Szerszy centrolew

Szerszy centrolew

Uwagi na temat tekstu Andrzeja Celińskiego „Może czas się obudzić” Naiwnością jest wiara w to, że wspólna lista wyborcza partii lewicowych oraz kolejne potknięcia i wpadki rządzących spowodują zmianę preferencji politycznych Rozumiem i podzielam irytację Andrzeja Celińskiego („Może czas się obudzić?”, „P” nr 31), który nie może się pogodzić z bezradnością lewicy wobec ofensywy rządzącej prawicy. Sądzę jednak, że jego analiza bieżącej sytuacji politycznej w naszym kraju jest nieco powierzchowna, ponieważ nie uwzględnia przyczyn sukcesów wyborczych braci Kaczyńskich. Uważam też, że stworzenie atrakcyjnego programu przez partie lewicy to za mało, aby odzyskać zaufanie wyborców i zapobiec kształtowaniu się polskiej sceny politycznej na wzór irlandzki, czyli utrwaleniu się dominacji dwóch bloków prawicowych (PiS kontra PO). Formacja braci Kaczyńskich skutecznie potrafiła zagospodarować gniew i frustrację różnych grup społecznych, które nie znalazły się wśród beneficjentów transformacji ustrojowej. Ludzi pozbawionych poczucia bezpieczeństwa socjalnego łatwo dało się pozyskać zapewnieniami „zrobienia porządku”, „odnowy moralnej”, „ukarania winnych”, „rozliczenia aferzystów”, „rozwalenia układu”. Politycy PiS co prawda ochoczo szermowali w trakcie kampanii wyborczej hasłami socjalnymi, lecz do tej pory nie przedstawili żadnego sensownego programu na rzecz wyrównywania szans życiowych Polaków. Zamiast tego wskazuje się kolejnych wrogów („układ”, „łże-elity”, mniejszości seksualne, ośrodki zagraniczne propagujące „antypolonizm”), których celem jest rzekomo osłabienie państwa, destrukcja tradycyjnego modelu rodziny i szarganie dobrego imienia narodu polskiego. Ta typowa dla amerykańskich neokonserwatystów strategia polega na kierowaniu społecznego gniewu przeciwko sztucznie wykreowanym wrogom, a nie przeciwko niesprawiedliwym mechanizmom gospodarczym. Z artykułu Andrzeja Celińskiego wynika, że większość polskiego społeczeństwa jest przeciwna polityce koalicji Kaczyńskiego, Giertycha i Leppera. Sądzę, że to iluzja. Takie nastroje na pewno są obecne wśród wielkomiejskiej inteligencji oraz liberalnej młodzieży, a to przecież nie cała Polska. PiS wraz z koalicjantami zdaje sobie z tego sprawę i kieruje swój polityczny przekaz do tych, którzy przez elity III RP byli lekceważeni. Dla ludzi wykluczonych, spauperyzowanych mieszkańców małych miast i wsi naprawdę mało istotne jest to, czy Kaczyńscy prowadzą sensowną politykę zagraniczną, oraz to, czy ataki na Trybunał Konstytucyjny są groźne dla trwałości demokracji. Prawo i Sprawiedliwość bez żadnych zahamowań podporządkowuje sobie kolejne instytucje publiczne, instalując tam swoich funkcjonariuszy. Myliłby się jednak ten, kto porównywałby ten proces do zawłaszczania państwa przez polityków SLD w minionych czterech latach. Postkomunistycznej lewicy chodziło raczej o zwykły „skok na kasę”. Dla PiS jest to element głębszego projektu politycznego, który zmierza do nadania ideologii narodowo-konserwatywnej pozycji hegemonicznej w polskim dyskursie publicznym. Politycy prawicy bowiem – w przeciwieństwie do swych adwersarzy – odrobili lekcję z Gramsciego i doskonale wiedzą, że – jak pisze Susan George – „definiowanie, utrzymywanie i kontrolowanie kultury jest kluczowe: gdy dostaniesz się do głów ludzi, zdobędziesz też ich serca, ręce oraz przeznaczenie”. Dzięki opanowaniu sfer związanych z szeroko pojętą edukacją i kulturą (w tym przejęciu mediów publicznych przez jednoznacznie kojarzonych z prawicą dziennikarzy i publicystów) łatwiej będzie przeprowadzić w Polsce konserwatywną rewolucję, która polega na pozbawieniu demokracji wszelkich cech liberalnych, czyli gwarancji praw mniejszości i neutralności światopoglądowej państwa. Polityczną wspólnotę obywateli ma zastąpić wspólnota narodowa, której tożsamość jest homogeniczna (wspólnotę łączy więź etniczno-religijna), ekskluzywna (przestrzeń publiczna jest zarezerwowana dla narodowej i religijnej większości, mniejszość zaś może manifestować swą tożsamość jedynie w sferze prywatnej) i konfrontacyjna (polityka historyczna stanowi narzędzie do budowania własnej tożsamości narodowej w opozycji do innych narodów). Jeśli lewica chce tę konserwatywną rewolucję powstrzymać i przedstawić wyborcom alternatywną wizję państwa, nie może lekceważyć rządzącej formacji. Prawo i Sprawiedliwość to chyba pierwsza od 15 lat formacja, która przedstawia spójną koncepcję przebudowy instytucji publicznych i społeczeństwa, opierającą się na aksjologicznej i ideowej podstawie. W dodatku jest to partia profesjonalna, która łączy konserwatyzm w sferze wartości z nowoczesnością i skutecznością w marketingu politycznym. Wiara w to, że wspólna lista wyborcza partii lewicowych oraz kolejne potknięcia i wpadki rządzących spowodują zmianę preferencji politycznych Polaków, jest naiwnością. Sukces wyborczy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 35/2006

Kategorie: Opinie