zamrażania, więc jest łatwiejsza w przechowywaniu. Szczepionka AstraZeneca wykorzystuje adenowirusy – nośniki materiału genetycznego covid-19, które nie powodują choroby u człowieka, ale umożliwiają powstanie odporności.
